W 1924 roku Zegadłowicz pisze swój czwarty dramat. Na obwolucie drugiego rękopisu (sporządzonego w dniach 12–17[1] września 1924 roku w Gorzeniu Górnym), obok własnoręcznie przez autora narysowanej ilustracji, widnieje tytuł Plamy na księżycu. Groteska w trzech aktach. O innym jeszcze pomyśle na tytuł – Łyżki blaszane – wspomina Zegadłowicz w liście do Kozikowskiego[2]. Ostatecznie rzecz została nazwana Łyżki i księżyc (tytuł ten został dopisany u dołu karty tytułowej drugiego rękopisu i figuruje już na stronie tytułowej sporządzonego na podstawie tego manuskryptu maszynopisu [79.1]). Rękopis trzeci[3] ukończony został 8 października 1924 roku, ale nie doczekał się druku[4].

      Jedną z pierwszych wzmianek dotyczących powstawania nowego utworu Zegadłowicza znajdujemy w liście Stanisławy Wysockiej, która 16 września 1924 roku pisała z Krakowa: „Bardzo się ucieszyłam z pomysłu groteski – przypuszczam – że przy wrodzonym Lulanowi[5] humorze – powstanie coś – co jest dziś scenie potrzebne. Nie chcę już żadnych roztkliwień, bo Lulan zaraz po gwiazdach bujać zaczyna – a moja przekora sprawia – że zaczynam pragnąć chodzić po ziemi. Zdaje mi się, że to nie jest dobre lekarstwo na tęsknotę – ucieczka – tak jak Lulan to zrobił”[6]. Stanisława Wysocka zainteresowała sztuką Zegadłowicza Teofila Trzcińskiego, dyrektora teatru im. J. Słowackiego w Krakowie, który w liście z 19 września 1924 roku prosił autora o tekst sztuki, obiecując jej inscenizację (która ostatecznie nie została zrealizowana)[7]. 11 października 1924 roku gotową sztukę Zegadłowicz posłał do Krakowa dla Trzcińskiego. „Groteskę mam – pisze Wysocka – właśnie chcę ją przeczytać młodzieży – z którą zaczęłam pracę – czy pozwolisz?”.

[...]        

     W poprzedzającym akt trzeci pożegnalnym monologu Błazna, królewski wesołek namawia widzów do udania się z nim w kraj fantazji – na Księżyc[8], gdzie prócz niego przebywają jeszcze dwa cienie: Poeta i jego ukochana Królewna. W drodze trzeba jedynie „wciąż iść za tęsknotą” (ŁiK, 117). Możemy jedynie pytać, na ile słowa Stanisławy Wysockiej: „Co ja zrobię – że Bóg mnie taką stworzył – że mogę czuć się dobrze i radośnie – tylko w tęsknocie i fantazji”, zainspirowały Zegadłowicza do takiej wypowiedzi? Na ile pomysł cieni na księżycu łączyć można z wyznaniem Wysockiej: „Oh – jakże będzie dobrze gdy zdołamy przenieść naszą ziemskość w krainę cieni” [76.248]? Cytowane tu słowa Wysockiej (z kwietnia i lipca 1924 roku) towarzyszyły Zegadłowicz w czasie pisania ówczesnych Plam na Księżycu, stąd mogły wpływać na kształt ostateczny dzieła. Natomiast fragment listu Wysockiej (która od tej pory zaczyna nazywać swego korespondenta Cieniem) z 8 października 1924 roku: „Słodki mój Panie proszę odrzucić od siebie rozleniwienie i rozmarzenie i wejść na drogę Cienia – tam w oddali błyszczy jasne światełko – zapatrzyć się w nie i myśleć że po tej drodze dalekiej będą punkty w których drogi nasze się zejdą i będziemy na dobrych chwil kilka – razem” – jest już swoistym komentarzem do powstałej groteski, jako że w tym dniu Zegadłowicz ukończył przepisywanie trzeciego rękopisu Łyżek i księżyca.

   

[...]

