Serię książek znaczących nowy etap liryki Zegadłowicza otwierają Powsinogi beskidzkie. Historia ballad, które Zegadłowicz opublikował w tym tomie, rozpoczęła się w Warszawie, w październiku 1921 roku. W okresie jednego roku powstało sześć ballad sławiących urodę beskidzkiego bytowania, które dla kończącego służbę ministerialną poety musiało mieć nieodparty walor powrotu, szczególny wymiar nostalgii[1]. Ujęte w liryczną formę sylwetki beskidzkich chłopów rodziły się przy urzędniczym biurku, wysnute z marzeń i zachwytów nad poezją Leśmiana, którego duch bez wątpienia patronuje Zegadłowiczowskiemu odchodzeniu od manierycznych utworów spod znaku poznańskiego ekspresjonizmu[2].
Z dystansu kilkunastu lat Zegadłowicz powie o Powsinogach beskidzkich, iż był to tom poezji, który „rodził się w czepku”[3]. Istotnie, do takiej opinii upoważniała autora zarówno liczba wydań, jak i gwałtownie rosnąca od czasu publikacji wierszy popularność, która na wiele lat miała ugruntować w świadomości czytelników obraz artysty – piewcy ludu beskidzkiego.
Powsinogi beskidzkie to liryczne wizerunki sześciu wiejskich rzemieślników, często wędrowców dźwigających na własnych barkach warsztat pracy – bądź przemierzających wsie Beskidu w poszukiwaniu zarobku, bądź osiadłych w okolicach Gorzenia Górnego. Autor ballad sportretował autentyczne, zapamiętane z najwcześniejszego dzieciństwa i czasów mu współczesnych, sylwetki druciarza, szklarza, sadownika (Jakuba Mąkę), świątkarza (Jędrzeja Wowro), kamieniotłuka i zduna („piecarza” – Jana Tumulika), ujmując ich dolę w uwznioślającą formę sztuki rodzimej, a ich znój – w słowa i melodię beskidzkiej gwary.
Dwa wydania Powsinóg opuściły wadowicką drukarnię Franciszka Foltina w odstępie niespełna dwóch lat. Prace nad ostateczną wersją rękopisu poeta zakończył w październiku 1922 roku, w przedostatnim dniu tego roku rozpoczął korektę wydrukowanych przez Foltina pierwszych arkuszy książki, i już po kilku tygodniach (przed południem, 26 stycznia 1923 roku – jak skrupulatnie informowała nota wydawcy) – Powsinogi beskidzkie ujrzały światło dzienne. Drugie wydanie, uzupełnione przedmową autora i krótkimi wstępami do poszczególnych ballad, Foltin wypuścił 15 października 1924 roku (na okładce rok 1925).
Pierwsze wydanie, ilustrowane przez samego Zegadłowicza, wydrukowano w nakładzie 320 egzemplarzy[4], co nakładcę (tj. Czartak) kosztowało 1 059 500 koron plus koszty wysłania przez Foltina znacznej części nakładu do Warszawy (skład główny w księgarni „Ogniwo”[5]), czego zażyczył sobie Zegadłowicz, licząc na lepszą sprzedaż swych poezji w stolicy. Popyt i efekty finansowe musiały być zachęcające, skoro Zegadłowicz przystąpił wkrótce do wydania drugiego – tym razem w wysokości 505 egzemplarzy.
Drugie wydanie książki zdobiła zmieniona już okładka (według projektu Jana Mrozińskiego) i drzeworyt Jerzego Hulewicza. W stosunku do poprzedniej edycji rozszerzeniu uległa także treść Powsinóg: Zegadłowicz napisał nowy wstęp, ponadto poprzedził każdą z ballad komentarzem wyjaśniającym genezę utworów oraz wskazującym pierwowzory poszczególnych postaci.
