EMIL ZEGADŁOWICZ, SKRÓTY KRONIKARSKIE

opracował Mirosław Wójcik
 
 
 
 
 
 
Emil Zegadłowicz zakończył swe życie w mrocznym czasie II wojny światowej. Ciężka choroba, konieczność pobytu w szpitalu i inne okoliczności spowodowały, że pisarz zmarł w Sosnowcu, z dala od najbliższych i z dala od Gorzenia Górnego, swego rodzinnego gniazda. Do dziś nie zostały wyjaśnione losy rękopisów, utrwalających ostatnie pomysły literackie Zegadłowicza. Do dziś także – z wielu różnych powodów, o których nie będziemy tu wspominać – grób pisarza znajduje się w Sosnowcu, aczkolwiek w sporządzonym w dniu śmierci testamencie twórca Zmór życzył sobie, by pochować go w sąsiedztwie gorzeńskiego dworu – w części parku, która miała nosić nazwę “Kamieniołomów”.
 
We wspomnieniach poświęconych okresowi przedśmiertnemu pisarza wzmiankuje się prowadzony przez Zegadłowicza dziennik-notatnik, który, niestety, podzielił losy zaginionych rękopisów. Pod datą 23 lutego 1941 roku, świadom swego kresu twórca zapisał ponoć epitafium, które miało zostać uwiecznione na jego grobie, a którym zapisywał się w pamięci potomnych jako “Ten, który chciał wszystkich kochać i nie zawsze potrafił”. Z całą pewnością ów dziennik wzbogaciłby naszą wiedzę o latach ostatnich autora Domku z kart, latach szczególnie ważnych w twórczości człowieka, który z wątpliwą satysfakcją obserwował, jak spełniają się najczarniejsze z jego wcześniejszych przepowiedni.
 
Niemniej jednak można mieć nadzieję, że rękopisy z lat ostatnich pisarza nie zginęły bezpowrotnie. Przekonania takie pozwala żywić choćby prezentowany tu dokument pochodzący ze zbiorów Biblioteki Narodowej w Warszawie – aczkolwiek nie jest to ów zaginiony dziennik pisarza, charakter zapisków i dziejowy wymiar chwili w nich utrwalonej, czyni z odnalezionego rękopisu ważny przyczynek biograficzny. Dokument ów wzbogacił zbiory Biblioteki w dość nieoczekiwany sposób: we wczesnych latach 70. osoba, która wolała zachować anonimowość, zaoferowała sprzedaż – uważanych dotąd za zaginione – rękopisów Zegadłowicza. Biblioteka – w obawie przed możliwością ponownego zaginięcia nieoczekiwanie odnalezionych dokumentów – bez wahania zgodziła się na zakup, przyjmując stawiane przez osobę sprzedającą warunki, a następnie o fakcie tym poinformowała dyskretnie i lojalnie rodzinę pisarza – prawnego właściciela rękopisów Emila Zegadłowicza.
 
Wykupione z rąk prywatnych rękopisy zawierają m.in.:
 
– fragmenty dramatów: Wasz korespondent donosi, Mohikanie i Interview,
 
– rękopisy fragmentów powieści Egzystencja
 
– 34 karty dziennika pisanego od końca sierpnia 1939 w Wadowicach.
 
Charakter publikowanych tu zapisków dość dobrze określa autorska kwalifikacja gatunkowa kreślonych na gorąco uwag, które sam Zegadłowicz nazywa “skrótami kronikarskimi”. Wartość owych “skrótów” nie sprowadza się tylko do ich walorów dokumentacyjnych. W jakiś sposób świadczą one także o literackim warsztacie twórcy świadomego doniosłości dziejowej chwili: notuje on na bieżąco uwagi, które wkrótce przybiorą w jego dziele formę artystyczną, ulegną specyficznej transformacji zmieniającej doraźną aktualność w sąd syntezujący historię.
 
Treść przytoczonego tu manuskryptu wiernie odzwierciedla wydarzenia pierwszych tygodni wojny, co udało się potwierdzić w konfrontacji z zachowanymi dokumentami historycznymi i w rozmowach z córką pisarza, panią Atessą Zegadłowicz-Rudel, notabene bohaterką jednego z wielu epizodów wczesnych dni wojny uwiecznionych piórem znakomitego ojca. Zegadłowicz notuje wydarzenia, jakie rozegrały się w okolicach jego rodzinnego Gorzenia w dniach 31 sierpnia – 11 października 1939 r.
 
Niemniej jednak wolno domniemywać, iż Zegadłowicz, zapisując bieżące wydarzenia, myślał o ich literackim wykorzystaniu. Świadectwem tego mogą być dopisywane na kartach wojennego raptularza wtórne, dialogowe redakcje wybranych “skrótów” i obecność wybranych partii tekstu w opublikowanych później utworach. Uważny czytelnik prezentowanych tu “skrótów kronikarskich” zauważy, iż niektóre informacje, postacie, a nawet określone sformułowania obecne w niniejszym rękopisie wykorzystane zostały w Domku z kart – ostatnim dramacie Zegadłowicza.
 
W swojej kronice pierwszych tygodni wojny Zegadłowicz przechodzi stopniowo od uwag o charakterze osobistym do opinii ogólnych. Być może jest to spowodowane coraz lepszą orientacją w ogólnopolskiej sytuacji, być może w miarę zapisywania realiów dnia codziennego coraz wyraźniej krystalizował się pomysł artystycznego ujęcia gromadzonego materiału dokumentalnego. W części poświęconej refleksjom natury politycznej do głosu dochodzą – obecne już we wcześniejszej twórczości Zegadłowicza – akcenty krytyczne wobec rządów Polski przedwrześniowej. Aczkolwiek nie miejsce tu na szczegółowe roztrząsanie politycznych sympatii i antypatii autora Domku z kart, zauważmy jedynie, że na opinie Zegadłowicza dotyczące zwłaszcza haniebnych kart historii ZSRR duży wpływ mogła mieć fragmentaryczna wiedza pisarza (wielokrotnie Zegadłowicz ubolewa nad małą wiarygodnością uzyskiwanych informacji), jak też rozgoryczenie spowodowane wieściami o posunięciach polskich władz. Mimo wszystko, wydaje się, że przychylne słowa pod adresem ZSRR są raczej opinią moralisty niż polityka; człowieka troszczącego się bardziej o praktyczną sprawiedliwość społeczną niż dbającego o poprawność dogmatycznie czy arbitralnie pojmowanego obywatelskiego obowiązku.
 
Rękopis kronikarskich skrótów autora Zmór prezentujemy bez skrótów, z zachowaniem właściwej oryginałowi – i typowej dla pisarstwa Zegadłowicza – maniery interpunkcyjnej. Uwspółcześniliśmy pisownię i usunęliśmy ewidentne błędy literowe, zachowując charakterystyczną dla pisarza pisownię niektórych słów (np.: “copochwila”, “znachodzić”, “schód”, “obsiedziony”, “denerwacja”) i końcówek liczebników (31-go, 3-go, itp.) Z uwagi na to, iż charakter pisma Zegadłowicza nie należy do najczytelniejszych, nie zawsze możliwe było odczytanie tekstu (najczęściej dotyczy to tylko pojedynczych słów) – opuszczone fragmenty tekstu oznaczyliśmy nawiasami kwadratowymi – [...].
 
*
 
1.
 
W starostwie bialskim ruch wielki. (Czwartek, 31go sierpnia. Dzień po mobilizacji). Przed gmach starostwa zajeżdżają automobile – oficerowie – strój polowy – skupiony pośpiech – ledwo wyczuwalna denerwacja – podszewką skóry.
 
Od tygodnia – wahadło! – Będzie wojna? – nie będzie wojny – będzie – nie będzie –
 
Mobilizację przyjęto z ulgą. Więc wreszcie rozstrzygnie się – niech będzie TAK lub TAK! Nie do wytrzymania takie ni to ni owo.
 