 

   Każdy z trzech aktów groteski (która jeszcze w drugim rękopisie podzielona była na sceny) poprzedza prolog wygłaszany przez Błazna, który namawia publiczność do aintelektualnego i bezkrytycznego odbioru widowiska: „rozumu nie zażywajcie dziś zgoła – !! – ”[9], komentuje dziejące się wydarzenia podpowiadając klucz do ich rozumienia: przekorę, „sowie lustro – gdzie tajniki ludzkich serc i ludzkiej nędzy znachodzą swe rozwiązanie” (ŁiK, 61), wreszcie, żegnając się z widzami, poddaje w wątpliwość nierzeczywisty charakter wystawionej sztuki: „to przecież jest po trosze / życie – to co się tu dzieje – zgniecione nieco skrzywione [...] i życie / fraszką bywa” (ŁiK, 117).

    Łyżki i księżyc to utwór nawiązujący kompozycyjnie i stylistycznie do różnych form teatralnych. Są tu elementy komedii dell’arte, komedii dworskiej i rybałtowskiej. Szczegółowa analiza pozwala wskazać na inspirację czy zapożyczenia czerpane z utworów Wyspiańskiego (Wyzwolenie, Wesele), Szekspira (Burza, Wieczór trzech króli), Goethego (Faust), Kasprowicza (Marchołt), Karola de Coestera (Osobliwe przypadki Dyla Sowizdrzała), Hasenclevera[10] i innych[11]. Nie sposób jednak utrzymywać, iż na zależnościach wyczerpuje się wartość tego jakże oryginalnego na tle dotychczasowej twórczość Zegadłowicza dramatu.

     Akcja groteski rozgrywa się w miasteczku, którego granice są równocześnie granicami państwa, rządzonego przez króla Mamerta (imię wprowadzone w trzecim rękopisie w miejsce dotychczasowego miana „Fąferko”). Akt pierwszy wprowadza widza na rynek miejski, gdzie – pomiędzy kościołem a oberżą – odbywa się targ. W gwar wielu głosów, pstrokaciznę ubiorów, tłum kupców, chłopów i bab, Poezja wprowadza Wędrowca (w drugim rękopisie jeszcze od czasu do czasu zwanego „Wędrownym”). Podobnie jak postacie z poprzednich sztuk Zegadłowicza, Wędrowiec ma ziścić marzenia prostych ludzi – w tym celu musi rozstać się ze swoim romantyzmem, a w to miejsce podnieść „szlaban na kontrastów mycie” (ŁiK, 22). Gdyby wydarzenia wymknęły się spod kontroli poety, może posłużyć się darem snu, jaki za przyczyną cudownego alembiku podarowanego przez Poezję, spłynie na ludzi.

     W widowisku Zegadłowicza następuje charakterystyczne odwrócenie realności: to sen, marzenie, poezja są „nierzeczywistą właśnie rzeczywistością” (ŁiK, 22), zaś codzienne życie – niewartym ludzkiego trudu pozorem. „Wszelka zewnętrzność jest marnością – nie warto się nią gnębić i nawet nie wolno” – te słowa, tak ściśle korespondujące ze światem groteski, nie są bynajmniej cytatem zaczerpniętym z Łyżek i księżyca. To fragment listu Emila Zegadłowicza, pisanego z Kościanek do Wandy Kaiszar 15 lipca 1924 roku, a więc w czasie poprzedzającym bezpośrednio powstanie tej sztuki.

      Wśród gromady zaludniającej plac targowy znajdują się Złoczyńcy i ich Herszt, Kataryniarze sprzedający losy (wielka słabość Zegadłowicza...), Żydzi sprzedający palta, Garncarka, Oberżysta i Krzykacz, który zachwala... łyżki – srebrne jedynie z wyglądu, za to błyszczące tak, że „kto ma łyżki – to tak jakby jadł” (ŁiK, 25). Przy tym cena okazyjna: 50 groszy[12] czy to za jedną, czy za sześć sztuk. Jest i Błazen królewski – postać wystylizowana na Stańczyka – który sprzedaje mało pokupne... myśli. Zebrani na targu gardzą jednak możliwością nabycia za grosz myśli wartej dwa złote. „Powiedz nam panie błaźnie coś do śmiechu” (ŁiK, 28) – dopomina się zbiedzony tłum chłopów, a widz zaczyna rozumieć genezę groteskowej formy utworu Zegadłowicza.