Szczególną wagę przywiązywał Zegadłowicz do ballady o czwartym powsinodze, w której uwiecznił postać Jędrzeja Wowro, artysty samouka z pobliskiego Gorzenia Dolnego. Bliższa znajomość poety z ludowym rzeźbiarzem rozpoczęła się na wiosnę 1923 roku. Zachęcony przez Zegadłowicza Wowro powrócił do zarzuconej sztuki snycerskiej, a efekty jego pracy artystycznej rychło przyniosły mu sławę nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Zegadłowiczowi także zawdzięczamy utrwalenie szczegółowej biografii Jędrzeja Wowro, człowieka, którego analfabetyzm, bieda i życiowa pokora nieodwołalnie skazałyby w innym wypadku na anonimową egzystencję w podbeskidzkiej wsi. Życiu i twórczości Wowry Zegadłowicz poświęcił kilka szkiców, z których część opublikował w formie artykułów prasowych, część pozostawił w rękopisach[6]. W roku 1938 własnym staraniem wydał tekę drzeworytów Piecątki beskidzkie Jędrzeja Wowra, do której napisał wstęp, streszczający dzieje przyjaźni z ludowym artystą oraz historię i tajniki jego sztuki.
Prócz dwóch wydań Powsinóg utwór ten doczekał się dodatkowych publikacji. Ballada o Wowrze, powsinodze beskidzkim świątkarzu, o Bogu prawdziwym i Chrystusie frasobliwym rzeźbiącym patrona Beskidu ukazała się w roku 1923 w osobnej edycji. Książkę wydaną w 120 egzemplarzach (nakładem własnym autora) zdobiła okładka według projektu Jana Mrozińskiego i dziewięć drzeworytów, jakich oficyna Foltina używała dla ozdabiania jarmarcznej literatury religijnej. 23 lipca 1923 roku autor rozpoczął drugą korektę Ballady, zaś druk książki ukończono osiem dni później[7].
Ponadto Ballada o Wowrze (w redakcji z tegoż osobnego wydania książkowego) obok innych utworów Zegadłowicza znalazła się w wydanym w roku 1924 staraniem Związku Strzeleckiego w Grodnie, a drukowanym w oficynie Foltina w Wadowicach Wirydarzu literackim na cześć Marszałka Józefa Piłsudskiego. W książce, której za tytuł posłużyła data urodzin Jubilata – Dziewiętnasty marca MCMXXIV – cześć Komendantowi oddali poeci Czartaka i bliscy mu artyści: prócz Zegadłowicza – Jerzy Hulewicz, Edward Kozikowski, Jan Nepomucen Miller, Tadeusz Szantroch, Ludwik Misky, Stanisław Miłaszewski i Zofia Nałkowska. Księga pomyślana była jako imieninowy dar dla Józefa Piłsudskiego, jej druk – pod kierownictwem graficznym Zegadłowicza – ukończono na cztery dni przed oznaczonym w tytule dniem (nakład 550 egzemplarzy, w tym 25 na papierze czerpanym)[8].
Powsinogi beskidzkie miały wspierać sławę dramaturga, jaką Zegadłowicz zaczął w tym czasie zdobywać w Krakowie – stąd 400 egzemplarzy, wraz z innymi książkami, jakie Foltin miał na składzie (Kantyczka rosista, Nawiedzeni), autor polecił przesłać do księgarni Krzyżanowskiego, zachowując dla siebie jedynie 26 książek. W piętnastu wielkich paczkach wysłanych „na ryzyko autora” [16.5.52] 12 listopada 1924 roku do księgarni krakowskiej trafiło w sumie 1200 egzemplarzy książek Zegadłowicza. Prowadzona przez autora Powsinóg w tym czasie buchalteria jest świadectwem raczej wielkich nadziei, a nie rozsądnego rachunku ekonomicznego: licząc po 5 złotych za sprzedany egzemplarz Zegadłowicz spodziewał się zyskać 1100 złotych (50% stawki autorskiej, po odliczeniu kosztów drukarza i pośredników) [16.5.11][9]. Niestety, już niebawem Foltin będzie zmuszony przejąć na poczet długów poety część nakładu jego książek.