Biała Krakowska ma dworzec daleko od centrum. Bliżej z Bielska. Więc jadę do Bielska! –
 
O, pamiętam, dobrze pamiętam ! – jeszcze w marcu, jeszcze w kwietniu witano się tu w pewnych sferach: hail [...]! – No i nienawiść do Anglii... Zaciskały się pięści – wzrok pałał – zgnieść tych parszywców – pod nogi rzucić! – Pod niemieckie nogi – oczywiście!
 
Podczas sławnego przemówienia (? – 26? – ?) rozgorączkowany było całe to Bielsko – wypieki na policzkach. Tak było i tak pozostało. Późniejsze rewizje odkryły i ujawniły te – niezbyt zresztą ukryte – fakty i okoliczności.
 
We czwartek – 31go sierpnia – przykry spokój – myśli i ludzie snują się wzdłuż murów.
 
Odwiedzam naprzeciwko adwokata. Odesłał żonę z dziećmi do Mielca. Wie już, że trzeba poza Tarnów – jeśli ma być jako-tako bezpiecznie. Więc aż tak –?–
 
Dzwonię do starosty bialskiego. Owszem może przyjąć, lecz: pięć minut. Tylko! urwanie głowy! –
 
Z rynku starego Bielska na rynek bialski siedem minut drogi. Idę.
 
Przed starostwem warta; chłopcy z Pekau. Docieram wreszcie – rozmowa trwa pięć razy po pięć minut. Akurat przerwa w telefonach i w naradach.
 
Starosta stary legun – były oficer sztabowy – inwalida – bez prawej ręki – orientuję się doskonale w sytuacji. O to mi szło; dowiedzieć się; wiedzieć. Do 27go pisałem “Progi” – więc oderwany jestem od wszystkiego. Czuję tylko, że trzeba się śpieszyć, że trzeba! – bo pewnie powietrze drży i fermentuje – w aparacie ludzkim niepokój i troska i przerażenie copochwila miażdży świadomość.
 
Powiada starosta, że tu, o, tu w tym pokoju ( i masa stołów i stołków w obszernej sali) narady dzień i noc – telefony – od kilku dni – oka nie zmrużył – lecz był przecież oficerem sztabowym – zna się, rozumie – w korpusie oficerskim duch wspaniały! wola zwycięstwa nieprzeparta ani cienia wahania czy dywagacji. Od góry do dołu! mężny!
 
Przyznaję rację! – istotnie najzagorzalsi pacyfiści i orientaliści (określenie na orientację z orientu) – rozumieli od dawna, że kto kocha pokój musi oń walczyć z zarzewiem [...] i wojny – gniewnej i zaborczej.
 
Pukanie – wchodzi jakiś młodzieniec z puszką maski gazowej –
 
– że brak 38 łóżek – ? – a w szkole iks – ? –
 
– zajęte –
 
– no to w fabryce ypsylon -
 
– też zajęte –
 
I znów pukanie. Drugi kurier.
 
I znów. Trzeci.
 
Czwarty – dziesiąty –
 
Tak wciąż.
 
Lecz to już spokój!
 
No i nie można wyrywać łóżek spod śpiących.
 
A wszystko to bez papierków, bez zapisków. Fenomenalna pamięć starosty ogarnia najdrobniejsze szczegóły. Stąd też na tym eksponowanym terenie sprawność organizacyjna.
 
Już wiem, co trzeba robić.
 
Uścisk dłoni – [...] – wbija się w pamięć – uścisk leworęczny –
 
 
 
2.
 
– może przecież nie będzie wojny! – Poniewierało się to zdanie do wczesnego świtu 1go września. Lecz świt ten rzekł prawdę.
 
Zbudziły mnie furkoty samolotów i krakanie wron krążące nad lasem – zapadających weń i znów, jakby w przerażeniu wzlatujących; wrony i kawki. Czerni się las i przestrzeń. Olbrzymie, wielkie, tysięczne stado.
 
A potem raz za razem: głuche odgłosy wybuchów, orędzie Pana Prezydenta, wiadomość o nalotach niemieckich, o zbombardowaniu 18tu miast, o zestrzeleniu kilku aeroplanów niemieckich –
 
W małym letnisku, w Podlesiu pod Kętami – rozgardiasz i bieganina.
 
Wszyscy – nieznajomi, przygodni – znają się, mówią, dyskutują – – co robić? co robić? –
 
Pociągi – owszem jadą – lecz z węglem stuwagonowe pociągi – dwa mają być osobowe – kilka ewakuacyjnych – więc może furką? – lecz skąd konie? – zarekwirowane wszystkie –
 
Najbardziej troska się “pan inspektor” emerytowany komisarz policji – ; – jest tu z rodziną – 4ech synów – dwie córki – żona – – przed kilku dniami wywieźli z Bielska co tylko mogli; niewiele tego; mebli się nie da zabrać; nieco bielizny, ubrania, nowa maszyna do szycia (600 zł) została – może się ją da jeszcze sprowadzić – ? – A konfitury i weki? – 150 zł włożyli w te wakacje – a wartość tego dwa razy większa – [...]
 
A szosą przez Podlesie ku Kętom – jadą fury – jedna za drugą – bety, ludzie, milczenie, groza!
 
Wczoraj się to rozpoczęło!
 
Widzieliśmy wóz drabiniasty, pełen starych chłopów – na otomanie siedzi staruszka – wiatr rozwiewa włos siwy – – ucieka – dokąd? –
 
Więc: pakujmy się!
 
Cóż tu będziemy robić? – do Wadowic dojedziemy! – Wszyscy mówią: Wadowice! – O, tam będzie spokój! tam nas ta groza ominie! – Powiada Pan inspektor: po co się śpieszyć? – jutro wyjedziemy – do Wadowic cóż – 30ci kilometrów? – drobiazg.
 
Lecz my nie zważamy na te słowa! Wszelki optymizm przyjmujemy z pogodnym niedowierzaniem. Lecz: Wadowice pewne!
 
Pakowanie, wiadomo, straszne rzeczy! – Walizek już do diabła i trochę; nic w nich nie można pomieścić! – Kluczyków okropne ilości – a żaden nie pasuje!
 
Wreszcie spoceni, rozdygotani walizkach, koszach i bagażach – za kilka godzin odchodzi ostatni pociąg w kierunku Wadowic, Kalwarii, Krakowa – – a co potem? Tak daleko nikt myślą nie sięga. Wszystko oddaliło się – we wszystkim czas świetlany i odległości astronomiczne –
 
 
 
3.
 
Lecz przecież jeszcze perypetie.
 
Koniec miesiąca – rentę z Zusu wysyłają dopiero drugiego. Do drugiego nie ma co czekać! jasne! Mówi się przeto we czwartek po południu właścicielce restauracji, że o zapłaceniu należności ani mowy, że musi to zrozumieć. Tak się jej mówi – jak prawda; nie ma pieniędzy i już. Ledwo na wyjazd starczy. – Powiada: dobrze! – Spokój.
 
Jeszcze w jednym sklepiku siedem złotych za chleb, masło i coś tam jeszcze, drobiazgi. Akurat spoceni, półprzytomnie patrzmy z przerażeniem na jedenaście pakunków – Słabo się robi, w głowie się mąci! – Aż tu krzyk! Owóż ten kupiec-ordynus w hipereleganckim brązowym ubraniu – z pyskiem wielkim: co to za “państwo” – nie płacą, [...] itd. – a któż mógł wiedzieć, że wojna? – siedem złotych? – szalony pieniądz; no i nie ma! Załagodziło się po długiej rozmowie – pani inspektorowa płaci ze swego tych 7 złotych. No dobrze.
 
Lecz przecież – zapomniało się! – Trzeba dojechać na stację Kęty – półtora kilometra – nikt przecież nie udźwignie takiej masy tobołków; ani gadania! Koń potrzebny, wóz! No, owszem, powiada stróż willi, znajdzie się – lecz trzeba bulić. – Zbiegam na parter; ludzie tu bogaci, z forsą. Pożyczam dwanaście złotych! brawo!! Dojedziemy!
 
Jesteśmy na stacji o godzinie ósmej; pociąg ma odjechać o 22giej 50 – czasu sporo! – bagaż zadziwiający – przystają czekający i patrzą na tę górę waliz – a kosz?, a bagaż? – to pies? – dużo tego!
 
