Pierwszym dramatem Zegadłowicza była Noc świętego Jana Ewangelisty. Misterium balladowe w siedmiu sferach[1], napisana w 1923 roku, a opublikowana – „na papierze sinym, ręcznie czerpanym” – w niewielkim nakładzie (170 numerowanych i podpisanych przez autora egzemplarzy) przez oficynę Franciszka Foltina w Wadowicach 18 stycznia 1924 roku, jako kolejna pozycja Biblioteki „Czartaka”. Okładkę książki zdobił drzeworyt Edwarda Porządkowskiego, zaś exlibris i przerywnik na karcie tytułowej wykonał Ludwik Misky.
Uwagę zwracała oryginalna typografia książki, odwołująca się do wyglądu szesnastowiecznych druków. Szata graficzna Nocy św. Jana Ewangelisty stanowiła obok języka dramatu dodatkowy element stylizacji archaicznej Zegadłowiczowskiego misterium. Podobnie jak ballady, pierwszy dramat pełen jest wątków autobiograficznych: miejsce wydarzeń to zrujnowany dom w Beskidzie – dawna kaplica ariańska – w otoczeniu gęsto rosnących drzew, zaś głównym bohaterem jest Grzegorz, „górski baca”[2], przywiązany do swej ziemi rodzinnej.
Rzecz dzieje się – jak informują poprzedzające tekst didaskalia – 26 grudnia wieczorem: „wszak to świętego dziś Szczepana”[3] i towarzysząca im kwestia Marka: „tak – noc ewangelisty Jana”[4] (NśJ, 15). Realistyczna warstwa dramatu przeplata się z dziedziną zjawisk nadprzyrodzonych przydając wydarzeniom znaczenie uniwersalne. Zgodnie z zapowiedzią karty tytułowej, dramat nocy Jana Ewangelisty rozgrywa się „w siedmiu sferach”. W treści dramatu pojawia się ich jedynie pięć: „sfera współżycia” (tzn. realistyczna – NśJ, 8), – „duchów” (NśJ, 22), „diabelska” (NśJ, 29), „kolędników” (NśJ, 42) i „pogrobowa” (NśJ, 53), co sugerować może zbyt pospieszną pracę nad ostateczną redakcją utworu. Zawiązaniem dramatu jest polemika czwórki przyjaciół, zarzucających goszczącemu ich Grzegorzowi prowincjonalność myślenia, zaściankowość, brak ambicji oraz zapędy moralizatorskie przy braku praktycznego, zdroworozsądkowego podejścia do życia, które żąda, by „się udzielać, bywać, bawić” (NśJ, 8). W treści przyjacielskiej dyskusji łatwo odczytać możemy aluzje do wydarzeń z życia samego Zegadłowicza: sprzeniewierzenia się dla osiągnięcia zysku ideałom poetyckim: „a potem toś się pokumał z dźwięcznym złotem (NśJ, 8)” (mowa o pracy Zegadłowicza w Ministerstwie Sztuki i Kultury, zakończonej niespodziewanie ku zaskoczeniu przyjaciół: „nagle ten wyjazd niespodziany” – NśJ, 8). Są tu także ironicznie wzmiankowane ambicje urzędnicze mierzone kategoriami, wysługą lat, dodatkami płacowymi i emeryturami (NśJ, 14–15). W postaciach interlokutorów Grzegorza możemy domyślać się jego warszawskich przyjaciół Zegadłowicza i wadowickich „czartakowców” (Miłaszewskiego, Kozikowskiego, Millera, Mrozińskiego).