Sławę Powsinóg beskidzkich gruntowały także publiczne recytacje – w czasie poetyckiego wieczoru urządzonego w Krakowie 8 grudnia 1923 roku, Kazimiera Rychterówna[10] deklamowała Balladę o druciarzu, zaś Karol Hubert Rostworowski odczytał Balladę o Wowrze i fragment Ballady o sadowniku. 10 grudnia tegoż roku ballady o Wowrze i kamieniotłuku recytowała w Krakowie, w „Collegium wykładów naukowych” [22.1.20] Stanisława Wysocka.
Pojawienie się książki odnotowała prasa literacka: życzliwie pisał konserwatywny „Głos Narodu”, bardziej krytycznie „Wiadomości Literackie”. Spośród wszystkich publikacji na uwagę zasługują dwie, pisane z przeciwstawnych pozycji: recenzja Karola Huberta Rostworowskiego[11] i Władysława Broniewskiego[12]. Mniej istotne są w tym względzie apologetyczne opinie ogłaszane przez przyjaciół autora: Edwarda Kozikowskiego[13] i Józefa Aleksandra Gałuszkę[14].
Rostworowski nad wartości literackie Powsinóg beskidzkich przedkładał wymowę etyczną artystycznego światopoglądu poety. Dowodził, iż Zegadłowicz posiadł trzy tajemnice prawdziwej twórczości: miłość, religijność i uczciwość, które sprawiają, iż ballady są oryginalną propozycją, przede wszystkim filozoficzną. „On na świat nie patrzy poprzez pryzmat literatury, ale przeciwnie, zabiera się do roboty ze swoim gotowym światem w duszy [...]”[15]. Rostworowski swoją życzliwość dla poezji Zegadłowicza rozciągnął nawet na rozprawianie się z antycypowanymi zarzutami krytyki literackiej, ostrzegając odbiorcę tej poezji przed „uczonymi w piśmie”, którzy „dopóty zaczną kiwać głową, dopóki cię, szanowny czytelniku, nie wykiwają”[16], a wierszom zarzucą niedoskonałość formalną, manieryzm i „komunał”. Tego typu wartościowanie liryki Zegadłowicza zdaje się być charakterystyczne dla prasy prawicowej: trzy lata po głosie Rostworowskiego w sposób analogiczny bronił ideologii i publikacji Czartaka Stanisław Kasztelowicz w „Polonii” – dzienniku Chrześcijańskiej Demokracji, wydawanym w Katowicach[17].
Prawem dygresji zauważmy, iż tak wielką przychylność uznanego w artystycznym świecie Krakowa dramaturga i krytyka, jakim był Rostworowski, tłumaczyć możemy po części względami pozaartystycznymi: niechętny ujęciom estetycznym, abstrahującym od wartości moralnych, historycznych i narodowych w ocenie poezji, autor Judasza z Kariothu bronił etycznego zaangażowania związanego z ludowością polskiej wsi twórcy, aluzyjnie podnosząc kwestię pochodzenia etnicznego przeciwników tej „rdzennie polskiej poezji”, w której to aluzji łatwo odkryć dezaprobatę dla nowatorstwa artystycznego poetów Skamandra, zwłaszcza tych, których żydowskie pochodzenie było dla niektórych krytyków ważniejsze niż ich dokonania poetyckie. W liście prywatnym skierowanym do Zegadłowicza w lutym 1923 roku, Rostworowski nie szczędził słów pochwały:
Wielce Łaskawy i – niech mi wolno będzie powiedzieć – drogi Panie! Spieszę podziękować Panu z głębi serca za tę niezwykłą radość, jaką mi Pan sprawił przysyłając Pańskie Powsinogi beskidzkie, to znaczy Pańskie arcydzieło. Starałem się dać wyraz mojemu zachwytowi w „Głosie Narodu” jak to mogłem i ośmielam się posłać Panu ten „wyraz” – marny bo marny, ale i szczery, bo szczery. Ponieważ idąc za przykładem naszych polskich nauczycieli, począwszy od Kochanowskiego a zakończywszy na Wyspiańskim, nie zapomina Pan patrzeć w niebo, kończę, życząc Panu, ażeby Bóg Pana nie opuszczał i mieszkając nadal w Pańskiem sercu, działał przez Pana dalsze cuda, równie twórcze, proste i piękne jak ostatni Pański utwór [117.65.1].