Jakiś zalany w pestkę obywatel zaczepia wszystkich i nas zaczepia – spowiada się z rozsadzającego go patriotyzmu, oho! – niech tylko przyjdą – on, sam jeden pobije ich – – wszyscy są zdenerwowani – a takie gadanie rozstraja jeszcze bardziej –
 
Dworzec ciemny; lecz noc jest księżycowa – czwarty dzień po pełni –
 
Co pół godziny wtacza się pociąg towarowy: węgiel – towarowy: wojsko – towarowy: ewakuowani –
 
Nie wolno na nie wsiadać; a “osobowego” nie ma – powiadają: spóźnienie! – ile? – nie wiadomo.
 
Trzeba się zaopatrzyć w bilety (przesąd z zamierzchłych czasów pokojowych) – mówi pan w czerwonej czapce: bez zezwolenie biletów wydać nie mogę. A skąd zezwolenie? – ze starostwa lub magistratu. Teraz? o godzinie tak późnej? – przecież magistrat urzęduje.
 
Idziemy.
 
Rynek pełen wojska i furgonów. Lampy liliowe i niebieskie – ponuro.
 
Znachodzę biuro magistrackie. Potykam się o nieprzewidziany schód – skaczę jak żaba na czworakach – wpadam na urzędnika – – czego? – krzyczy; ja, że zezwolenie na wyjazd; on: nie ma takiego rozporządzenia – Kto chce jechać, niech jedzie – o ile się kto zdoła wepchać do wagonu – może sobie jechać do jasnej cholery.
 
Wracam.
 
Z uporem niepojętym domagam się biletów; otrzymuję je; wydaję na nie piątkę – połowę kapitału, jakim rozporządzam.
 
No, nareszcie.
 
Odpocząć można. Spóźnienie przedłuża się – znowu – ; za godzinę!
 
No i chryja! –
 
Zaledwie usadowiłem się pośród bagażu – zjawia się policjant z jakimś cywilem. Z początku nic nie rozumiałem, o co idzie. Okazuje się, że właścicielka restauracji, z którą wczoraj zawarłem umowę – nagle żąda zapłaty dziś, zaraz, w tej minucie! –
 
Idziemy na posterunek; tłumaczę jak i co; dzwonią do tej pani; potwierdza, że owszem, wczoraj to ona się zgodziła, a dziś się nie zgadza. Starszy posterunkowy nawet poklina do aparatu: takie czasy, a pani! może jutro już w ogóle – itd. – Finalizuję prędko sprawę, boję się, że mi pociąg ucieknie – a to, jak tu mówią, ostatni pociąg! – mam zegarek, omegę, kosztował 160 zł – pokrywa trzykrotnie “zobowiązania” – oddaję go na “poczet długu”. Zrobione!
 
 
 
4.
 
Pociąg za pociągiem. Z wojskiem. Na platformach widać na tle nieba ciemne sylwety żołnierzy – nieruchome – fantastyczne – – pociągi – widma –
 
Po północy zajeżdża osobowy – zapchany do ostateczności – – wiezie uciekinierów z Cieszyna, Skoczowa – Bielska – Białej – Kóz – – dachy obsiedzione – – wrzawa, jęki, płacz – – skuczą i wyją psy –
 
5.
 
Przerażający – nagły – gwałtowny czas – ten pierwszy września – trudno to nazwać dniem!
 
Dopiero siedząc na tobołach – w chłodzie dogasającego potu – można było rozróżnić zachodzące na siebie zdarzenia.
 
Więc: orędzie Pana Prezydenta.
 
Więc: apele i przemówienia przerywane szyfrem: pięć czekolada – tata – ta – ta – ta – ta – pięć czekolada – pięć czekolada –
 
Wzdłuż drogi z Podlesia do Kęt – aż ku dworcowi – grupy żołnierzy i cywilów przysłuchujące się rozwartym głośnikom –
 
Strzępy zdań: – “ani kroku dalej” – “niemiecka głowo opamiętaj się” –
 
W cukierni kęckiej – (napić się herbaty! – cały dzień nic się przecież w ustach nie miało) – przemówienia z Warszawy, po niemiecku: do narodu niemieckiego – do matek niemieckich –
 
Na dworcu władze wojskowe. Patrole. Nie wolno oddalać się od budynku stacyjnego. W denerwacji czekania – trudno usiedzieć! Chodzę tam i z powrotem. źle odmierzam kroki – wysuwam się za daleko. Podchodzi żołnierz i powiada: – “nie idzie tak chodzić – trzymajcie się kupy” – ; – dwadzieścia pięć lat temu byłem podczas wybuchu wojny w Berlinie. Po sławnej mowie Wilhelma; po ogłoszeniu mobilizacji! – też tak coś nieprzepisowego zrobiłem. Żołnierz zrugał mnie od ostatnich. Dryl niemiecki. Słowiańska łagodność.
 
Kolejarze i funkcjonariusze rozmaitych urzędów z Bielska, Skoczowa, Cieszyna, Zaolzia – – niektórzy widzieli już Niemców – – cofające się wojska polskie wysadzają mosty i szosy –
 
Pytania – odpowiedzi – wszystko fantastyczne, życzeniowe –
 
Nie wiadomo nic –
 
 
 
6.
 
Rano już wiadomo było o bombardowaniu Krakowa – nad Podlesiem bez przerwy krążyły samoloty polskie –
 
Donośne – rzadkie wystrzały armatnie –
 
Przeszła krótka burza – piorun! – Piorun? czy huk armatni? –
 
Lewy brzeg Soły obsadzony wojskiem polskim. Tuż przed oknem działo przeciwlotnicze – w ziemniaczysku oficer obserwuje ruchy aeroplanów.
 
Jesteśmy już na froncie.
 
(w tej chwili, gdy spisuję powyższe (11 września) skróty kronikarskie – olbrzymie ilości wojska niemieckiego – artyleria, kawaleria, piechota – wali od kilku godzin szosą z Wadowic ku Suchej;)
 
 
 
7.
 
Wszyscy: co Francja? co Anglia? – a Włochy?
 
Mówi się o liniach obronnych pomiędzy Skoczowem a Bielskiem.
 
Wstrzymają, nie wstrzymają?
 
Jaki jest plan strategiczny?
 
że wróg na linii: Karpaty – Tarnów –
 
Wszystko niepewne, płynne, nijakie
 
Żadnych pewnych wiadomości. Pewnych? – podobnych choćby do możliwości.
 
Wiadome jest tylko jedno: nędza ludzka, trwoga.
 
Ludzie i krajobraz odmieniły się zupełnie!
 
 
 
8.
 
Na peronie w Kętach przechadza się starszy Pan.
 
Przystaje obok piramidy kufrów.
 
A już jest tak, że wszyscy się znają, wszyscy z sobą mówią.
 
Pyta – czyje to – i że tak dużo – dziwi się –
 
Acha! – powiada – z tym się państwo nie dostaniecie do wagonu, ani sobie myślcie! – Trzeba auto albo furkę –
 
Okazuje się, że to były zawiadowca stacji, tubylec stuprocentowy, tubylec sześćdziesięciopięcioletni. Taki przecież poradzi!
 
Poszedł; nie było go z godzinę; przyszedł. – Ale skąd! – aut żadnych, konie porekwirowane – Posmutniał i o nic się już nie troszczył. Przystawał przy grupkach rozmawiających robotników i kolejarzy. Po chwili nie wiedział sam, czy ma dziś uciekać, czy jutro? – i czy w ogóle.
 
Pociąg osobowy!!
 
Ruch – ścisk – bieg –
 
nie! – To ewakuacyjny, kolejarski!
 
 
 
9.
 
Nareszcie! – Przepełniony? – nie ma określeń na rojowisko oblepiające wagony. Kilku kolejarzy z sympatii pomaga wrzucić na platformę wagonu nas i bagaż – – pociąg miał stać dwie minuty – stoi dwadzieścia – znachodzimy powoli nogi i ręce – wszystko w jakim takim porządku.
 