     Niebawem perswazja Krzykacza daje pierwsze rezultaty: łyżki kupuje Oberżysta, Kaśka (służąca Dziekana, duchownego katolickiego) oraz Kucharka króla. Korzystając z pojawienia się księdza, Baby proszą „jegomościa” o pokrzepienie. Ten nędzę swych parafian kwituje oględnie:

 

ano – w niebie będzie lepiej –

co ta ziemski los człowieka

– po śmierci niebo na was czeka

                                                               (ŁiK, 31)                                

 

          Wobec takiej postawy księdza, to na Wędrowca–poetę spada konieczność ulżenia doli biedaków. Podobnie jak Wojtek z Nawiedzonych – Wędrowiec staje się ich głodnych, wyzyskiwanych, otumanionych chłopów. Na życzenie królewny Ewy, która zjawia się niesiona na lektyce, zakochany w pięknej i subtelnej pannie Wędrowiec godzi się wprowadzić „nibyład” w świat, z którego urządzenia zadowoleni są jedynie rządzący i Złoczyńcy rachujący właśnie nowe łupy. Narasta wzburzenie tłumu, odzywają się głosy buntu, chłopi żądają sprawiedliwości, porządku, jadła. Na czele rebeliantów staje Wędrowiec, nawołuje do odebrania majątku i władzy królowi Mamertowi. W nowym świecie nie będzie podatków, wyczerpującej całodniowej pracy, nie będzie wojska ani wojen, bo „dobry jest wszelki człowiek – nie zaczepiajmy jego godności – ! – ” (ŁiK, 46), znikną pieniądze, zostanie rozdana ziemia – „ostanie jeno wolność i radość” (ŁiK, 47). „Jesteśmy dobrzy – ! – ” (ŁiK, 46) – odzywają się zewsząd głosy. „Nie ma złych – ! – ” (ŁiK, 46) – wtóruje Herszt złoczyńców, który z radością myśli o obłowieniu się podczas zamieszek. Pochwycony zostaje pierwszy wróg ludu – Oberżysta, który świat bez pieniędzy uznać musiał za szaleństwo.

         „Niech żyje tłum – ! – niech żyje anarchizm – ! – ” – woła Wędrowiec (ŁiK, 49). Czas na rewolucję: to lepiej, że ludzie nie rozumieją istoty przewrotu – „wiedza nie pomaga – niewiedza nie przeszkadza – ; namiętność jeno, instynkt jeno, wyobraźnia i przekora – działają wprost” (ŁiK, 49). „Odwrócimy porządek świata – przekonuje – świat stanie na głowie – niech żyje życie – ! – niech żyje przekora – ” (ŁiK, 50).

        „Pokora – ! – ” – ripostuje przysłuchujący się słowom Wędrowca Dziekan. Na prośbę o przewodnictwo i błogosławieństwo dla parafian odpowiada: „z wami iść – ? – zbereźniki – lutry – ! – porządek walić – ?! – z Bogiem się wadzić – ? – a belzebuby – a do kościoła – – (ŁiK, 51)” – „ty przybłędo – ! – ” – oburza się na Wędrowca (zwrot dodany dopiero w trzecim rękopisie). Opornego Dziekana spotyka los Oberżysty – oskarżonego o bluźnierstwo tłum odprowadza do więzienia.

        Łyżki, których cały skład wykupił Wędrowiec, stają się symbolami nowego porządku świata – bronią bezkrwawych rewolucjonistów. W formułach proklamujących nowy ład aż roi się od aluzji odsyłających do największych przewrotów w dziejach ludzkości – do misji Chrystusa (biblijne słowa świętego Pawła „Teraz więc pozostaje wiara, nadzieja, miłość” – I Kor. 13:13 – zostają sparafrazowane przez Wędrowca: „wiara i łyżka – nadzieja i łyżka – miłość i łyżka” – ŁiK, 53) i do rewolucji francuskiej 1789 roku („nie ma lat – nie ma ras – nie ma stanów – nie ma żadnych różnic” – ŁiK, 54; „równość – braterstwo”[13] – ŁiK, 56; „z tych kamieni brukowych oczami wyboisk sto wieków patrzy na was – ! –[14] ŁiK, 59).

