Dramat Nawiedzeni opatrzony został podtytułem Misterium balladowe w trzech aktach, a zatem gatunkowo był pokrewny dramatycznemu debiutowi Zegadłowicza. Po raz pierwszy utwór został opublikowany – jako kolejna pozycja Biblioteki „Czartaka” – w roku 1924 (9 sierpnia – pierwsza korekta dramatu; druk ukończono 12 września 1924 roku, Zegadłowicz otrzymał pierwsze egzemplarze 20 września; na karcie przedtytułowej widnieje rok 1925) w drukarni Franciszka Foltina w Wadowicach. Okładkę wydrukowanej w 500 egzemplarzach książki zdobił drzeworyt Ludwika Misky’ego.

         Trzyaktowy dramat poprzedza prolog, w którym Reżyser i Dramaturg wymieniają uwagi na temat stanu obecnego polskiej sztuki teatralnej i koniecznych zmian. Dla przełamania panującej w polskim teatrze dominacji repertuaru obcego i niechęci do innowatorstwa rozmówcy postulują powrót do źródeł sztuki scenicznej – odrodzenie teatru. Reżyser podnosi konieczność ożywienia na scenie ducha teatru greckiego i średniowiecznego. Dramaturg natomiast postuluje sztukę nową: polską – ale nadnarodową (N, 9), wolną od zarzutu zaściankowości.

         Echem rozmów Reżysera z Dramaturgiem są wprowadzone elementy dramatu klasycznego i średniowiecznego. W Nawiedzonych pojawia się Chór (złożony z prostych ludzi), odnajdujemy tu także czytelne aluzje kompozycyjne i treściowe do zabytków literatury średniowiecza – dla przykładu: scena X aktu II to przetworzone motywy Rozmowy mistrza Polikarpa ze Śmiercią.

         Główną postacią Nawiedzonych jest Wojtek, 17-letni chłopiec bytujący poza tradycyjnym porządkiem społecznym wsi (sierota, uważany za wioskowego niezgułę), dziecko w tajemniczym przymierzu z naturą, rozpoznające niezrozumiałe dla innych znaki płynące ze świata przyrody. Wiedza Wojtka sięga istoty spraw, które dla otaczających go chłopów są jedynie powszednią codzienności. W pracy i życiu najprostszych ludzi widzi ich mistyczne zadanie, niczym święty Franciszek rozumie mowę przyrody: rzeki, chmur, lasu, nieba, ziemi, gór i ptaków.

         Motywami wiążącymi dramaturgię wydarzeń jest obrzęd ślubu, korowód drzew prowadzący zaczarowanego mocą zaświatów Wojtka oraz postacie zjawiających się sukcesywnie powsinogów: druciarza, kamieniotłuka, szklarza, piecarza, sadownika i świątkarza. W punkcie kulminacyjnym wątki te łączą się w obraz ofiary życia złożonej przez Wojtka.

         Dramat Nawiedzeni powtarza wiele zasadniczych konceptów Zegadłowicza, znanych nam już z Nocy świętego Jana Ewangelisty. Podobnie jak w pierwszym dramacie tak i tu obecne są elementy autobiograficzne: rzecz dzieje się w wiosce beskidzkiej, w uwadze odautorskiej „podwórze schłopiałego dworku w Beskidzie” (N, 18) domyślać się możemy aluzji do domu samego pisarza (co więcej, dokładnie przedstawiona topografia podwórza odpowiada usytuowaniu zabudowań gospodarskich Kamiennego Domu), ponadto w tekście dramatu padają nazwy pobliskich miejscowości: Kalwaria Zebrzydowska, Koziniec. Wydaje się, iż taka lokalizacja miejsca – pospolitego i na wskroś realistycznego – ma stanowić kontrast w stosunku do rozgrywających się w nim wydarzeń – wyjątkowych i mistycznych. Niezwykłość i przełomowy charakter wydarzeń, jakie mają miejsce w zwykłym miejscu ale w niezwykłym czasie, sygnalizowany jest w dramacie poprzez wypowiedzi wprost („wielga, świetlista godzina” – N, 13); „cas się zisco” – N, 33), jak i przez podkreślane w dramacie metaforycznie rozumiane przemiany pór roku (przedwiośnie), dnia (świt) i ludzkiego życia (ślub).