Jedziemy. Z trudem; [...]
 
Noc księżycowa. Fantastyczne drzewa. Mgła jak rozlana woda. Na ścieżkach i miedzach grupki ludzi. Wieś nie śpi. Szosą mkną auta. Dużo aut. Rozmowy o wojnie. Tylko. Krawiec z Bielska jedzie do Dębicy. Tam spokój pewny. Wszędzie pewny spokój – tylko tu nie. Zresztą między Skoczowem a Bielskiem ponoć pięć linii strategicznych. Odeprzemy niezawodnie. To tylko dzisiaj tak.
 
Grupa dziewcząt chce wysiąść w Choczni. Pociąg minął tę stację.
 
Jeszcze kwadrans.
 
Wadowice.
 
 
 
10.
 
I tu dopiero rwetes – tym większy, że niespodziewany!
 
Tłumy czekają na ten – nasz – pociąg – – jadą – chcą jechać – chcą uciekać – uciekać – uciekać –
 
Spotykamy miłego blondyna – znajomego – właściciela sklepu –
 
– Tu wysiadacie? – pyta – stąd wszyscy wieją; ewakuacja –
 
Dzielimy się. Część piękna pozostaje na stosie bagażu – część szpetna idzie szukać hotelu –
 
 
 
11.
 
Panika w Wadowicach przerażająca! – Hotele zajęte po wręby! – W jednym wolny pokój – Żydzi zerwali się z pościeli – uciekli.
 
W pobliżu alei prowadzącej z dworca kopią rowy – ze 40tu mężczyzn – w koszulach – jak białe robaki toczące ziemię.
 
Przy gmachach publicznych zwały tobołów – furmanki – ewakuuje się sąd, starostwo, [...] dyrekcja skarbowa. Wszyscy nieprzytomni, rozbiegani, czekający na podwody.
 
Ciągłe alarmy – syreny jęczą – wysoko furkot aeroplanów. Groza.
 
Szosą z Bielska na Kraków cofa się wojsko polskie. Nieprzerwanie.
 
Godzina czwarta rano.
 
Zostawiam współbieżeńców w hotelu. Idę do Gorzenia.
 
 
 
12.
 
Zmęczony jestem potwornie.
 
Trzy noce nieprzespane. Ledwo idę.
 
Naloty. Kryję się w schronach. Wreszcie nie zważam na alarmy. Idę. Dojść!!
 
W połowie drogi dogania mnie auto – przy kierownicy wiceprezes sądu – sąsiad – ma willę w Jaroszowicach. Jaroszowice graniczą z Gorzeniem; kilkaset kroków. Auto puste. Podnoszę rękę – na znak: proszę mnie zabrać! – Auto mija mnie pędem. Ruch głowy i ręki pana wiceprezesa tłumaczy: nie mogę się zatrzymać – nie mam sekundy czasu! –
 
Wlokę się dalej. Dowlokłem się.
 
W domu dowiaduję się o bitwach na linii Zakopane – Maków; Rabka spalona. Samolot niem. zestrzelony na Leskowcu.
 
No i, że wszyscy uciekają.
 
Więc co robić? –
 
(sobota rano – drugi dzień wojny)
 
Wypijam szklankę ciepłego mleka. Przebieram się, idę do Wadowic.
 
Może u starosty coś się dowiem. Może na poczcie odbiorę rentę. Wszyscy jesteśmy bez grosza. 230 zł – to po prostu majątek!
 
W Wadowicach panika coraz większa. Tłumy uciekinierów – jadą w przeróżnych kierunkach. Najczęściej na Kraków.
 
Starosta zestrachany plecie duby smalone. Ależ nic nie grozi – niech wszyscy zostaną – “będziecie sobie z okna spokojnie spozierali na bitwę – raz tak, raz tak, to ci, to ci – a renta? – wypłacą, oczywiście, poczta działa normalnie” – ; – wygaduje nonsensy, kłamie.
 
Idę na pocztę – poczta wczoraj wywiała. Zamknięta na cztery spusty.
 
Wracam do starosty – widzi mnie z daleka – ucieka – ucieka dokładnie – już go nie ma w Wadowicach. Rozporządzeń żadnych. Dopiero później dowiaduję się, że polecił (listem) opiekę nad powiatem posłowi Dr. Putkowi.
 
Wracam. Wszędzie słyszę utyskiwania i oburzenie na “władze” – uciekały chyłkiem – powiększały panikę.
 
W hotelu (gdzie ten cały bagaż i strwożone osoby!) – w sieni na [...] siedzi Żyd – płacze i lamentuje. Ulicą wojsko – ewakuowani – uciekinierzy – wśród cywilów popłoch i trwoga. Naloty ciągłe. W szkole magistrackiej schowało się kilkunastu uciekinierów. Bomba pada na szkołę – pożar – wszyscy zabici!
 
Muszę iść w końcu. Uspokajam moich w hotelu, że dziś nic nie grozi, że przyjdę wieczorem.
 
... decyduję, że zostajemy, że w razie niebezpieczeństwa bezpośredniego będziemy się kryć po lasach i wertepach. Schron jest w starej kaplicy ariańskiej. W ogóle tu cisza – spać! – spać!! –
 
Nie mam już sił po raz trzeci iść do Wadowic. Trzy noce nieprzespane – dwanaście kilometrów pieszo – wystarczy, no i chory jestem – copochwila bóle; mąci mi się w głowie.
 
 
 
13.
 
Położyłem się. Zaledwie się zdrzemnąłem – budzi mnie pukanie.
 
Przyszli moi z hotelu. Nie do wytrzymania! – źle; panika, zarażeni paniką! – Trzeba uciekać – wszyscy uciekają – ostatnia chwila! Chociaż nie mam argumentów na to “trzeba”! Lecz któż argumentuje? – Przede wszystkim jednak układam przybyłych w bibliotece – nie chcą się kłaść – lecz perswaduję, namawiam, skłaniam! – Decydują się. Siedzę chwilę z nimi. Cisza kojąca. Żadnego odgłosu wojennego – a tam w hotelu zwariować można! Hurkot – tętenty – płacze – jęki – przekleństwa – ścisk – zatory – a tu jaka cisza wśród tysiąca książek – – delikatny szum wysokich drzew za okratowanymi oknami – panika wyparowuje powoli, ale skutecznie!
 
Kładę się i ja. Śpimy do szóstej!
 
 
 
14.
 
Idziemy do Wadowic.
 
Naloty ostre. Pierwsze bomby.
 
Spotykamy sąsiadów chłopów. Przerażeni! Boją się zostać. Zawsze w takich zamieszaniach uciekają “władze” i “panowie” – tymczasem [...] gościńce i drogi gminne pełne uciekających chłopów, to zastanawia, przeraża!!
 
Spotykamy kupca z Wadowic (ma poza tym [...] gospodarstwo w Gorzeniu) – no nie, powiada, nie będzie uciekał! – Był właśnie na mszy (niedziela) – ksiądz mówił, żeby zostać! – – Za parę godzin pod wpływem paniki – kupiec ten wraz z synem (gimnazjalista, piętnastoletni) uciekł na rowerze – słuch o nim zaginął.
 
W Wadowicach mało kto został. Jedynie plebania; dziekan i wikariusze – – wobec pełnej strachu ucieczki “władz” (już i burmistrz nawiał!) – zakrawa to na komizm. Z satysfakcją podkreślam ten fakt: zarząd parafii pozostał w komplecie!
 
 
 
15.
 
Zdobywamy po drodze trzy “tragarze” (po beskidzku “pragać”) na te kufry i toboły. Jedziemy w trzy osoby, czwarta w hotelu.
 
Idziemy “na krótsze drogi” – błoniami, przedmieściem koło koszar na ulicę 3go maja (to ta właśnie z Bielska do Krakowa (przedtem Wiedeńska i Lwowska).
 
Koszary puste. Okna otwarte; ani żywej duszy. – Tu przed 25ciu laty “wzięto” mnie do wojska austriackiego.
 