Prowadzony przez Wędrowca tłum rusza do pałacu króla Mamerta – po koronę i zapasy królewskiej spiżarni. Akt pierwszy kończy chór Złoczyńców, stary refren wszystkich szlachetnych czynów, jakie widziała historia ludzkości...

         Akt drugi przenosi akcję do sali audiencyjnej władcy. Dwór królewski i panujące na nim stosunki jako żywo przypominają Ministerstwo Sztuki i Kultury, które twórca tego groteskowego świata opuścił zaledwie trzy lata temu. W postaciach królewskich dostojników rozpoznać możemy dość łatwo (a nawet zarzucano Zegadłowiczowi, że zbyt łatwo) ich pierwowzory: Minister sztuki i kultury zanadto jest podobny do Zenona Przesmyckiego, by można było mówić o jakiejś szczególnej autonomii świata Łyżek i księżyca, Krytyk – zbyt przypomina Karola Irzykowskiego, Redaktor – Stefana Kołaczkowskiego. Idąc owym tropem identyfikacyjnym, stwierdzić moglibyśmy, iż w szaty króla Mamerta odziany został bądź Leopold Skulski[15], bądź Władysław Grabski[16], bądź wreszcie Wincenty Witos[17] – zmieniający się na państwowym tronie w tempie dorównującym intronizacjom i detronizacjom w Zegadłowiczowskiej grotesce, gdzie królem jest a to Mamert, a to Błazen, a to Herszt Złoczyńców.

       Dwunastu[18] ministrów wezwanych na audiencję składa Mamertowi raport o państwie. Beznadziejny stan oświaty, finansów i obronności w zdawkowych raportach zmienia się w obraz kraju spokojnego, dostatniego i światłego. Sprawą godną rozpatrzenia na tym świetnym forum zdaje się być wszystkim kwestia subwencji dla autorki poematu „Przeznaczenie”, Małgorzaty Udalskiej[19] – w rzeczywistości Kucharki króla, której gorące uczucie do wybranego zmienia się niezwłocznie po utracie przez tegoż władzy.

        Pieniędzy w państwie Mamerta nie ma, finanse prowadzone są bowiem na kredyt – „moralny kredyt poddanych” (ŁiK, 77) – sentencjonalnie dodaje minister spraw wewnętrznych. Od tego momentu słowo „kredyt”, wymiennie ze słowem „raty”, staje się refrenowym zaśpiewem, powtarza się niezliczoną ilość razy, aż wreszcie stapia się w formułę godną dworu króla Mamerta i kompetencji jego ministrów: „kredyt na raty” (ŁiK, 79) – oto jak można rozumieć fundament monarchicznego ładu. (Oczywiście, łatwo dostrzec wątki autobiograficzne w tym sarkastycznym obrazie państwa żyjącego na kredyt, a obywatelom odmawiającemu finansowej pomocy). Teraz lud odmawia kredytu rządowi: do pałacu nadciąga tłum zbuntowanych poddanych, królestwo Mamerta rozsypuje się niczym domek z kart, a sam władca daje popis wątpliwej odwagi domagając się w obliczu niebezpieczeństwa nie konia jak Szekspirowski Ryszard III, ale broni – „królestwo za rewolwer –”! (ŁiK, 97). Rebelianci wybierają nowego króla – Błazna, który z właściwą sobie przenikliwością zauważa, że teraz dopiero może być błaznem.