         Tłem głównego wątku – Wojtkowego poszukiwania drogi do Boga – jest życie prostego ludu beskidzkiego: jego bieda, niewiedza i znieczulenie serca. To właśnie sceny utyskiwania na dolę człowieczą rozpoczynają każdy akt dramatu i jakby odpowiedzią na owe żale jest pojawienie się Wojtka. W niezrozumiałych dla prostego ludu słowach chłopiec mówi o nadchodzącym zmartwychwstaniu. Od kolejnych powsinogów, w których rozpoznaje wysłańców zaświatów, domaga się potwierdzenia swoich przeczuć. Prośby Wojtka wysłuchane zostają przez Chrystusa, prowadzony przezeń chłopiec rusza przed siebie w korowodzie kroczących wierzb i topól. W drodze kuszony jest przez duchy pól, lasów i jezior: Boginki Wodne, Topielca, Południcę, Czarownice, Kozła Rogatego, duchy nieboszczyków[1]. Orszak drzew wiedzie Wojtka do wrót kościoła – tu pojawia się Chrystus ze swymi apostołami – powsinogami beskidzkimi – i otwiera zamkniętą dotychczas świątynię. Omdlały chłopiec pada na kościelną posadzkę, odzywają się ograny i dzwony. Rozbudzeni chłopi przybywają do kościoła, ale ani oni, ani ksiądz nie dają wiary opowieściom chłopca.

         Wieść o niezwykłym zdarzeniu dociera do weselników – początkowo jest jedynie szeptana na ucho, ale już wkrótce oczom zebranych w beskidzkiej chałupie chłopom ukazuje się orszak wierzb i topól prowadzący Wojtka. Nadchodzi Syn Człowieczy – wieści weselnikom Wojtek – „nima zła i nima złości – / ino ciepłoś jest wieśniano / ino radoś niesłychano: cud miłości......” (N, 97). Chłopi, którzy uprzednio skarżyli się na brak wina, teraz piją z napełnionych cudowną mocą kubków napój (aluzja do pierwszego cudu Jezusa) – w zalewającej ich błękitnej światłości poczynają rozumieć słowa Wojtka, wyzwalają się z tłumiącego ich człowieczeństwo rytmu powszedniej mordęgi, łączą się z chłopcem w litanijnej modlitwie. Przybyły ksiądz wyrzuca chłopom zbałamucenie, gromi ich bezbożność, zatracenie zdrowego chłopskiego rozumu. „Przez serce wiedzie droga jedyna do Boga” (N, 104) – ripostuje Wojtek – „księze – dlocego włośnie ty jeden jedyny / rozumem śkreślić kces ich serca cyny – ” (N, 106). Polemikę na temat istoty wiary przerywa pojawienie się w niezwykłej światłości Chrystusa: Wojtek ofiaruje samego siebie za lud – jego wyczekiwanie zbawienia i trud codzienny. Nad zmarłym chłopcem ksiądz i chór wypowiadają słowa: „A Słowo Ciałem się stało / i mieszkało między nami” (N, 108). Odzywa się dzwon na Anioł Pański.

         Nowy dramat Zegadłowicz pełen jest repetycji w stosunku do Nocy świętego Jana Ewangelisty. W Nawiedzonych powtórzone zostały najistotniejsze elementy kompozycyjne poprzedniego dramatu i wątki treściowe. Najważniejszymi innowacjami są natomiast: wprowadzenie postaci prostych chłopów jako głównych osób dramatu, kreacja bohatera głównego znacznie odbiegająca od wcześniejszych, ściśle autobiograficznych wcieleń autora, zastosowanie gwary jako zasadniczego języka utworu oraz większa autonomiczność akcji, która ewokuje treść w sposób właściwy sztuce dramatycznej, zamiast streszczanego uprzednio na sposób literacki w uwagach odautorskich sensu zdarzeń.

         Podobnie jak i Nocy świętego Jana Ewangelisty, nowy dramat Zegadłowicza korzysta – zarówno twórczo jak i odtwórczo – z wielu wybitnych dzieł polskiej literatury. Oczywiste są zależności formalne i treściowe łączące Nawiedzonych z Weselem Wyspiańskiego (obrzęd ślubu, który stanowi tło dla przełomowych wydarzeń społecznych i duchowych; postać Wojtka, który jak Jasiek z Wesela otrzymuje zbawczą misję; korowód drzew w miejsce Chochoła i wiele innych) [2].