Refleksem przeżyć samego Zegadłowicza jest ponadto zamieszczony w dramacie satyryczny obraz Warszawy – miasta diabła, któremu początkujący dramaturg, pomyliwszy role, każe się oburzać na upadek moralności wielkiego miasta, potępiać rozgrywki partyjne, prywatę i podłość. Echem lat spędzonych w Warszawie jest ponadto czytelna aluzja do zabójstwa prezydenta Gabriela Narutowicza, zbrodni popełnionej przez pracującego z Zegadłowiczem w latach istnienia Ministerstwa Sztuki i Kultury Eligiusza Niewiadomskiego:
wybacz zbyt teatralny strój –
z opery wracam – wprost z Warszawy
z stolicy pustki i zabawy
lecz i dyplomatycznych spraw –
a – nowe miasto – wielkie miasto –
starą syrenę zgwałcił paw –
[...]
tu głód – tam dolarowa kiesa –
no jak to bywa! – kiepskie cuda – ! –
stolica – jakże?! – tak – tancbuda
prawda – dziś się to dancing zwie:
burdel z głupotą po połowie –
po za tem nuda – nuda – nuda
pełna przepolitycznych not –
górą lewica – hop! prawica –
do kupy ceber polskich błot –
chłop jest szlachcicem – szlachcic skopem
niech żyje osiemnasty wiek – ! –
wszystko się warzy – aż ukropem
parzącym bryzga po za brzeg –
czasem wypłynie trup! tak krwawy!
przed narodowej chwały próg –
w łoskocie przeokropnej sławy
trzech kul w zachęcie pięknych sztuk –
kto nie jest w partji – nędzna głowa
dla wszystkich partji – to ci los!
lecz gdy się pod płaszcz którejś schowa
już jest geniuszem – i – ma trzos –
zaś kto jest w partji – istna świnia
dla partji drugiej – cały kram!
najszlachetniejszych się obwinia
o zbrodnię, zdradę, nicość, kłam –
prawdziwa nicość żyje w chwale
bo nicość znaczy – wszyscy! – ba
dobrze się dzieje i wspaniale
tira – la – lalla – tralla – la
(NśJ, 30–31).
Zasadniczym tematem dramatu jest przemiana, duchowe narodziny Grzegorza, który wprost oznajmia kres dawnej swej osobowości: „przyjaciele / wciąż mnie mieć chcecie w dawnem dziele / a to przepadło – koniec – basta” (NśJ, 9). W monologu, jaki Grzegorz wygłasza po opuszczeniu go przez przyjaciół, formułuje swój ideał pracy duchowej, dla której wzorem jest kosmiczny ład przyrody: „przeradza się duch / z zieleni w krew – ? – – praca i ruch – / – globowy śpiew” (NśJ, 19), zaś celem – zbawienie ludzkości przez wzniosłą ofiarę samotnika, poświęcenie samego siebie. Przybyłe duchy obwieszczają Grzegorzowi trzy prawdy wiodące do doskonałości duchowej, którą można zdobyć posiadłszy mądrość niepamięci, pogody i miłości (NśJ, 22–24). Pod tymi poetycko nieprecyzyjnymi terminami kryje się 1. nieuwarunkowana doświadczeniami percepcyjnymi obserwacja świata, tak intensywna, iż podmiot poznający staje się tożsamy z przedmiotem obserwowanym („wszedłszy w las / lasem trzeba się stać”, „gdy nad rzeką przystaniesz / winieneś stać się falą” – NśJ, 23), 2. płynąca z mądrości zgoda, aprobata rzeczywistości warunkująca życie w harmonii ze światem, 3. przezwyciężenie tworzonych przez człowieka podziałów społecznych, kulturowych, etnicznych i w efekcie miłość do wszystkich ludzi („jeden jest człowiek / i z jednem obliczem” – NśJ, 24). Owa doskonała miłość usuwa wszelkie podziały, jakie w nieznajomości istoty rzeczy wznosi człowiek, relatywizuje nawet pojęcie zła:
toć jest dopiero ów cud
mieniący zło owo i brzydę
w szlachetność złotego kruszcu –
takto w obliczu miłości:
zło wszelkie jest jeno pozorem –
(NśJ, 26)
Grzegorz rodzi się do nowego życia, ofiaruje samego siebie:
sercem w prostocie wlubowany
wierzącem w jeden cud: miłości –
ofiarą spłonąć przed nieznanem
szczęściem ludzkości
całej –
pragnę
(NśJ, 28).