„Wiadomości Literackie”, pismo środowiska, uważanego w tamtym czasie przez Zegadłowicza za wrogie[18], pojawienie się Powsinóg beskidzkich odnotowało piórem Władysława Broniewskiego, który nie zważał na ów etyczny kredyt zaufania, jakim poezję tę z reguły obdarzano, ale postawił zarzuty sztuce poetyckiej i osobie twórcy, ganiąc w Zegadłowiczu fałszywego proroka i mało rzetelnego poetę. Broniewski pisał swój artykuł o poezji Zegadłowicza z dystansu dwóch lat, jakie upłynęły od publikacji ocenianej książki, stąd uwagi jego dotyczą również kolejnych publikacji poety: Nawiedzonych i Kantyczki rosistej, którym również zarzuca brak kontaktu z problematyką życia społecznego, nazywając je odurzającym, odwodzącym od życia narkotykiem. Kierowany swoiście pojmowaną funkcją literatury Broniewski–krytyk domagał się od Zegadłowicza–poety doraźnych wskazówek; testował poetycki świat probierzem materialistycznego pragmatyzmu („o ten świat rzeczy dotykalnych walczymy i kochamy go, nie znamy innego świata...”)[19], domagając się od poety nie tylko ściślejszego współbrzmienia ze społecznymi problemami współczesnych, ale i klarownego, dyskursywnego związku owego wyłożenia („trudno jest wyłuskać z tych trzech książek kilka konkretnych myśli o naszej konkretnej, polskiej rzeczywistości”[20]). Zarzuty braku związku poezji Zegadłowicza z aktualną rzeczywistością społeczną ubrał przy tym Broniewski w elokwentne formuły typu: „Proroctwo jego jest nie z tego świata”, „zarozumiałość wieszczenia”, „dezerter życia”. „Zegadłowicza stać na stworzenie potężnych rzeczy – konkludował w tonie pojednawczym. – W rudzie jego utworów [...] są pokłady czystego kruszcu poetyckiego, a w kruszcu tym zaklęta jest wola wielkości”[21]. Zegadłowicz, który z reguły czytał recenzje swoich utworów z ołówkiem w ręku, zakreślając charakterystyczne myśli, tym razem zlekceważył krytykę Broniewskiego – z gazety wyciął jedynie swoją fotografię, którą „Wiadomości Literackie” zilustrowały opinie krytyka.
Do tych opinii dodać jeszcze należy kilka wypowiedzi krytycznych, jakie doszły Zegadłowicza, ale których nigdy nie poznała prasa literacka, bowiem zawarte zostały w prywatnej korespondencji poety. 20 marca 1923 roku o swoim i Przesmyckiego podziwie dla Powsinóg beskidzkich zapewniał Bolesław Leśmian, chwaląc poetę za „jęzor, po Tatrach rozwałęsany należycie”[22], natomiast w liście z 5 kwietnia tegoż roku życzliwie skomentował kolejny tom ballad tradycyjnie już przychylny twórczości Zegadłowicza Juliusz Kleiner:
Książka to istotnie, jak Pan mówi, osobliwa, ale zarazem jedna z tych, które stać się mogą bliskiemi, ale bliskiemi tylko dla niewielu. Dziwnie Pan w niej połączył codzienność z mitycznością, szarość z promieniami niebios, nędzę i pracę z wyidealizowaniem – czuć, że wżył się Pan w te drogi szare, kamieniste, co im Pan Jezus z kaplicami i świątkami patronuje wśród dnia każdego. Ze stanowiska zaś artystycznego – niezmiernie ciekawe jest zmodyfikowanie owego typu muzycznego, który Pan w Balladach swych stworzył [113.45.2]
Za „cudowną książkę”, „arcydzieło”, uznał Powsinogi beskidzkie Jan Nepomucen Miller, który w liście z 22 lutego 1923 roku napisał do Zegadłowicza: „uważam, że Czartak po Twoich Powsinogach nie miałby nic już do zrobienia. Zrealizowałeś go całkowicie i przezwyciężyłeś” [113.66.4]. Miller w cytowanym liście proponował Zegadłowiczowi opuszczenie beskidzkiej wsi i zainteresowanie swoją twórczością największych autorytetów polskiej literatury, zwłaszcza Żeromskiego. Nie wiadomo, jak Zegadłowicz odniósł się do tych propozycji, niemniej jednak rozumiał zapewne, że propozycje Millera to zakamuflowany wyraz rywalizacji, jaka toczyła się naówczas w łonie Czartaka pomiędzy Kozikowskim i Millerem. Faktem jest, iz z podpowiedzi Millera skorzystał i 3 kwietnia 1923 roku posłał Powsinogi beskidzkie do Warszawy, do Stefana Żeromskiego[23].