          Charakterystyczne jest to, że przewrót polityczny w sztuce ujmowany jest często w kategoriach estetycznych, co odbiera Zegadłowiczowskiej grotesce dosłowny kontekst historyczny i każe dopatrywać się w niej raczej sytuacji modelowych ludzkiego życia, powtarzalnych i skonwencjonalizowanych jak figury taneczne kontredansa („taniec rozumu” – ŁiK, 115) lub środki ekspresji człowieczej doli. Na przykład: pałacowe zamieszanie Błazen komentuje słowami: „opera – ! – tylko baletu brakuje” (ŁiK, 97), kres monarchii Mamerta Wędrowiec wieści w słowach: „skończyło się – ! – komedia ginie – poczyna się groteska” (ŁiK, 100), a swoją obecność w tym świecie tłumaczy zebranym jako budzenie tego, co nie obudzone, a pogrążanie w sen tego co obudzone – „i tak się z godzin splatają mniej lub więcej dźwięczne zwrotki – – ” (ŁiK, 104). Świat groteski jest zatem teatrem ludzkiego życia, gdzie aktorzy grają nieskończoną ilość razy stereotypowe role, łudząc się własną indywidualnością i wolą działania. W istocie ich życie to teatr bezwolnych marionetek, zdeterminowanych przez kulturę, historię i warunki społeczne. W takim świecie żyć może jedynie swobodnie błazen, który traktuje ową rzeczywistość z należnym dystansem, lub poeta, któremu wrażliwość i wyobraźnia pozwala żyć w świecie daleko realniejszym – „nierzeczywistej właśnie rzeczywistości” (ŁiK, 22). Sceną zbiorowego tańca, niczym z Wesela Wyspiańskiego, kończy się akt drugi.

          Akt trzeci przedstawia przemiany, jakie nastąpiły w państwie zdetronizowanego Mamerta. Upojenia nowym ładem nie podzielają Złoczyńcy, których śpiewka powraca, jak powraca historia: „świat cały jeden wielki kłam / szachrajstwo i sumienia brak –” (ŁiK, 122). Król-Błazen przywozi poddanym wino i zupę – w beczce i kotle o monstrualnych rozmiarach. Ogólna radość podkreślona dodatkowo pantomimą tańczących Łyżek i Misek ma być remedium na zło, które uschnie niczym nie podlewany kwiat, kiedy nie będzie podsycane myślami. Król–Błazen chwali chwilę przełomową, acz ulotną: „dziś się stało – dziś się może skończyć” (ŁiK, 129). Każdy może być królem w czasach panowania wesołka – dlaczego nie Herszt, który jednakowoż ustrojony w królewskie szaty i obdarzony królewskimi insygniami traktuje nagle zdobytą władzę śmiertelnie poważnie. W miejsce dwunastu ministrów króla Mamerta wprowadza dwunastu Złoczyńców, a wraz z nimi surowe prawa, konieczne dla „przeprowadzenia doraźnej a koniecznej sanacji” (ŁiK, 135). Rozpoczyna się militaryzacja państwa i pierwsze sądy wrogów nowego monarchy. Oberżysta zostaje skazany na chłostę, Dziekan – na dziesięć lat więzienia, Mamert – na dożywotnie wygnanie z kraju.

        Raz jeszcze poczyna się nowy świat, raz jeszcze wchodzi na scenę Krzykacz, który tym razem zachwala nowy towar – widelce. „Dość tego” – rzeczy Wędrowiec, przestraszony błędnym kołem wypadków, które zanadto już rzeczywistością trącą. Do ogromnej beki z winem wlewa alembik darowany mu przez Poezję. Poczyna się powszechne biesiadowanie, przerywane okrzykami „Kochajmy się!”, ale ta Mickiewiczowska zgoda w grotesce Zegadłowicza jest nawoływaniem do powszechnej rozpusty. Ze skazanego na niepamięć świata odchodzi Wędrowiec w „trójprzymierzu” z ukochaną Królewną i Błaznem, „jak trzy westchnienia – trójtakt serc” (ŁiK, 163).

        Świat zalewa światło schodzącego na Ziemię Księżyca, w którego tarczy niknie trójka bohaterów. Księżyc wraca na niebo, a widzów tej dziwnej groteski żegna Poezja raz jeszcze przedkładając sferę marzeń i fantazji nad dosłowną codzienność:

 

wszystko jest snem i złudzeniem

prócz snów i złudzeń właśnie –

a jam jest snem najjaśniejszym –

ja każde zdarzenie przejaśnię –

[...]

wierzajcie – ta nierzeczywistość

to rzeczywistość właśnie – –

(ŁiK, 170).