Przysięga Grzegorza, jego szlachetna próba uwolnienia ludzkości spod wpływów nieczystych mocy, przywołuje diabła, który nie kryje, iż powodem jego przybycia jest przywieść Grzegorza do opamiętania – słyszał bowiem jego przysięgę, wie, że dlań to dzień przełomowy – stara się zatem odwieść ofiarnika od jego zamiaru dowodząc, iż ofiara ta będzie bezcelowa – tak jak bezcelowe były ofiary składane przez tylu innych... W rozbudowanym monologu diabeł wyjaśnia, iż to on właśnie jest odpowiedzialny za rozwój nauki i kultury (jak zapewnia, inspirował najwybitniejszych literatów: Byrona, Goethego, Mickiewicza, Słowackiego, Krasińskiego, Norwida). Co więcej, diabeł dziwnie dobrze czuje się w realiach polskiej rzeczywistości politycznej, społecznej i religijnej:
mym celem burzyć nie budować
i w tem też jestem spokrewniony
z wami – kaducznie przepolszczony
(...)
wyświęcają mnie bazyliki
piszą się jakieś encykliki –
we wszystkiem jestem – – byt kościelny
jest jak ja wieczny, nieśmiertelny –
chcę jeno zmiażdżyć serc powstanie
zmieniam je raz dwa na wyznanie
i koniec!! – najwznioślejsze słowo
zagaśnie jeno popią głową
świętość nakryję (...)
(NśJ, 33–34).
W tym momencie (co zaznaczone zostało w didaskaliach[5]) dramat osiąga punkt kulminacyjny: Grzegorz rozpoznaje istotę diabła – jest nią przeciwieństwo, podział, przeciwstawianie sobie wartości, celów, zamierzeń, rozszczepienie jedności. To człowiek, a nie irracjonalne moce, winien jest temu, że na świecie dzieje się źle.
Obok negatywnego obrazu rzeczywistości politycznej młodego państwa polskiego przedmiotem krytycznych uwag Zegadłowicza staje się także polskie życie religijne. Ideałem, którego przed zafałszowaniami człowieka broni dramaturg, jest chrystianizm wolny od ludzkiej hipokryzji, prób zinstytucjonalizowania najwznioślejszej nauki Chrystusa. Dla unaocznienia fałszu, który łudząco przypomina prawdę, Zegadłowicz posłużył się konceptem sobowtóra – diabelskiego wynalazku, który zwodzi ludzkość podstawiając na miejsce prawdy i miłości Chrystusowej idee łudząco do niej podobne, ale pozbawione jej siły i zbawiennego wpływu na ludzkość. Znakiem odstępstwa od nauki Chrystusa jest także szopka (symbol narodzin Jezusa) obnoszona przez kolędników. Ludowy obrzęd kolędowania też jest jedynie sobowtórem głoszenia tej pierwszej prawdziwej Dobrej Nowiny. Grzegorz kieruje uwagę kolędników na źródło obrzędu – rzeczywiste wydarzenia w Betlejem – i – wzorem Chrystusa – raz jeszcze każe iść głosić Nowinę o narodzinach Syna Dawidowego. Wraz z odstawieniem szopki kolędnicy zmieniają się w apostołów, wychodzą żegnani słowami Grzegorza: „a teraz idźcie w świat!! / grajcie wskrzeszoną komedię – !!” (NśJ, 50). Niestety, kolędnicy-apostołowie zamieniają się w bezwolne manekiny, zamierają w mechanicznym powtarzaniu ruchów.