Skręcamy w ulicę. Mijamy kasarnię – jesteśmy obok domów prywatnych. Ulica zapchana – zatarasowana. Konnica. Piechota. Furgony. Furmanki. Podwody. Tłumy pieszych. Ucieczka. Rozpacz!
 
Wóz naładowany skrzyniami, pakami – ludźmi. Dokąd? – nie wiedzą; w nieznane – mówią.
 
Nagle wjeżdża [...] wóz – zderzenie. Rozpadały się półkoszki i drabinki – wszystko leży w pyle – ludzie uciekają – nie zabierają nic – po chudobie tratują konie, furgony, podwody –
 
Wtem – syrena! – Nalot! Furkot samolotów – karabin maszynowy trajkoce w chmurach – sypią się kule – świst – pac – pac – w trotuar, w mury – w ludzi – jęki! – ranni, zabici! – Schyleni biegniemy z córką wzdłuż muru – wpadamy w bramę – brama zamknięta – walimy pięściami – nikt nie otwiera! Rzucamy się na ziemię – – – znów trajkot mitraljez – – pochód tłoczy się – wzdyma – – kwik koni – jęki – krzyk nagły! – – Furkot samolotów słabnie – oddala się – cichnie.
 
Któż nas to nie chciał wpuścić do domu? – To willa doktora S. – Jesteśmy oburzeni! – jak się okaże – niesłusznie!
 
 
 
16.
 
Niesłusznie! – Gdy panika dosięgnęła szczytu – ubłagały – żona lekarza i córka – decyzję ucieczki. – Zapakowano chaotycznie na ręczny wózek najniepotrzebniejszą garderobę – futra – i odjechano z ostatnimi furgonami ustępującego wojska. Córka z zapaleniem ślepej kiszki, ojciec po ataku sercowym, ciągnąc i pchając wózek – pognali w przestrzeń ciągłych nalotów.
 
Istotnie – podczas potyczki – zostawili wózek – ratowali życie. Dr S. umarł na udar serca. Żona i córka dotarły do Krakowa.
 
Dr S. był [...] wspaniale wyposażonego szpitala. Ucieczka była niepotrzebna.
 
 
 
17.
 
W hotelu wieści nieprawdopodobne. Agitacja antypolska w toku pełnym. Szpiegów niemieckich chmary.
 
Więc: Polska godzi się na protektoriat –
 
Więc: generał polski przedarł mapę Polski na rynku z okrzykiem: Koniec Polski!
 
ITD.
 
Spotykam znajomego malarza; mówi: mrowie zalewa Polskę; najazd Hunów; uzbrojeni w Czechom zabraną broń, są niezwyciężeni; już po nas.
 
Wynosimy nasze walizki – pakujemy je na tragarze – pod nalotem wyjeżdżamy z miasta.
 
Z trudem docieramy do Gorzenia.
 
Jeden kosz zostawiamy w hotelu, a nazajutrz już go nie ma; rozbity zamek; rozkradziony.
 
 
 
18.
 
Owe plotki propagandowe orientują nas, że jesteśmy tu odcięci od wszelkich wiadomości. Zdani tylko na tendencyjne wiadomości niemieckie. Żyjemy tylko domniemaniami i wiarą.
 
Wedle wiad. niem. Francja nie chce i nie będzie walczyć z Niemcami.
 
Skądinąd dochodzą słuchy, że linia Zygfryda już sforsowana – wojska franc. posuwają się pod Frankfurt i Düsseldorf.
 
 
 
19.
 
Wszyscy i wciąż brzęczą w uszy: uciekać! a jeśli już nie uciekać to kryć się! –
 
Więc na noc z 3go na 4ty – zapakowuję to i owo (oczywiście głupstwa) – wybraliśmy się do sąsiada Domina Ścieżki; dom jego stoi na grapie wysoko – stamtąd na Ponikiew lasem łatwe przejście – a w tej Ponikwi to już ukryć się można skutecznie w wądołach niedostępnych.
 
Spotykamy uciekinierów – w dół idących
 
Ścieżka odstąpił nam dużą izbę – na kocach i ławach usadowiliśmy się wcale dobrze.
 
O spaniu nie ma mowy.
 
W oddali huczą armaty – wchodzi Domin – powiada, że przyprowadzono mu dwa konie – co z tym fantem zrobić? – Rada w radę – zostawić i zgłosić jutro do sołtysa. Konie wojskowe – ten co je przyprowadził oddał je i zwiał w las.
 
Ładne konie – wierzchowe.
 
Uspokoiło się.
 
Lecz nie na długo!
 
Bo oto znów Ścieżka wchodzi z tym, że mieszkańcy wsi Zawadka – uciekają w popłochu w lasy. Trzeba, powiada, chyba też z nimi –
 
Zbieramy się i w – las!
 
Wyszliśmy w gąszcz – no i co? – Narada! – Powiada Ścieżka, że tuż za jego stodołą jest taki wądół sakramencki, że można tam ukryć się na amen; nikt nie wytropi. Mówi i przekonuje, żal mu odejść od domu.
 
Decydujemy się na ten wądół.
 
Noc jest jasna i gwiaździsta. Księżyc po pełni wcale jeszcze spory.
 
Koło chałup, około których przechodzimy, ruch; wszyscy krzątają się – ukrywają zboże. Niski brodaty i sumiasty chłop – biega tam i z powrotem z workami – ; groza. Krasnolud. Copochwila znika pod wykrotami; po chwili wyłazi po przeciwnej stronie; ma wszędzie jamy i schowki.
 
 
 
 
 
18.
 
W wądole Ścieżkowym spotykamy sporo uciekinierów.
 
Zestrachane i przerażone wszystko.
 
Lecz cóż tak tu będziemy siedzieć – Ścieżka powiada, że zajrzy na gospodarstwo. Słusznie. Idę z nim.
 
Idę w dół; do domu idę.
 
Pusto. Wczoraj wszyscy mężczyźni z obu Gorzeni i Jaroszowic poszli za wojskiem polskim.
 
W domu wszystko w porządku. Kot przerażony pustką miauczy żałośnie (jadło zostawiłem wczoraj w wiadomym mu miejscu).
 
Wtem: nalot! – Bliski, gwałtowny.
 
Minął.
 
W ogóle sądzę, że można, że trzeba, że należy wracać!
 
 
 
20.
 
Koło południa idę na grapę. Rozpoczęła się bitwa. Z pogórzy zaskawskich nasza artyleria wali w nacierające wojska niemieckie.
 
Widzę kilka wąskich smug pionowego dymu – to pozycje nasze.
 
Po każdym strzale słup kłąb czarnej mierzwy podnosi się zza widnokręgu jak chmura.
 
Pożary.
 
Wracamy.
 
 
 
21.
 
W nocy około godziny drugiej – nieprzerwana kanonada. Myślimy, że to zdobywanie Krakowa.
 
Później dowiadujemy się, że to bitwa pomiędzy Kalwar. Zebrz. a Skawiną. Trwa do godziny szóstej.
 
Straszno! Złowrogo!
 
22.
 
Wadowice zajęte.
 
Drogą na Suchą – jadą olbrzymie auta ciężarowe. Przy karczmie “Zińki” – składy amunicji.
 
Przyszedł p. Krobicki powiada, że mamy nakaz składania wszelkiej broni. Feldgestapo.
 
Mam rewolwer, brauning.
 
Wraz z p. K. jedziemy do Karmelitów, gdzie to S. F. P. urzęduje.
 
Pytają się, czy Aryjczycy. Tak. Dają pokwitowanie na broń. – Pierwszy raz słyszę: “heitler”! – pozdrowienie!
 
Samoloty rozrzucają odezwy; nawołują (te odezwy) do wybrania nowego rządu; itd.
 
Groza; ciężko, bardzo ciężko!
 
 
 
23.
 
U Krobickich na Mikołaju rozgardiasz i wydychiwanie grozy. Mieli tu wczoraj regularną bitwę i naloty. Na trawie plamy krwi.
 
Danych autentycznych żadnych. Przewala się walec wojenny przez beskidzką krainę. To wszystko.
 
