WIELKIE RZECZY ZROZUMIENIE

Korespondencja Jerzego, Witolda i Wandy Hulewiczów zEmilem Zegadłowiczem (1918-1938)

Opracował i wstępem opatrzył Mirosław Wójcik wydanie I, oprawa twarda, ilustracje czarno-białe, 307 s. ISBN 978-83-06-03162-1

 

Korespondencja rodziny Hulewiczów z Zegadłowiczem ma charakter unikatowy – odkrywa historię pisma „Zdrój” oraz prehistorię działań literackich Emila Zegadłowicza. Przynosi bezcenne informacje o jego pracy poetyckiej, translatorskiej, redakcyjnej, radiowej oraz o wydarzeniach z życia osobistego, pozwalających w nowym świetle zobaczyć bohaterów listów oraz inne postaci z panteonu literackiego. Do istniejącej wiedzy dodaje informacje o wielu faktach ówczesnego życia artystycznego, wskazuje nieznane dotąd powiązania ekspresjonistów oraz grupy Skamander. I – co najciekawsze – pozwala zajrzeć za kulisy świata literackiego i kulturalnego początków II Rzeczpospolitej. (...) Całość została znakomicie opracowana pod względem filologicznym i edytorskim. Przypisy i komentarze do zamieszczonych dokumentów, które stanowią istotną część książki, są bezsprzecznym osiągnięciem prof. Mirosława Wójcika.

Z recenzji prof. dr. hab. Włodzimierza Boleckiego

 

 

LISTY JERZEGO, WITOLDA I WANDY HULEWICZÓW DO EMILA ZEGADŁOWICZA

czyli, o „rozciągłości wątków przyjaźni między Kościankami a Gorzeniem”

Witold Hulewicz do Emila Zegadłowicza

 
 