[1] W wywiadzie udzielonym krakowskiej gazecie Zegadłowicz przyznawał, iż pobyt w Warszawie nie pozostał bez wpływu na kierunek jego artystycznej ewolucji: „Do Beskidu doszedłem drogą kontrastu, mimo że jestem z niego urodzony. – Mieszkałem w Warszawie, współżyłem z ludźmi, ogarniając rojowisko najsprzeczniejszych interesów i wtedy najpierwsze »beskidzkie objawienia« kazały mi pisać... Wiem, że z Warszawy – uciekłem! Olbrzymi Beskid przyjął mnie wtedy jak darujący świat synowi – ojciec!” – Janusz Stępowski, „Podróż nad Krakowem z p. Zegadłowiczem”, op. cit.
[2] O przezwyciężaniu wpływów ekspresjonistycznych i o „dogłębnych przemianach, zachodzących w tej bujnej i tak niezwykle interesującej indywidualności twórczej” pisał w kontekście Powsinogów beskidzkich Edward Kozikowski – t e n ż e, „Sprawozdanie literackie”, „Robotnik” nr 92, z 6 kwietnia 1923 roku.
[3] Emil Zegadłowicz, „Od Autora” [w:] t e n ż e, Powsinogi beskidzkie. Dziesięć obrazów scenicznych w inscenizacji autora, Instytut Teatrów Ludowych, Warszawa 1938, s. 5.
[4] Taką wysokość nakładu podaje nota wydawcy, natomiast w rzeczywistości Foltin wydrukował 326 egzemplarzy książki, czego dowodem jest wystawiony Zegadłowiczowi rachunek z 28 lutego 1923 roku.
[5] Warszawska księgarnia na ul. Sienkiewicza; jej właścicielami byli Stefania Neuman i Ignacy Zauerman.
[6] Pięć nie publikowanych wcześniej szkiców wspomnieniowych Zegadłowicza (Jak to ludziska tańcowali na weselu u Jędrzeja Wowra w Beskidzie, Chata, Praca ludu, Pod górę ta droga wiedzie i Jędrzej Wowro) opublikował Edward Kozikowski w książce: O Jędrzeju Wowrze, snycerzu beskidzkim. Wspomnienia, szkice wiersze i opowiadania (Warszawa 1957). Kozikowski korzystał z rękopisów znajdujących się w czasie jego pobytu w Gorzeniu Górnym w archiwum pisarza. Dziś zachował się jedynie nieuwzględniony w powyższej publikacji szkic Zegadłowicza Jędrzej Wowro. Ostatni świątkarz beskidzki [40.3.10]. Poza tym bibliografię tematu uzupełniają: Tadeusz Seweryn, Świątkarz powsinoga. Warszawa 1963; Edward Kozikowski, „Jędrzej Wowro” [w:] t e g o ż, Między prawdą a plotką. Wspomnienia o ludziach i czasach minionych. Kraków 1961.
[7] W Książnicy Beskidzkiej w Bielsku-Białej zachowały się arkusze korektorskie Ballady o Wowrze z odręcznymi uwagami Zegadłowicza. Na kartach przedtytułowych autor zapisał: „Do drugiej korekty. 23 lipca 1923 r., Gorzeń Górny, Emil Zegadłowicz”, na drugim egzemplarzu: „Po poprawkach można drukować. 26 VII 1923. Gorzeń Górny, Emil Zegadłowicz” – sygn. Akc. K 1021/84, R–20, R–26.