Po latach do domu Grzegorza wracają jego przyjaciele, a może ich potomkowie. Na ścianie odkrywają zatarty częściowo napis na ścianie, z czytelnym jedynie imieniem GRZEGORZ, wspominają o zamieszkującym dom ten niegdyś obłąkanym poecie czy uczonym. Nad światem wyłaniającym się w srebrnym świcie z nocy dzwoni dzwon. Pokrywający ziemię śnieg, dominująca w kolorystyce sceny biel i srebrzystość poranna symbolizują czystość, odkupienie, spełnioną ofiarę Grzegorza. Donośny Głos biblijnym cytatem (Mk. 10: 14–15) głosi pochwałę ewangelicznej prostoty – „nadzieję najświętszą” (NśJ, 58).
Bogactwo zapożyczeń i świadomych nawiązań literackich obecnych w pierwszym dramacie Zegadłowicza dowodzi, iż autor Nocy świętego Jana Ewangelisty nadzwyczaj ambitnie zakreślił swe plany twórcze, usiłując stanąć w szeregu najwybitniejszych dramatopisarzy polskich, podjąć ich rozpoczęte dzieło i nadać mu aktualny wymiar, taki jakiego wymagały nowe warunki. Przede wszystkim misteria Zegadłowicza zawdzięczają wiele Ewangelii świętego Jana: podjęcie przez Grzegorza szlachetnej misji wobec ludzkości, ofiarowanie samego siebie, kuszenie przez zwodzącego z prawej drogi diabła – to czytelne przetransponowanie losów Chrystusa. Wybór osoby Jana – i jego ewangelii – uzasadnia pojawiający się w dramacie diabeł szczególną rolą, jaką w życiu Grzegorza odgrywa ów jedyny „wtajemniczony” ewangelista (NśJ, 41), który – jako jedyny nie opuścił – wzorem innych apostołów – Jezusa skazanego na śmierć (NśJ, 47). Ewangelia Jana obecna jest w kompozycji dramatu Zegadłowicza już to poprzez bezpośrednie przywołanie w tytule, już to przez wykorzystanie w dramacie czerpanych z niej motywów. W wypowiedziach głównego bohatera dwukrotnie powraca koncepcja logosu: postulowana przez Grzegorza konieczność przywrócenia słowom ich właściwego znaczenia zilustrowana jest treścią pierwszego wersetu Ewangelii: „trzeba znać wagę powiedzenia / nie rzucać słów tak odniechcenia / czy dla zabawy – zważcie – Słowo / u BOGA było – BOGIEM Słowo” – (NśJ, 12). Po raz drugi werset ten pojawia się w kontekście rozważań na temat niezafałszowanej nauki Bożej i przełomu duchowego Grzegorza – jego nowych narodzin (NśJ, 27) – „początku”[6]. Z Ewangelii Jana zaczerpnął także Zegadłowicz postać Nikodema, faryzeusza, któremu Jezus mówił o konieczności powtórnego odrodzenia się (J. 3: 1–21) i formułę przysięgi Grzegorza, który za konającym Jezusem wypowiada słowo: „pragnę” (NśJ, 28; J. 19:28).
Noc świętego Jana Ewangelisty jest ponadto – w zamierzeniu autora – twórczym rozwinięciem problematyki najwspanialszych dzieł dramatycznych polskiej literatury: Dziadów Adama Mickiewicza i Wesela Stanisława Wyspiańskiego.
Potwierdzeniem przejęcia wielu Mickiewiczowskich konceptów z Dziadów cz. III i II są tożsame motywy: nawiedzenie starej kaplicy przez duchy; Grzegorz – jak Gustaw – zapisuje na ścianie swe imię (NśJ, 56); trzy prawdy głoszone przez duchy, a wprowadzane analogiczną frazą: „a najpierw trza zyskać mądrość tę” przypominają Mickiewiczowskie „Bo słuchajcie i zważcie u siebie, / Że według bożego rozkazu...”[7] – i wreszcie – nieprzypadkowe chyba – umiejscowienie czasowe wydarzeń: koniec roku 1823 u Mickiewicza – i ta sama pora roku sto lat później u Zegadłowicza.