Z dokuczności: nafty nie ma, zapałek nie ma. Papierosów na razie dużo. Rozbito składnicę tytoniową. Tytoń i papierosy rozdawano paczkami. Tysiące!
 
Rozpacz i trwoga.
 
Lecz wierzy się w zwycięstwo – w dalekie, trudne zwycięstwo.
 
 
 
24.
 
Gazety tylko niemieckie. “Soldaten Zeitung”. Propagandowe. Stronnicze. Jednostronne. O froncie francuskim ani słowa.
 
W ogóle: cała Polska zajęta; rząd w Rumunii; za tydzień koniec wojny.
 
Nikt w to nie wierzy? – owszem, dezorientacja jest tak wielka, panika tak destrukcyjna, walki i ofensywa tak ciężkie, że wielu traci wszelką nadzieję; już po wszystkim, powiadają! – I narzekania na “władze”.
 
 
 
25.
 
Rozmowy z chłopami. Charakterystyczne! – Ci, którzy służyli w wojsku i Wielką Wojnę przebyli na froncie, są wprost zdruzgotani motoryzacją, uzbrojeniem i postawą wojska niemieckiego. “Panie, mówią takim poradzić niełatwo! – chłopy wypasione, wielkie” – odpowiadam, że Francuzi raczej mali są, szczupli – a jednak natarć zwłaszcza atakowych na bagnety – Niemcy nie wytrzymywali. Niedowierzanie!
 
Pierwsze to dni wojny, a już psychoza w całej pełni! – Tego, co zabrali, Niemcy już nie oddadzą! – Ogólne zdanie. – I, dywagacje, gorzej będzie czy lepiej? – Jedni: że nie zniosą niewoli niemieckiej i pod knut hitlerowski nie pójdą; ci uciekają. Inni, że Polska przez 25 lat nic dla chłopa nie zrobiła – że były pańskie rządy! – może będzie lepiej pod “Niemcem” – ? – najogólniejszy wniosek z chłopskich rzeczeń i myśli: mało działało się w kierunku pozyskania mas chłopskich; powiedzmy: nic! – Caveant consules! – Memento!!
 
Agitacja niemiecka wie o tym! – Działa – już od pierwszej chwili okupacji! – Obiecuje, kaptuje, podchlebia! – Mówi o zarobkach dużych, o braku bezrobocia, o stopie życiowej sytej i ciepłej! – Sądzę, że w wielu wypadkach działa skutecznie – Antysemityzm działa w miastach. Na wsi może te hasła; nie ma Żydów po wsiach.
 
 
 
26.
 
Zaczęło się to w nocy z 8go na 9go –
 
Dotychczas waliła armia niemiecka przez Wadowice na Kalwarię – Kraków –
 
Teraz mamy wojska: artylerii, konnicy, piechoty maszeruje w stronę Suchej – z okien i balkonu widać cały ten pochód. Dywizje niezmotoryzowane.
 
Dokąd idą? – domysły fantastyczne! – Na Rumunię! Węgry wypowiedziały wojnę (Niemcom)! – itd.
 
Mówi się o linii: Czarny Dunajec – Warszawa; – ponoć wojska polskie są pomiędzy Wisłą a Bugiem. Same plotki. Radia nie działają; gazet ani wiadomości realnych żadnych!
 
Wszyscy jesteśmy roztrzęsieni i umęczeni!
 
 
 
27.
 
11go pierwsi żołnierze niemieccy w Gorzeniu. Najpierw trzech; wiedeńczycy; po słomę; nie ma słomy; gospodarstwa nie prowadzę. Mówią (z widocznym podnieceniem) o powstańcach (na Śląsku), [...] – mówią o wykłuwaniu oczu żołnierzom niemieckim, o podstępnych “rafinierte Frauenzimmer” – dopuszczających do siebie oficerów niem., a potem obcinającym im członki – etc. Propaganda, spreparowanie, agitacja.
 
Wszyscy niepojęcie spreparowani!
 
Po tych trzech – przyszło dwu kwatermistrzów ; – zadecydowało się: 6ta kompania I Brygady będzie kwaterowała w Gorzeniu. Sztab i żołnierze.
 
 
 
27.
 
Nadciągnęli późnym wieczorem.
 
Oberleutnant, leutnanci, sierżanci, sto dwudziestu żołnierzy, karabiny maszynowe, furgon, kuchnia, 31 koni, dwa psy.
 
Dla oficerów przygotowaliśmy łóżka w pokoju niebieskim. Świątkarnia, jadalnia, ojca pokój dla żołnierzy: słoma, kilimy, poduszki kilimowe. W domku pod modrzewiem sierżant. Reszta ludzi roztasowała się w pobliskich domach.
 
Nieprzegarniony nieład i hałas.
 
Żołnierze przeważnie z Opolskiego, nazwiska polskie: Marchewka, Szczotka, Wróbel, etc. Mówią narzeczem śląskim. Ci, którzy nie umieją po polsku włączają w zdania niemieckie copochwila “pierona”.
 
Zmęczeni bardzo! Przeszli 80 kilometrów z dwoma odpoczynkami. Teraz będą biwakować dwie noce.
 
Jeden z kwatermistrzów mówi: “ich kene sie ja, sie sind der Schriftsteller? – ? – Okazało się, że ponad sześciu już laty był na letnisku w Jaroszowicach! Istotnie od sześciu lat zatrzęsienie było w tej okolicy letników (mówiło się) Ślązaków! – Szwab znał tu już każdą dróżkę, mostek, nieomal chałupę każdą!
 
Porucznik bardzo grzeczny i układny; nadporucznik (młody, bardzo niski mężczyzna) surowy, opryskliwy, czujny i podejrzliwy.
 
Chleb, kawa czarna, [...] – śpią wszyscy (prócz nas: przygnębienie, rozpacz, udręka!)
 
Nazajutrz – zaraz od rana – nieprzyjemność. W domku pod modrzewiem zostały dwa zegarki, złoty osiemnastowieczny, srebrny emaliowany; oba pamiątkowe; ojca i matki.
 
Wstałem po piątej, o szóstej byłem w domku, zaraz zauważyłem. Powiedziałem o tym kilku żołnierzom. Mówią: zaraportować oficerowi. Nie, rzekłem, tego nie zrobię. Maltretacje, kary – a może i co innego! – Istotnie, przechodząc około grupki żołnierzy usłyszałem: ech! Polacy breszą, tam na pewno nie było zegarków.
 
Więc: cicho, sza!
 
Około godziny 10tej – przyszedł sierżant, który spał w domku wraz z 3ma żołnierzami – wyjmuje zegarki z kieszeni, oddaje je “mam, powiada, jednego takiego niepewnego – bałem się o zegarki, więc je ukryłem – nam, powiada, fürer zakazał nitkę zabrać – że to niegodne bohaterskiego żołnierza niemieckiego.
 
Więc dziękujemy, podziwiamy, radzi że są zegarki.
 
Na śniadanie otrzymują żołnierze “czarną kawę” – chleb, ćwiartkę masła deserowego, masła już ze sklepu wadowickiego.
 
Nadjeżdża furgon ze skrzyniami mydła – [...] – również z Wadowic.
 
Konserwy niemieckie – erzacowe; jakiś żółty ser – bez sera.
 
Oliwa; [...] z kawałeczkami mięsa.
 
Żołnierze czyszczą karabiny. Wieczorem odprawa.
 
 
 
29.
 
Już o zmierzchu przychodzi do mnie żołnierz, powierzchowność miła, oblicze sympatyczne – w oczach tli się coś dziwnego – ; fanatyzm.
 
Robotnik, poeta – mówi z widocznym wzruszeniem – wychwala rodzinę, dzieci – ma ich czworo – otrzymuje na nie 20 – 40 – 60 – 80 mk – pokazuje mi reprodukcję rzeźby – ; macierzyństwo! – ma w portfelu również fotografie jakiegoś miejsca odpustowego – katolik! – po drugiej stronie przez siebie skomponowany hymn na cześć Hitlera – rozwodzi się nad społeczno-ekonomicznymi rekordami soc-narodowego ruchu. Mówi z entuzjazmem – płomiennie – – tłumaczy, wyjaśnia, przekonuje, skłania; – prosi, żebym to powtórzył swoim kolegom i towarzyszom. – Wreszcie pyta grzecznie, czy zegarki zwrócone, że czekał z tym do zmierzchu – gdyby nie – sam zaraportowałby oficerowi, nie zniósłby tego! sumienie! honor!
 
