Tadeusz Ervinne

[Emil Zegadłowicz, Stefan Essmanowski]

 

Gra w zielone, czyli Świadome ojcostwo

     Z czego się śmiejecie?

  Powstała w 1933 roku komedia autorstwa Tomasza Ervinne’a Gra w zielone nigdy nie została wystawiona na scenie. Nie ukazała się w formie publikacji książkowej, nie przygotowano nawet egzemplarzy teatralnych, jakkolwiek jej tytuł pojawił się w repertuarowych zapowiedziach Teatru im. J. Słowackiego w Krakowie. Dziś znana jest jedynie nielicznym, profesjonalnie obcującymi ze sztuką sceniczną historykom kultury rodzimej; w literaturze przedmiotu doczekała się kilku zaledwie (mniej lub bardziej trafnych) omówień, zaś najbardziej szczegółowe i najbardziej aktualne opracowania historycznoliterackie polskiej dramaturgii XX wieku odnotowują jedynie jej tytuł.
    Decyzję o wydobyciu komedii z archiwalnego czyśćca usprawiedliwia kilka względów. Po pierwsze, jest to dzieło wspólne uznanych twórców: Emil Zegadłowicza (1888–1941), głośnego w okresie Dwudziestolecia poety, prozaika, dramaturga i tłumacza, oraz Stefana Essmanowskiego (1898–1942), poety, krytyka literackiego i teatralnego, tłumacza literatury hiszpańskiej i włoskiej. Przypomnienie Gry w zielone  z pewnością pozwoli wzbogacić naszą wiedzę o artystycznym dorobku obu twórców, ale być może przyniesie również nieco informacji dotyczących socjologii życia teatralnego okresu (zwłaszcza artystycznych i pozaartystycznych motywacji twórczych ówczesnych kapłanów Talii). 
   Po drugie, problematyka komedii, która miała być krzywym zwierciadłem rzeczywistości politycznej        i obyczajowej czasów współczesnych współautorom, zdaje się być dziś, po niespełna stu latach, niepokojąco aktualna. Motywująca działania postaci komedii światopoglądowa walka o cywilizacyjne wartości konstytutywne dla społeczeństwa, bój o dusze, umysły i ciała współczesnych kuszonych (i zmuszanych do posłuszeństwa) bądź to powrotem do epoki prymitywu i martwej tradycji, bądź to wizją nowoczesności, której blisko do etycznej anarchii, ożywia emocje i dziś, jakkolwiek być może inaczej rozłożone są jej akcenty, inna też jest jej intensywność i skala poparcia społecznego.   
   Publiczność okresu Dwudziestolecia międzywojennego, ochoczo śledząca perypetie bohaterów podrzędnych komedii francuskich, nie miała okazji przejrzeć się w lustrze satyry Zegadłowicza i Essmanowskiego. Odwieczne i najistotniejsze zagadnienia egzystencjalne, które na scenie przybrać miały maskę klowna, prostytutki, dyktatora, oportunisty, hipokryty   i cynika nie znalazły wówczas swego widza. Niech zatem przypomnienie Gry w zielone po latach będzie dla współczesnego odbiorcy  powtórzeniem pytania, jakie zadał Horodniczy     w nieśmiertelnym Rewizorze Gogola...