[8] W archiwum gorzeńskim ocalał egzemplarz autorski Emila Zegadłowicza, sygnowany autografem i datą 19 marca 1924 roku.
[9] Jeden z księgarzy krakowskich przyznaje, iż książki Zegadłowicza wydane w okresie „Czartaka” cieszyły się dużym powodzeniem ze względu na ich typograficzną oryginalność: „Drukarnia Foltina, produkująca od dziesiątków lat literaturę jarmarczno-odpustową, miała zasób staroświeckich czcionek i ozdobników drukarskich. Zasób ten i rękodzielnicza technika małego warsztatu dodawały specjalnego czaru rozlewnym balladom, dziewannom i kantyczkom beskidzkim, które tworzył wtedy na potęgę przyszły redaktor poznańskiej, klerykalnej »Tęczy« i dyrektor rozgłośni Polskiego Radia w Poznaniu. Sprzedawały się te tomiki bardzo dobrze głównie dzięki ich typograficznej niecodzienności” – Aleksander Słapa, „Oczami księgarza” [w:] Cyganeria i polityka., op. cit., s. 14.
[10] Kazimiera Rychterówna, 1895–1963; aktorka i recytatorka. Początkowo związana z teatrami w Krakowa, Lwowa, Łodzi i Warszawy. Od roku 1923 występowała wyłącznie jako recytatorka, ponadto prowadziła działalność pedagogiczną w Uniwersytecie Warszawskim. W archiwum gorzeńskim zachował się jeden list Rychterówny i ofiarowana pisarzowi fotografia z odręczną dedykacją: „Lwów 16 IV 23. W Szanownemu Panu E. Zegadłowiczowi z wyrazami wdzięczności za balladę o »Druciarzu« Kazimiera Rychterówna” [113.66.5].
[11] Karol Hubert Rostworowski, „Powsinogi beskidzkie”, „Głos Narodu” 1923, nr 25–26.
[12] Władysław Broniewski, „Emil Zegadłowicz”, „Wiadomości Literackie” 1925 nr 15, s. 4.
[13] Tekst tego artykułu przedrukował Kozikowski we wspomnieniowym Portrecie Zegadłowicza bez ramy (op. cit., s. 85–87), pomijając otwierający recenzję fragment: „Nowy tom ballad Emila Zegadłowicza świadczy o dogłębnych przemianach zachodzących w tej bujnej i tak niezwykle interesującej indywidualności twórczej. W ciągu niespełna trzech lat poeta rzuca czytelnikom trzy tomy kunsztownych ballad, a każdy tom przynosi nową rewelację i ujawnia nowe wartości poetyckie. Emilowi Zegadłowiczowi niewątpliwie kiedyś poczytane będzie za zasługę nieprzemijającą, że stworzył nowy typ współczesnej ballady, że w tę formę, wskrzeszoną przez Mickiewicza, potrafił zamknąć modry potok życia współczesnego” – E[dward] K[ozikowski], „Sprawozdanie literackie”, „Robotnik” nr 92, z 6 kwietnia 1923 roku. Artykuł ten Zegadłowicz włączył do albumu dokumentującego jego życie w latach pracy w MSiK [45.48].
[14] Józef Aleksander Gałuszka, „Na marginesie Powsinóg beskidzkich”. „Polonia” 1926, nr 168. Recenzje książki Zegadłowicza ukazały się ponadto w „Ilustrowanym Kurierze Codziennym” (1923, nr 26); „Kulturze Robotniczej” (1923, nr 13) i „Głosie Narodu” (F. Bielak, „Prawda o duszy poety”, 1925, nr 238).
[15] Karol Hubert Rostworowski, „Powsinogi beskidzkie”, op. cit.
[16] Tamże.
[17] Stanisław Kasztelowicz, „Upadek cywilizacji i »powrót do natury«”, „Polonia” 1926, nr 100 (z 12 kwietnia).