Inaczej agitowano wśród chłopów (relację mam od Dr. Putka) – tam – poziom i grubość agitacji jak dla [...] “gupie Poloki myślały, że wygrajom z Niemcem! gupie Poloki! mocie Rydza, który je gruby, ma tyli brzuch! – ruszać się ni może – muszom go wozić – i wy, gupie Poloki, kcecie wygrać pierona!” –
 
 
 
30.
 
Jest bardzo ciężko! Duszno! źle!
 
Wieści coraz gorsze!
 
12go w nocy nadeszły raporty batalionowe (do oficerów) o wkroczeniu wojsk Z.S.R.R. do Polski.
 
Sądzę: akcja podobna jak wojsk pol. – na Zaolzie.
 
Pomogliśmy do rozbioru Czechosłowacji! – Pomagają inni do naszego rozbioru. Jasne. Idzie o utworzenie republik związkowych: Ukrainy i Białorusi. Uważam to za słuszne.
 
Polityka Becka – daje druzgocące rezultaty; cały rząd pol. – a w pierwszym rzędzie Beck są sprawcami zguby polskiej! Przecież ostatnie lata panowania kliki głupców, matołów i durni były nie do wytrzymania! Co krok posunięcia fatalne! – Naturalna łączność z grupami słowiańskimi została przekreślona “mocarstwowością” – tzn. dogodną i wygodną (no i: korzystną!) polityką mafii!
 
Sławek to przewodził – odszedł jak [...] !
 
Słyszałem w kwietniu w Warszawie okrzyki: Beck na latarnie! – Za późno!!
 
Mackiewicza za zdanie: o Becka jak o Kopernika będą spory – jedni będą twierdzić, że to był minister polski inni, że niemiecki – osadzono w Berezie!
 
Z całej tej zbrodniczej epoki ludzi ślepych i głuchych – zostaną... sławojki! – Wychodki jako wykładnik akcji rządów po 35tym roku! – Straszne rzeczy! Obłęd!!
 
 
 
31.
 
Po dwóch nocach [...] – Niemcy opuszczają Gorzeń! – Łączy się 6ta kompaniami z mniejszymi za Suchą dywizjami. Pozostawili wspomnienia raczej dodatnie; jako ludzie; olbrzymi procent sfanatyzowanych. – Kilka zwyczajnych; kilka obojętnych i przytłoczonych wojną.
 
 
 
32.
 
Wiadomości przerażające! Ucieczka rządu, generalicji, arystokracji, intelektualistów. Ile w tym prawdy? – nie wie nikt! –
 
Warszawa broni się! – Jawią się nazwiska; gen. Czumy, gen. Rumla – prezydenta miasta Starzyńskiego.
 
Rydz Śmigły w Modlinie. 14 pierścieni obronnych Warszawy.
 
Historia unosi się nad Warszawą.
 
33.
 
Wracają uciekinierzy.
 
Między Kętami a Andrychowem tępiły uciekających karabiny maszynowe samolotów niemieckich.
 
Gehenna ucieczki! Groza! Śmierć!
 
Z kilku wracającymi rozmawiałem; szli w paszczę wojny.
 
Dostawali się do niewoli.
 
Zderzali się z falą uciekających od wschodu.
 
Niepołomicka puszcza pełna trupów.
 
Miasta wymarłe.
 
Bombardowanie pociągów.
 
Wraz z żołnierzami – chyba już miliony ludzi zginęło!
 
 
 
34.
 
Trzy tygodnie trwa wojna.
 
A to chyba nawet nie początek jeszcze.
 
Wojna potrwa ze trzy lata.
 
Warszawa broni się straceńczo!
 
Wojska Sowieckie zajmują Ruś Czerwoną i Białoruś.
 
Ponoć niemieckie pretensje protektorackie sięgają po Sołę.
 
Miasta opustoszałe i posępne.
 
Wieś milcząca.
 
Kraj ciemny – nie wolno świecić świateł.
 
Lęk przed nalotami angielskimi.
 
Ponoć kilkaset bombowców ang. i franc. jedzie na pomoc Polsce.
 
Warszawa zbombardowana: zamek, Belweder, Kościół św. Jana, ambasady, gmachy ministerstw, szpitale – domy prywatne – w gruzach; muzeum koło mostu nowego również.
 
Wieści przynosi Krobicki i Bałys. Radio nieczynne – nie ma akumulatorów i anodówki.
 
Wieści bardzo niedokładne i sprzeczne; lecz dziś już można wysupłać chociaż półprawdy.
 
Fałsz jest bardzo efektowny – prawda krwawa i bohaterska.
 
 
 
34.
 
Nocami przesuwają się nocą w stronę Suchej eskadry tanków i auta ciężarowe.
 
Ponure demonicznie i migot świateł.
 
Czytać nie sposób – pisać nie sposób; – waga godzin przytłacza.
 
Z frontu zachodniego nie dochodzi prawie nic.
 
Ponoć przygotowuje się ofensywa!
 
Ewakuacja miast niemieckich.
 
Lecz właściwie nie wie się nic.
 
 
 
35.
 
Coraz rzadziej słyszy się samolot niemiecki.
 
Cisza pełna dygotu i drżenia atmosferycznego.
 
Orka jesienna, zasiewy. Kopanie ziemniaków. Zwyczajny tryb ziemski.
 
 
 
 
 
36.
 
Rozmawiałem z kolejarzem, który co dopiero (25go) powrócił z Wołynia. Ledwo z życiem uszedł. Wojska sowieckie powracają. Ukraińcy przyjmują je “z podniesioną głową” (sądzę, że nie wszyscy – są przecież nacjonaliści Ukraińscy. Ukraina przeskoczyła monarchię i “republikę” – wskoczyła od razu w system socjalistyczny – To musi wywołać – takie “niewyżycie się” – fermenty!) –
 
O dezorganizacji polskiej wszyscy!
 
Ponoć istnieje projekt utworzenia (pod egidą Niemiec) 11 milionowej Polski. Zabory: niemiecki i austriacki (po San) mają należeć do rdzennych Niemiec.
 
Spalono bóżnicę w Wadowicach.
 
Rydz z armią i pół milionem jest (ponoć) na pewno z rządem w Rumunii.
 
Warszawa broni się; również Modlin i Hel. To już nie nowina.
 
Już nie trzeba walczyć z Rządem Upadku Polski.
 
Nikt z tych głupców wrócić nie powinien. Silni w gębie, grantelokwentni – w głowie słabi. Łatwo było robić pacyfikację Ukrainy, uśmierzenie strajku chłopskiego, łatwo było organizować entuzjazm wojenny przeciw Litwie i Czechom! Łatwo, tanio, głupio, nieprzewidująco!!
 
Można przypuścić, iż nastąpi (za kilka lat) starcie Rządu U.P. z Rządem Kreatur Niemieckich [...]
 
Inna Polska może powstać!
 
 
 
37.
 
Antysemityzm przyjmuje się łatwo. Mniej wśród chłopów – więcej pośród mieszczan.
 
Jeśli okupacja potrwa długo (a na to się zanosi) – część ludności będzie w opozycji do przyszłego rządu polskiego; represje; zamieszki; może i walki domowe.
 
 
 
38.
 
Sto lat temu literatura polska pełna ojczyźnianości zwalczała “carat”, “oberpolicmajstra”, [...] czynowników, kibitki etc. – jeszcze Piłsudski [...] właśnie zwalczał! – walka z “Moskalem” – jakżeż inna powinna być polityka po rewolucji październikowej! – Powstała Polska – reakcyjna – militarystyczna (nawet bez siły militarnej!) – klerykalna – – tymczasem “Rosja” przoduje w przywróceniu godności chłopa i robotnika, dbałość o ekonomiczne warunki wysuwa na czoło zagadnień społecznych itd. jest “postępowa” i “wolnomyślicielska” (co się samo przez się rozumie – mówię tu tylko przeciwstawnie).
 