 

       „Tak Najmilszy życie bywa często groteskowe – a najczęściej groteskowo obchodzą się z nami miejsca gdzieśmy się urodzili. Widocznie wcielenia stają się zwykle nie we właściwych miejscach i czasie. Ale co tam – głupstwo wszystko” [76.234] – napisała Stanisława Wysocka do swego „księżycowego Cienia” 8 października 1924 roku, dokładnie w dniu, w którym Zegadłowicz postawił ostatnią kropkę na finalnej wersji rękopisu Łyżek i księżyca.

 

[1] Na karcie tytułowej widnieje informacja o tym, że rękopis powstał w dniach 12–16 września, ale ostatnia karta nosi zapis „KONIEC. 16/17 września 1924 r. ½ 1 w nocy. Gorzeń Górny. E. Z.”.

[2] Edward Kozikowski, Portret Zegadłowicza bez ramy, s. 142–143.

[3] Rękopis w zbiorach Biblioteki Głównej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.

[4] Według informacji zamieszczonej w Dębach pod pełnią (1929) oraz w książce Stefana Papée Misteria balladowe Emila Zegadłowicza (1927) dramat Łyżki i księżyc doczekał się jedynie wydania w formie egzemplarza teatralnego w roku 1924.

[5] Takim imieniem – zaczerpniętym z wiersza Bitwa (Emil Zegadłowicz, Tematy  chińskie, Wadowice 1919, s. 13). – nazywała pisarza Wysocka w intymnej korespondencji.

[6] Jest to powtórna redakcja listu pisanego w tym samym dniu. W pierwszej wersji cytowany passus brzmiał: „Cieszy mnie to – że Lulan może tworzyć – bardzo mi się wydaje ciekawym pomysł tej groteski – a ponieważ Lulan ma wrodzone poczucie humoru – więc oczekuję czegoś bardzo dziś potrzebnego dla sceny”.

[7] Inf. podaję za: Kornel Szymanowski, Z korespondencji teatralnej Zegadłowicza, „Pamiętnik Teatralny” 1961, z. 3, s. 618.

[8] Motyw ucieczki na Księżyc obecny jest już w wierszach Zegadłowicza pisanych na prywatny użytek dla Leokadii Essmanowskiej. W liście poety z 27 czerwca 1921 roku czytamy: „ – idę ulicą w życie – czyli kędyś tam – / mijam przestanki, wieki, przeszłość i przedmieścia – / – wzębia się szczęk pomyśleń kraczący: kłam, kłam – / w gest co się skądś przybłąkał w myśl – jak woń niewieścia – / Nie to! – nie to! – wszak tego nie wie nikt!! / .... trzeba na księżyc jechać – odetchnąć eterem – / no i zabezpieczony mieć codzienny wikt / i stosunek miłosny nawiązać z papierem – ”.

[9] Wszystkie cytaty z tego utworu za: Emil Zegadłowicz, Łyżki i księżyc. Groteska straganowa w trzech aktach. Do druku przygotował i wstępem zaopatrzył Kornel Szymanowski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1957, s. 17. Lokalizację cytatów oznaczam skrótem ŁiK, po którym podaję numer strony.

[10] Walter Hasenclever, 1890–1940; niemiecki poeta i dramaturg ekspresjonistyczny. Studiował germanistykę, filozofię i prawo na uniwersytetach w Oxfordzie, Lozannie i Lipsku. Podczas I wojny światowej symulował chorobę umysłową, dzięki czemu został zwolniony z wojska; pierwsza sztuka Der Sohn, 1914, stała się sztandarową pozycją pierwszego powojennego pokolenia niemieckiego. Opublikował ponadto dwie sztuki o wymowie antywojennej: Der Retter (Zbawiciel) 1915 i Antygona, 1917 – pacyfistyczna interpretacja sztuki Sofoklesa. Najbardziej znanym dziełem Hasenclevera jest Die Menschen (Ludzkość) 1918; potem porzucił ekspresjonizm na rzecz konwencjonalnych komedii. Pozbawiony przez hitlerowców obywatelstwa, udał się na emigrację. Jeszcze w czasie pobytu w Niemczech współpracował z Kurtem Tucholskim (1890–1935), niemieckim pisarzem, przeciwnikiem niemieckiego nacjonalizmu. Znajdując się na wygnaniu we Francji w 1939 Hasenclever został internowany, a na wieść o napadzie Hitlera na Francję popełnił samobójstwo. Zob. także: Irena Krzywicka, Wyznania gorszycielki, s. 164–169, 173.