Autor Nocy świętego Jana Ewangelisty nie ukrywa też nawiązań do Wesela Wyspiańskiego. Dzieło to przywoływane jest zarówno poprzez bezpośrednie odwołanie treściowe i ukształtowanie rytmiczne: ośmiosylabowe wersy zakończone często rymami oksytonicznymi. Postać Grzegorza, jego miejsce wśród innych postaci dramatu, jest odpowiednikiem roli Gospodarza z Wesela (być może nawet jego imię jest homonimiczną aluzją do postaci z dramatu Wyspiańskiego). Dramaty te łączy ponadto postać diabła, który wyznaje Grzegorzowi: „nie bez celu / byłem przed laty na weselu – / do dziś się Polska dookoła / kręci – w mą nutę – nie – chochoła – – ” (NśJ, 36).
Dramat Zegadłowicza obciążony jest wieloma wadami dzieła pionierskiego. Z pewnością brakuje Nocy świętego Jana Ewangelisty właściwej dramatowi akcji. Źródłem konfliktu są tu najczęściej jedynie spolaryzowane stanowiska polemizujących postaci, natomiast sugerowanego w didaskaliach napięcia nie wprowadzają ani zjawiający się na scenie przybysze z zaświatów, ani patos ofiary Grzegorza. Chyba nieco wbrew zamierzeniom samego autora, najlepszymi fragmentami dramatu okazały się partie satyry politycznej, obyczajowej i religijnej, w których do głosu dochodzi wnikliwy i angażujący swoje najszlachetniejsze uczucia nieobojętny na społeczną krzywdę obserwator. Obok mało przekonywującego patosu i niezbyt udanego dialogu z problematyką dzieł najwybitniejszych dramatopisarzy, w Nocy świętego Jana obecne są w zarodku elementy obecne w późniejszej, dojrzałej twórczości: krytyka hipokryzji religijnej, nieprawidłowości życia politycznego, przedkładanie skuteczności nad etykę w życiu partyjnym, podporządkowanie życia literackiego doraźnym celom propagandowym. Zauważmy wreszcie, iż satyra polskiego życia politycznego i społecznego, którą Zegadłowicz wplótł w swój dramat już w roku 1923, ponad dwadzieścia lat później, odezwie się – jakże podobnymi! – wersami Balu w Operze Juliana Tuwima...
Noc św. Jana Ewangelisty nigdy nie ukazała się na scenie, ale Zegadłowicz powrócił do swej pionierskiej sztuki rozbudowując jej treść do pięciu aktów, którym nadał tytuł Wigilia (pierwotnie: O wiekuistej tęsknocie)[8]. Jak pisał Szymanowski, dramat ten miał być teatralnym ukoronowaniem programu „Czartaka”[9], ale podobnie jak jego wcześniejsza wersja nie znalazł się w repertuarze żadnego teatru. Ograniczony nakład wydania książkowego spowodował, iż pojawienie się pierwszego dramatu Zegadłowicza odnotowali w prasie literackiej głównie ci krytycy, którzy pozostawali w bliskim związku towarzyskim z autorem: Tadeusz Sinko („Ilustrowany Kurier Codzienny” 1924 nr 188), Edward Kozikowski („Robotnik” 1925 nr 19), Franciszek Siedlecki („Gazeta Administracji i Policji Państwowej” 1925 nr 1) oraz Tadeusz Szantroch, który w szkicu opublikowanym w „Listach z Teatru” nie wyszedł właściwie poza ramy streszczenia sztuki, ograniczając konstatacje interpretacyjne do formuły definiującej Noc św. Jana Ewangelisty jako „dramat rozdwojenia duszy, chcącej wierzyć, uznającej potrzebę wiary, gdy druga duszy tej, mefistofeliczno-spekulatywna połowa przez własną egzegezę początkowych słów ewangelii stwierdza, że twórczą mocą »słowa« (logos) może i potrafi stworzyć fikcję Boga, ukazuje teatralną komedie wiary i oświetla nią złowieszczo dno tragedii subiektywnej Grzegorza i obiektywnej ogólnoludzkiej”[10].