 
 
39.
 
Wojna zanosi się na lata. Rozpoczęta w r. 1914tym trwać będzie (z zamieszkami) do połowy bieżącego stulecia.
 
 
 
40.
 
Wiadomości, które zresztą bardzo skąpo i w powykręcane dochodzą do mnie – zdają się potwierdzać świetny program polityczny Sowietów.
 
Sądzę, że Hitler jest (pomimo woli) promotorem Stanów Zjednoczonych Europy. Rzeczą Sowietów jest, aby te Stany były zsocjalizowane, czyli były po prostu Związkiem Republik R. S.
 
 
 
41.
 
Mówi się o internowaniu w Rumunii wodza Upadku Polski –
 
Mówi się o zdradzie pewnej części wyższych oficerów polskich.
 
Mówi się o ofensywie franc. – ang.
 
Mówi się o ewakuacji Berlina (do Bielska, Krakowa, Częstochowy) –
 
 
 
42.
 
Warszawa padła. Broniły się ulice, barykady, domy, strychy, piwnice.
 
Nieudolność sztabu polskiego przerażająca!
 
Kto widział ucieczkę wojska polskiego z flanków – ten wie jak daleko może sięgać brak organizacji!
 
Generał Mond zastrzelony przez adiutanta.
 
Cała Polska oddana w okupację.
 
A jednak!....
 
 
 
43
 
Szwajcaria nie przepuściła wojsk niemieckich! –
 
Na ultimatum Niemiec odpowiedziała wypowiedzeniem wojny.
 
 
 
44.
 
Nocą słychać odległe strzały od Zachodu.
 
Powstanie czeskie.
 
Na froncie franc. – ang. – legiony czeskie i polskie.
 
 
 
45.
 
Odwiedził mnie Królicki i Bałys.
 
Wiadomości zdają się potwierdzać moje domysły co do polityki Sowieckiej.
 
 
 
 
 
46.
 
Trudno stwierdzić jakie jeszcze ogniska armii polskiej bronią się. Mówił: Hel! mówią: Poznań! – mówią Modlin.
 
To zresztą jest już bez znaczenia. Rząd Upadku Polski pracował nad zgubą Narodu rzetelnie od wielu lat! – Sławojki!!
 
W Krakowie wychodzi I.K.C. – Taki sam jak przedtem! – Tylko odwrotnie!
 
Ponoć... no właśnie! wciąż i tylko: “ponoć”! –
 
 
 
47.
 
W nocy z 30go września na 1szy paździer. olbrzymie przesunięcia wojsk niemieckich – drogą z Krakowa na Bielsko. Szum i turkot nieustanny! Kipiąca noc!
 
Nad ranem liczne strzały po stronie zachodniej.
 
Również około południa huki armat lub bomb. (Ulotki angielskie przestrzegają od kilku dni ludność, aby się miała na baczności o trzy kilometry oddalała od tras głównych). Mówi się o zbombardowaniu Bielska.
 
Sensacyjne wiadomości! – Mościcki zrezygnował z prezydentury i wskazał jako swego następcę Raczkiewicza (prezes Związku Polaków Zagranicą); głównodowodzącym wojsk jest Sikorski, ministrem skarbu Koc. Lecz co z Beckiem? zdrajcą i sprzedawczykiem? –
 
Piłsudski zaufał trzynastce; – w trzynaście lat po przewrocie majowym Rząd Upadku Polski dokonał dzieła pychy, sobkowstwa, sobiepaństwa, reakcji i złowrogich egzekucji dokonanych nad chłopem.
 
Sikorski? – wzięty w kołach francuskich polityków i sztabowców. Lecz później? – wszakże to też reakcjonista, endek i klerykał.
 
 
 
48.
 
Po rozmowach Ribbentropa z Mołotowem – Niemcy zostawili część dywizji na pograniczu okupacji niemieckiej i sowieckiej! Wymowne!
 
Ponoć Rumunia jest już w wojnie z Niemcami.
 
Przejeżdżające szosą auta niemieckie mają napisy: “Hurra! zurück ins Vaterland” – “der Krieg ist zu Ende” – a nawet: “noch ist Polen nicht ferloren” – ; – na ogół niemiecka propaganda ukrywa przed żołnierzami nawet cień wiadomości o istnieniu frontu franc. ang.
 
Wczoraj (mówią) rozpoczęła się na zachodnim froncie olbrzymia ofensywa już poza linią Zygfryda!
 
Przez cały dzień odgłosy strzałów – czy powstanie czeskie? czy naloty angielskie? –
 
Mówi się o przystąpieniu do wojny Rumunii Węgier i Jugosławii.
 
Niemcy zabierają wszystkie aparaty radiowe, aby żadnej o nich wieści nieprzychylnej nie zachwyciło ludzkie ucho. Przecież w ich gazetach i radiach w ogóle nie ma jeszcze frontu zachodniego.
 
 
 
49.
 
Jakie jest, jakie będzie stanowisko Sowietów? – wszakże z łatwością mogliby teraz zająć Polskę i Czechosłowację. Czy zrobiliby to? czy zechcą? – jakie są ich plany? – Tu jest moment ciężkości całej zawieruchy i wrzenia światowego. – O ile się decyzja Sowietów wydłuży i przewlecze – znów wojna obecna niczego nie załatwi; a połowiczność pomści się tak, jak pomściła się już raz w r. 1918tym – nastąpił ćwierćpokój pełen niepokoju, wojen, rewolucji.
 
Trzeba wyznać jawnie i otwarcie, że lata – przed upadkiem Polski – były dla obywatela (prócz tych u żłobu!) niezmiernie ciężkie i upokarzające – wszelka wolność myśli i słowa zabita – poniewierka i nędza – podłość i kłamstwo – – Rząd Upadku Polski celował w łamaniu i w wykoślawianiu charakterów. – Czyż i to nie było wstydem palącym, że Beck systematycznie (wszyscy to widzieli!) prowadził Polskę do zatraty?, że szefem Rządu był tumanowaty stupajka?, że Minister W.R. i O.P. – pokrzykiwał – wystawiając do góry palec wskazujący lewej ręki, a na nim kładąc dłoń prawą – że Polska jest w stanie chwiejnym, a to co ją utrzymuje w równowadze to kler, to Kościół – ? – ten ongi liberał, ateista, uczony!!. itd. – itd. – w nieskończoność od góry do dołu! Starostowie! cóż to była – z małymi wyjątkami – za swołocz kacykowska!
 
A szkolnictwo!! –
 
*
 
 
 
Pomiędzy kartami “skrótów kronikarskich” znajdują się dwa arkusze objęte numeracją wprowadzoną przez Zegadłowicza. Jeden z nich – oznaczony numerem 10 – jest szkicem tworzonego dramatu, drugi – numer 34 – prezentuje fragment ponownej redakcji zapisu z dnia 11 września 1939 r.
 
Karta 10:
 
(pokój z drewnianym [...] – w małej willi –)
 
– 5 sierpnia 1939 r.
 
(kufry, bagaże, tłumoki)
 
(stół nakryty gazetami)
 
(O. przy radio)
 
– nie, nic z tego – nie da się chwycić żadnej stacji.
 
(A. – leży na otomanie – milczy)
 
O.
 
– przerażająca to była noc! – przez tyle godzin to straszne bombardowania Krakowa – – huk bez przerwy
 
(A. milczy)
 
O.
 
– piąty dzień wojny! – nie do wiary! –
 
–––––––––––––––––––
 
Karta 34:
 
 
 
11go 3 żołnierzy – wiedeńczyków przybyło – a potem dwu kwatermistrzów – i kompania – sympatyczni oficerowie – żołnierze prawie wszyscy mówią po polsku z Opolskiego –
 
 
 
 
Artykuł opublikowany w Studiach Filologicznych Akademii Świętokrzyskiej, tom 15. Pod redakcją Jana Pacławskiego. Wydawnictwo AŚ, Kielce 2002, s. 57-87