         Spór księdza z Wojtkiem jest czytelnym rozwinięciem polemiki z Mickiewiczowskiej Romantyczności. Obrońcą pojmowanej racjonalnie wiary w dramacie Zegadłowicza jest ksiądz, który apelując do zdrowego chłopskiego rozumu, powtarza niemal słowa wieszcza: „ten chłopak wyplata androny, / a wy głupi słuchacie”[3] (N, 105), zaś Mickiewiczowska pointa „Miej serce i patrzaj w serce”[4] mogłaby posłużyć jako motto do Nawiedzonych – dramatu o miłości, jako istocie ludzkiej więzi z Bogiem.

         Rozwinięciem problematyki sygnalizowanej w poprzedni dramacie jest motyw wszechobecnego życia, bożego ducha przenikającego nawet twory natury nieożywionej. Wiedzę tę przekazują powsinogi, postacie łączące realistycznie prezentowany świat beskidzkiej wsi z mistycznie obecnymi zaświatami:

 

Bo to w wszyśkim wies jes dusa –

choć się niby rzec nie rusa

na ten przykłod – tak na oko –

ale spojrzyć hań głęboko

wszyśko razem mo, mo zycie

wielgie sobą – chocioz skrycie –

tak te okna, chałpy, sprzęty

w wszyśkim dech jes Jego święty (N, 46)

 

         Doznanie i zrozumienie mistycznego wymiaru rzeczywistości pozwala człowiekowi przejść ponad przeciwieństwami, które są jedynie powierzchnią zjawisk, złudą świata; rzecz z pozoru inna, okazuje się być tożsama ze swoim przeciwieństwem: „różnice są w jedności” (N, 47) – powiada piecarz. Cud miłości – istoty nauki Chrystusa – odmienia ludzkie życie. Jednak na drodze do Boga i drugiego człowieka staje odbierający ludzką godność okrutny los wiejski: „ – ja słyse – mówi przebudzony Chrystusowym cudem chłop – jo to widze – jo to cuje skrycie – / ino mi się wciąż gubi – bez to kwarde zycie” (N, 93). Staje także bezduszne i małostkowe duchowieństwo: w dramacie Zegadłowicza ksiądz – sceptyczny wobec wierzeń ludowych, pełen pogardy dla chłopskiej głupoty – martwi się głównie o pozory wiary: utrzymanie uległości wiernych, estetykę świętych obrazów i przydrożnych kapliczek oraz o dobra doczesne chronione w zamkniętym kościele: „pewnie skradli monstrancję i wota – / a dużo tego było ze srebra i złota” (N, 67). Znaczące wydaje się być również i to, że postać księdza wyobcowana jest z życia beskidzkiej gromady przez język. W dramacie Zegadłowicza wszystkie postacie – łącznie z duchami, czarownicami i diabłem – posługują się gwarą, która staje się znakiem najistotniejszej identyfikacji społecznej, swoistym świadectwem wspólnego doświadczenia egzystencjalnego, tożsamej wyobraźni i wrażliwości. Jedynie ksiądz posługuje się językiem literackim (z okazjonalnymi naleciałościami gwarowymi), jak gdyby w ten sposób chciał podkreślić swoją pozycję w hierarchii społecznej i – przeciwstawioną tępocie beskidzkich chłopów – uczoność. Przeświadczony o wyższości racjonalistycznie uzasadnianych prawdy wiary, zwalcza ludowe wierzenia, a z drugiej strony dba o swój autorytet:

 

nie plećcie – nima strachów, czarownic, uroków –

kobiety – wyście pełne przesądów i mroków –

nima nic – – ino w to z was niechaj każda wierzy

co z ambony słyszycie – tak – od duszpasterzy – (N, 66)

 

         O tym, jak istotne dla Zegadłowicza było emocjonalne a nie intelektualne obcowanie ze światem, świadczy i to, że – jakby nie dowierzając wymowie samej sztuki – zamknął tekst dramatu dyskursywnym wykładem, w którym rozszerzył i uogólnił znaczenie motywu serca. Ukazane w sztuce przeciwstawienie: żywa wiara – serce – lud, a z drugiej strony: martwa wiara – rozum – ksiądz, przeniesione zostaje w rozmowie z Reżyserem na teren sztuki, gdzie elementy owej konstrukcji zyskują nowe znaczenie. Teraz zależności: martwy kanon estetyczny – odbiór intelektualny – Reżyser (i tradycyjnie pojmujący rolę teatru krytycy) przeciwstawiony zostaje postulat odnowy: żywa sztuka – odbiór emocjonalny – Dramaturg (i spragniony nowej sztuki „lud” – tj. publiczność). Nie zrozumie jego dramatu – zdaje się mówić autor – kto przykładając tradycyjne miary, anachroniczne kryteria wartościowania – zarzucał będzie Nawiedzonym mglistość, nielogiczność, prostactwo, bezkształt i brak życia. Stanowisko Reżysera, jego niechęć do mistycznych aspektów sztuki, pozwala sądzić, iż pierwowzorem tej postaci był Teofil Trzciński, krytycznie oceniający Nawiedzonych wbrew naleganiom Wysockiej, która musiała usprawiedliwiać dyrektora Teatru im. Słowackiego przed Zegadłowiczem pisząc, iż to „zacny człowiek (...), ale strasznie tkwi w materii” [76.251].