 
Przyjaźń Emila Zegadłowicza z Witoldem Hulewiczem jest naturalną konsekwencją współpracy gorzeńskiego poety ze „Zdrojem” i towarzyskich kontaktów ze środowiskiem Kościanek. Pierwotnie oficjalne stosunki zawodowe (redakcyjne i wydawnicze) około 1925 roku przeszły w fazę serdecznej znajomości. 
Publikujący pod pseudonimem Olwid Witold Hulewicz był młodszym o dziewięć lat bratem Jerzego. Kiedy rozpoczynała się listowna znajomość Zegadłowicza z redaktorem „Zdroju”, Witold parał się żołnierką: w latach Wielkiej Wojny służył w armii niemieckiej, potem wziął udział w powstaniu wielkopolskim (1919). Po powrocie do Kościanek wspomagał Jerzego w pracach wydawniczych „Zdroju” – w tym właśnie czasie, 27 kwietnia 1920 roku, napisał po raz pierwszy do Zegadłowicza, prosząc go o wzięcie udziału w organizowanym w Warszawie wieczorze ekspresjonistów poznańskich. Po kilkuletniej przerwie w korespondencji Witold napisał ponownie z Wilna. Z miastem tym związał się w 1924 roku, na dłużej osiadł tu dwa lata później. W niedługim czasie dał się poznać jako nader ambitny i skuteczny animator życia kulturalnego stolicy polskich Kresów Wschodnich: zorganizował tu Związek Zawodowy Literatów Polskich (i objął jego prezesurę), przyjął obowiązki kierownika literackiego teatru Reduta, kierownika literackiego Wileńskiego Radia, zainicjował tradycję Wileńskich Śród Literackich – urządzanych w Celi Konrada cotygodniowych spotkań polskiego i zagranicznego środowiska artystycznego. Mimo licznych obowiązków nie zaniedbywał twórczości oryginalnej, w której łączył zainteresowania poety i muzyka, miłośnika Beethovena i tłumacza poezji Rainera Marii Rilkego. W1935 roku opuścił Wilno, obejmując w Warszawie stanowisko kierownika działu literackiego Polskiego Radia. Wkrótce po wybuchu wojny został aresztowany za udział w działalności konspiracyjnej. Zginął, rozstrzelany przez hitlerowców w Palmirach, 12 czerwca 1941 roku.
Ożywiona w latach dwudziestych korespondencja wzajemna dotyczyła współpracy Zegadłowicza z redagowanymi przez Witolda pismami (projektowaną nową serią wydawniczą „Zdroju” oraz „Tygodnikiem Wileńskim”) oraz – po przeniesieniu się Witolda do Wilna i podjęciu przezeń obowiązków kierownika literackiego Reduty – twórczości scenicznej autora Lampki oliwnej. Jak można się domyślać, znaczną rolę w zbliżeniu Hulewicza z Zegadłowiczem odegrały kontakty osobiste poetów, a zwłaszcza kilkudniowa wizyta Zegadłowicza w Wilnie w lutym 1926 roku oraz trzymiesięczny pobyt autora Przybłędy Bożego w Gorzeniu Górnym w lecie tego samego roku. 
Emil Zegadłowicz odwiedził Wilno w lutym 1926 roku, korzystając z zaproszenia Witolda, który 7 stycznia informował o wyznaczonym na 12 lutego terminie premierowego wystawienia sztuki gorzeńskiego dramaturga pt. Głaz graniczny w teatrze Reduta. Zachowana prywatna korespondencja pisarza pozwala sądzić, iż w Wilnie znalazł Zegadłowicz zarówno świetną atmosferę artystyczną, jak i życzliwość przyjaciół: Witolda Hulewicza oraz członków zespołu Reduty. 11 lutego 1926 roku tak opisywał swe wileńskie wrażenia w liście do swej wieloletniej opiekunki, Wandy Kaiszarowej:
„W Wilnie jestem od dni dziesięciu – atmosfera tutaj czysta i bardzo szlachetna. Pracuję i z tym jest dobrze. [...] Wilno jest miastem przedziwnym i pięknym. Cudowny Obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej rozsiewa swe błogosławieństwo nad tą ziemią kresową; obraz jest cudowny; przywiozę reprodukcję. Modliłem się tam o zdrowie dla Was i to przemienienie i rozkwit serc, który daje najszczęśliwszą łączność. 
Co do spraw teatralnych: Głaz [graniczny] pójdzie z końcem miesiąca – a Nawiedzeni z końcem marca. Jak czasem zarządzę – nie wiem jeszcze – chciałbym, żeby żona przyjechała do Wilna na koniec lutego (o ile wpierw nie przyjadę) – tak to rozstrzygnąłem w sumieniu – nigdy w niczyje serce nie wątpić- to jest nakaz boży – inaczej być nie może; a tu wyczuwam specjalnie warunki odrodzenia się duchowego. [...] Mrozy w Wilnie duże – spójrz na mapę – a zobaczysz, jak to miasto jest północne” (list z 11 lutego 1926 roku) [115.7].
Zegadłowicz szukał w tym czasie w Wilnie nie tylko wrażeń estetycznych, ale również rozwiązania nader delikatnych problemów rodzinnych. Enigmatyczne sformułowania: „przemienienie i rozkwit serc” czy „odrodzenie duchowe”, dotyczą komplikujących się stosunków małżeńskich pisarza, spowodowanych obecnością w życiu Zegadłowicza Stanisławy Wysockiej. Dla Marii Zegadłowiczowej nie było tajemnicą, iż wielką tragiczkę łączą z jej mężem nie tylko więzi artystyczne. 
Termin wileńskiej premiery Głazu granicznego nie został dotrzymany (podobnie jak i kilka następnych) i Zegadłowicz wyjechał z Wilna, nie zobaczywszy swego dramatu w Teatrze na Pohulance. Głaz graniczny miał tu premierę dopiero 19 kwietnia 1926 roku, a nieobecny na niej autor mógł podziwiać wystawienie swego dzieła jedynie na fotosach wykonanych przez Jana Bułhaka. Wspomnianego w liście Zegadłowicza dramatu Nawiedzeni Reduta nie wystawiła nigdy. Podobny los spotkał obiecywane przez Witolda wystawienie Betsaby...
Kilka miesięcy po wileńskiej wizycie Zegadłowicza Witold Hulewicz odwiedził Gorzeń Górny. Jeszcze przed przyjazdem zapewniał „brata Emila” o odczuwanym pokrewieństwie artystycznych dusz – silniejszym niż więzy rodzinne („wiesz, że ja z Tobą – nie jak z bratem – nie –: bliżej niż z bratem” – list z 19 kwietnia 1926 roku), a wyjechawszy z Gorzenia, pisał po miesiącu: „Myśl moja błądzi między Zaskawiem a Zbywaczówką, między Dzwonkiem a Grodziskiem, tuła się i tłucze skrzydłami, smętna, smętna... Gdyby na ziemi były same Emile, a mapa świata wykazywała same tylko Gorzenie, kwestia wiecznej szczęśliwości byłaby nie najgorzej rozwiązana, bez uciekania się do zaświatów...” (list z 30 września 1926 roku).
Emil Zegadłowicz przyszedł z pomocą nie tylko w zorganizowaniu Witoldowi warunków do pracy nad powstającą w tym czasie monografią Beethovena, ale także ułatwił mu – w okresie poważnych kłopotów rodzinnych przyjaciela – zapewnienie opieki nad córką. W tym czasie Witold, opuszczony przez małżonkę, która usiłowała za wszelką cenę zatrzymać przy sobie ich córkę, zmuszony był zapewnić Jagience (Agnieszce) należytą opiekę. Wobec groźby kolejnego porwania dziecka, Zegadłowicz przystał na pobyt w Gorzeniu ojca z córką, i dodatkowo – Heleny Hulewiczowej, matki Witolda i Jerzego.