[1] Rękopis sztuki znajduje się w Bibliotece Głównej Uniwersytetu im. A. Mickiewicza w Poznaniu. Na temat zmian redakcyjnych kolejnych wersji zob. Kornel Szymanowski, Narcyz, s. 24-25.
[2] Emil Zegadłowicz, Noc świętego Jana Ewangelisty. Misterium balladowe w siedmiu sferach, Gorzeń Górny 1924, s. 14. Wszystkie cytaty z tego wydania onaczone są skrótem NśJ, po którym podano numer strony.
[3] Kościół rzymskokatolicki czci pamięć świętego Szczepana, pierwszego męczennika, 26 grudnia.
[4] Noc świętego Jana przypada w dniu 27 grudnia. W wypowiedzi Mefista czas akcji określony jest w słowach: „dziś jest wilja Jana Ewangelisty”, s. 41.
[5] Didaskalia w tym dramacie dowodzą w większej mierze literackiego niż scenicznego charakteru Nocy św. Jana Ewangelisty: Zegadłowicz w uwagach odautorskich usiłuje ukonstytuować zapisem słownym bądź to napięcie, jakie może jedynie rodzić się z sytuacji, dramatycznego „dziania się”, bądź subtelne atrybuty rzeczywistości formułowane metaforycznie: („od tej chwili sprawa zatraca – jakoby rzec – bezkształt poetycki (...) a wyodrębnia się w sposób niepokojący sceniczność” – NśJ, 30; „w komnacie atmosfera wilgoci i pleśni” – NśJ, 7; „wraz ożywia się niewidnie komnata (...) zamieszkała dawną bogomodlnością (...) wszystko to widoczne kto ma oczy widzące” – NśJ, 21–22).
[6] Pierwszy werset ewangelii Jana został w dramacie przytoczony w oryginale greckim (NśJ, 41); być może autor świadomie kładł nacisk na ów sporny fragment Nowego Testamentu, który wielokrotnie stawał się tematem rozpraw naukowych Braci Polskich, dowodzących swym katolickim adwersarzom, że ich rozumienie doktrynalne upatrujące w tym miejscu Pisma Świętego dowodu na istnienie Trójcy, jest błędne – zob. na przykład: Jonasz Szlichtyng, Parafraza początku Ewangelii Według św. Jana [w:] Myśl ariańska w Polsce XVII wieku. Antologia tekstów. Teksty wybrał, opracował, wstępem i notami opatrzył Zbigniew Ogonowski, „Ossolineum”, Wrocław – Warszawa – Kraków 1991, s. 387–391.
[7] Adam Mickiewicz, Dziady, „Czytelnik”, Warszawa 1980, s. 17, 30.
[8] W druku dramat ukazał się jedynie jako egzemplarz teatralny w roku 1927, następnie przedrukowany został w II tomie Dramatów Zegadłowicza.
[9] Kornel Szymanowski, „Wstęp” [w:] Emil Zegadłowicz, Łyżki i księżyc, op.cit., s. 10.
[10] Tadeusz Szantroch, [rec.], „Listy z Teatru” 1925 nr 5, s. 140.
Mirosław Wójcik, Pan na Gorzeniu. Życie i twórczość Emila Zegadłowicza, Kielce 2005, s. 164-167
Noc świętego Jana Ewangelisty
Misterium balladowe w siedmiu sferach
[nakładem „Czartaka”], Drukarnia Franciszka Foltina w Wadowicach, Gorzeń Górny 1924,
okładkę wykonał Edward Porządkowski,
exlibris i przerywnik na karcie tytułowej Ludwik Misky
170 numerowanych i przez autora podpisanych egzemplarzy
[2], 58 s.; 18 cm
– rkps. BG UAM Poz., 2284
– egz. MBC, Cim. Z. 138179, nr 74
– egz. BN, I 500.746, z dedykacją autora dla Jana Lorentowicza, nr 6