[18] W wywiadzie prasowym Emil Zegadłowicz powiedział o opiniach krytyki: „Najciekawsze [...], że do ludzi, którzy kiedykolwiek publicznie o mnie pisali, nie mogę mieć żadnego żalu... Nie mam bowiem żadnych wrogów!... Może tylko gdzieś w Warszawie »Wiadomości Literackie«, ale to już dla innych powodów” – Janusz Stępowski, „Podróż nad Krakowem z p. Zegadłowiczem”, op. cit. Jakby na potwierdzenie tej opinii, redakcja „Wiadomości Literackich” w specjalnym wydaniu satyrycznym kpiła z Zegadłowicza i grupy Czartak (zwłaszcza J. N. Millera i E. Kozikowskiego) znacznie częściej niż z pozostałych pisarzy – zob.: „Jadą Mośki Literackie” 1926, nr ∞ [!] (lipiec).
[19] Władysław Broniewski, „Emil Zegadłowicz”, op. cit.
[20] Tamże.
[21] Tamże.
[22] W liście tym czytamy między innymi: „Z całego serca i z całego ducha dziękuję Wam za przypisanie mi tak cudownego tworu! Uważam Powsinogi za niezwykłe, miejscami wprost nieśmiertelne, na wskroś oryginalne, język upajający, pomysły czarodziejsko piękne. Miriam też zachwycony. Prosił, żebym w jego imieniu podziękował Wam za cudotwórczo urządzony ogród, pełen smakowitych jabłek” [96.8.2].
[23] W Muzeum Stefana Żeromskiego w Konstancinie zachował się, dołączony do przesłanej 3 kwietnia 1923 roku książki, list Zegadłowicza, w którym autor pisał między innymi: „Ośmielam się przesłać Powsinogi beskidzkie – Racz je przyjąć Czcigodny Panie Swem Wielkiem Sercem – wszakże tylko do serca pragną przemówić te łazęgi boże, chuchra i kuternogi – słowami najprostszemi – gwarą górską nad podziw zasobną”. Za możliwość dotarcia do tej korespondencji dziękuję prof. dr. hab. Zdzisławowi Jerzemu Adamczykowi.
Mirosław Wójcik, Pan na Gorzeniu. Życie i twórczość Emila Zegadłowicza, Kielce 2005, s. 145-149
Powsinogi beskidzkie. Sześć ballad z poematu „Dziewanny”
[nakładem „Czartaka”],
Drukarnia Franciszka Foltina w Wadowicach, Wadowice 1923,
– rkps. BG UAM Poz., 2281,
– egz. DZSKB B-B., 10 033,
wyd. II,
[nakładem „Czartaka”],
Drukarnia Franciszka Foltina w Wadowicach, Gorzeń Górny – Kraków – Warszawa [1924],
Druk ukończono piętnastego października tysiąc dziewięćset dwudziestego czwartego r. czcionkami drukarni Fr. Foltina w Wadowicach. Okładkę wykonał Jan Mroziński; drzeworyt na str. 15 Jerzy Hulewicz. Składał Edward Kołodziej, wytłoczył Józef Petrykiewicz.
wydanie III,
nakładem Towarzystwa Wydawniczego w Warszawie
J. Mortkowicz, Warszawa - Kraków 1927
[wydana osobno księga IV zbiorowego wydania Dziewann, Warszawa 1927]
Powsinogi beskidzkie. Dziesięć obrazów scenicznych w inscenizacji autora,
nakładem Instytutu Teatrów Ludowych,
Drukarnia Współczesna w Warszawie, Warszawa 1938
Druk książki niniejszej ukończono dnia 30 maja 1938
czcionkami Drukarni Współczesnej w Warszawie
pod zarządem Józefa Cieślikowskiego
składał Bolesław Gajek
łamał Henryk Załuski
rysunek na okładce wykonał Stefan Żechowski
– egz. AEZ GG.
Ballada o babce Horalčické, o dětech a o zářivém chlévu za všemi stojícím
– przekład na język czeski Ballady siódmej o Babce Góralczyczce,
nakład i tłum. O. F. Babler,
Lidové Závody Tiskarské spol. s. r. obm. w Ołomuńcu,
Samotišky 1928.