[11] Zob. uwagi interpretacyjne W. Studenckiego w: tenże, Dramatyczna twórczość Emila Zegadłowicza, s. 29–41.

[12] Nowa waluta – złoty polski = 100 groszy – zaczęła obowiązywać od 1 lipca 1924 roku, jako jeden z elementów reformy finansów państwa wprowadzonej przez rząd Władysława Grabskiego.

[13] Liberté, Égalité, Fraterinté (franc.) – Wolność, Równość, Sprawiedliwość – hasło rewolucjonistów francuskich.

[14] Aluzja do słów wypowiedzianych przez Napoleona Bonaparte do żołnierzy francuskiej armii Egiptu 21 lipca 1789 w przeddzień bitwy pod Piramidami: Soldats, songez que, du haut de ces pyramides, quarante siècles vous contemplent (franc.) – Żołnierze, pamiętajcie, że z wierzchołków tych piramid czterdzieści wieków na was patrzy.

[15] Leopold Skulski (1877–?) był premierem (prezydentem ministrów) w okresie od 13 grudnia 1919 do 9 czerwca 1920 roku.

[16] Władysław Grabski (1874–1938) pełnił funkcję premiera w okresie od 23 czerwca 1920 do 24 lipca 1920 roku.

[17] Wincenty Witos (1874–1945) – premier w okresie od 24 lipca 1920 do 13 września 1921 roku.

[18] W gabinetach Leopolda Skulskiego i Władysława Grabskiego było po piętnastu ministrów, w gabinecie Wincentego Witosa – siedemnastu.

[19] Kornel Szymanowski podaje za Edwardem Kozikowskim, iż pierwowzorem tej postaci była nieznana nam z nazwiska młoda poetka, protegowana ówczesnego prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, której wiersz dyskutowano w Ministerstwie Sztuki i Kultury. Wojciechowski został wybrany prezydentem 20 grudnia 1922 roku, a więc Zegadłowicz, który opuścił MSiK rok wcześniej, mógł znać ów epizod ministerialny (jeśli relacja Kozikowskiego jest prawdziwa) jedynie z opowieści – zob. K. Szymanowski, Wstęp, w: Emil Zegadłowicz, Łyżki i księżyc, s. 8.

 

 

 

Mirosław Wójcik, Pan na Gorzeniu. Życie i twórczość Emila Zegadłowicza, Kielce 2005, s. 179-185.

Emil Zegadłowicz, Wszystko być może. Łyżki blaszane. Groteska w trzech aktach, rkps. BU Poznań, sygn. 2285, k. [nlb.].

Emil Zegadłowicz, Plamy na księżycu. Groteska w trzech aktach, rkps. AEZ GG, mat. niesygn.

Emil Zegadłowicz, Łyżki i księżyc. Groteska straganowa w trzech aktach, do druku przygotował i wstępem zaopatrzył Kornel Szymanowski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1957, 176 s.

 

 

 

 

Łyżki i księżyc

Groteska straganowa w trzech aktach

 

 

egzemplarz teatralny, 1924,

wydanie książkowe: Łyżki i księżyc. Groteska straganowa w trzech aktach, do druku przygotował i wstępem zaopatrzył Kornel Szymanowski, Wydawnictwo Poznańskie, Poznań 1957, 176 s.

 

– rkps AEZ GG; pod tytułem Plamy na księżycu. Groteska w trzech aktach,

„od 12 do 16 IX 1924 Gorzeń Górny”,

 – maszynopis AEZ GG,

– rkps BU Poznań, sygn. 2285