         Wszystko to jednak nie zmienia faktu, iż konstrukcja Nawiedzonych nie zdołała przenieść należycie zamierzonego przez autora dramatyzmu wydarzeń, napięcia, narastającej grozy, mocy spektakularnych epifanii. Podobnie jak w Nocy świętego Jana Ewangelisty, Zegadłowicz o tym, co winno być immanentną właściwością rozwoju wydarzeń, informuje czytelnika w poetycko formułowanych didaskaliach (na przykład: „trwają w monotonnym zaśpiewie; pod tą spokojną warstwą dźwięków gorzeje płomień podsycany krzesiwem pracy nieustępliwej, wiekami znaczonej – ku wieczności mierzącej: na konieczność, na zmartwychwstanie” – N, 15; „siła fluidyczna powsinogów cale inaczy myśli i uczucia; ważna gawęda doczesna ustępuje, a owo na dnie duszy chłopskiej wieczyście leżące: wyczekiwanie – czego – ? – przesila się wzmożenie – N, 92)”.

         Zegadłowicz uznał, że dramat zasługuje na wystawienie i rękopis Nawiedzonych wysłał Stanisławie Wysockiej. Doświadczenie sceniczne kazało jednak wielkiej aktorce wystawić raczej Lampkę oliwną, którą otrzymała wraz z rękopisem Nawiedzonych[5]. Podobnie o sztuce mówił Teofil Trzciński, który z niechęcią myślał o podejmowaniu przez Teatr im. Słowackiego ryzyka wystawienia sztuki nieznanego autora. 5 kwietnia 1924 roku Stanisława Wysocka informowała Zegadłowicz o wyniku podjętych przez nią starań:

 

Obecnie szukam lokalu odpowiedniego – chcę stworzyć „Studya” w Krakowie. Okazuje się że istnieje tutaj mały teatrzyk przy ulicy Lubicz, w którym mieści się drukarnia – właściciel drukarni chce dobrze zarobić na odstąpieniu (jej) lokalu – ale może się uda wejść z właścicielem domu w porozumienie. Jakby to było cudownie. Wówczas Nawiedzeni znaleźliby godną oprawę. Teatr boi się zaryzykować. Trzciński przeczytał obie sprawy naturalnie Lampka oliwna wydała mu się odpowiedniejszą co do wystawienia – tylko mu bardzo brużdżą święci, po co to, zapytuje? Zacny człowiek, przyjaciel mój dobry, ale strasznie tkwi w materii – często mnie wariatką nazywa i żegna się jak ode złego. To nic – my poczekamy jeszcze, prawda? Ja go powoli przygotuję – bo wiem jak mu dawkami trzeba wsączać rzecz, którą się chce przeprowadzić. O Nawiedzonych, Lampce osobno – raz jeszcze zdołałam przeczytać – tak bardzo jestem zapracowana – może jutro będę pisać – [76.251].

 

         Kilka dni później pisała do Zegadłowicza: „Drogi Panie dziś będę mówić z Trzcińskim – powrócił z Warszawy – w następnym liście napiszę – jak Pan zrobić ma. Ja wiem, że Nawiedzeni są i myślowo i uczuciowo nieskończenie wyżej od Lampki – ale ja myślę – że teraz byłoby trudno zrealizować bo wymagają dużego wysiłku dekoracyjnego. Tych do jesieni odłożyć wypadnie – albo może jeszcze przedtem pomysł jakiś przyjdzie – ciągle to widzę – nie w teatrze” List z 10 lub 17 września 1924 roku) [76.258]. Jednak Zegadłowicz nie uznał racji Wysockiej i jeszcze we wrześniu (kiedy mógł już dysponować wydrukowanymi egzemplarzami swojej sztuki) usiłował przeforsować plan inscenizacji Nawiedzonych. Oprócz obiecanej mu przez Stanisławę Wysocką pomocy w tym zakresie, starał się o poparcie dla swego dzieła ze strony innych wpływowych osobistości Teatru. Jak zawsze, mógł liczyć na Ludwika Misky’ego. 23 września 1924 roku krakowski przyjaciel Zegadłowiczowi: „Ze Świątkiem, który został kierownikiem artystycznym teatru im. Słowackiego, widziałem się i o Nawiedzonych go molestowałem. Powiada, że myśli o tem i że Wysocka o tem pamięta i pilnuje sprawy. Zdaje się jednak, że jeszcze nie w najbliższych miesiącach wejdzie ta rzecz na estradę” [72.4.5.3].[6]

            Dramat Zegadłowicza doczekał się nielicznych wzmianek w prasie. Pisali o sztuce między innymi Przecław Smolik („Naprzód” 1924 nr 264), Tadeusz Sinko („Nowa Reforma” 1924 nr 263) oraz Edward Kozikowski („Listy z Teatru” 1925 nr 5).

Ostatecznie plan wystawienia Nawiedzonych upadł. Zegadłowicz musiał uznać rację Trzcińskiego i Wysockiej i zgodzić się na inscenizację Lampki oliwnej.

 

[1] Władysław Studencki (Twórczość dramatyczna Emila Zegadłowicza, s. 13) sugeruje, iż scena sabatu przejęta jest z Fausta Goethego, którego tłumaczeniem Zegadłowicz miał się zajmować już od 1923 roku. Natomiast w liście do Stefana Żechowskiego z 16 stycznia 1937 roku Zegadłowicz pisze – „najlepszy przekład Fausta jest – niestety – mój; niestety: bo można to było jeszcze lepiej zrobić; cóż – nie mogłem temu poświęcić więcej jak dwa lata życia; Goethe poświęcił – z przerwami, ale to tkwiło w nim! – 50 lat! – Różnica!!”. Pracę przekładową Zegadłowicz rozpoczął w maju 1925, rekonstruując przekład pamięciowy, nad którym pracował już wcześniej (Faust został opublikowany na przełomie lat 1926–1927).

[2] Te i inne zależności analizuje szczegółowo Studencki, Twórczość dramatyczna Emila Zegadłowicza, s. 8–16.

[3] Oczywista aluzja do słów: „Dziewczyna duby smalone bredzi, / A gmin rozumowi bluźni” – Adam Mickiewicz, Romantyczność – w: tenże, Wiersze, „Czytelnik”, Warszawa 1975, s. 63.

[4] Tamże.

[5] O zaangażowaniu Wysockiej w próby wystawienia dramatu Zegadłowicza na scenie świadczy fakt sporządzenia przez nią na potrzeby Teatru im. J. Słowackiego bardziej czytelnego rękopisu sztuki (pomyłkowo zatytułowanej przez nią jako Nawiedzony). Czternaście kolejnych kart tego manuskryptu (prawdopodobnie całość jednoaktowego początkowo dramatu) zachowało się w archiwum pisarza w Gorzeniu Górnym [40.4.39]. Najwcześniejsza redakcja dramatu znacznie odbiega od wersji opublikowanej we wrześniu 1924 roku, między innymi rozpoczynał ją obraz włączony później jako scena druga aktu pierwszego, natomiast jej obraz końcowy w wersji ostatecznej jest sceną czternastą aktu drugiego.

[6] Dramat Nawiedzeni zamierzał wystawić w roku 1926, na rozpoczęcie sezonu wielkopostnego w Poznaniu, Teatr Polski. W roli Wojtka wystąpić miał Mieczysław Szpakiewicz – [red.], „Kronika”, „Gazeta Literacka” 1926, nr 1, s. 3.

 

 

 

 

Mirosław Wójcik, Pan na Gorzeniu. Życie i twórczość Emila Zegadłowicza, Kielce 2005, s. 169-173.

 

 

 

 

Nawiedzeni

Misterium balladowe w trzech aktach

 

 

[nakładem „Czartaka”], Drukarnia Franciszka Foltina w Wadowicach,

Wadowice 1925,

okładkę wykonał Ludwik Misky

 

– rkps. BG UAM Poz., 2270, 

– egz. ŚBC, sygn. 11563, z dedykacją dla Andrzeja Piwowarczyka,

– egz. BN, sygn. Cim. II 131.373.

– egz. AEZ GG.