„Abyś pisał do mnie nie listy – a myśli i odczucia...”


  Powstała w latach 1924–1935 niezwykle obszerna korespondencja intymna Stanisławy Wysockiej z Emilem Zegadłowiczem jest jednym z niewielu zachowanych do dziś autobiograficznych dokumentów życia i twórczości wielkiej tragiczki. Archiwalia teatralne ( oryginalne pisma krytyczne, recenzje prasowe, wykazy repertuarowe, afisze ) przekazały obraz Wysockiej-aktorki; na potrzeby historii teatru i literatury utrwaliły one obraz kobiety w jej sferze zachowań publicznych, oficjalnych, kreowanych wobec szerokiego audytorium: widzów i czytelników. W tym kontekście listy Wysockiej pisane do Zegadłowicza nie tyle uzupełniają funkcjonujący w świadomości współczesnego uczestnika kultury wizerunek aktorki, ile tworzą autonomiczny i intymny portret człowieka; stwarzają możliwość wglądu – jeśli nawet wielce hipotetycznego – w sferę emocjonalnej wrażliwości i wyobraźni artystki.

  Z całą pewnością można stwierdzić, iż fenomenu listów Wysockiej nie sposób sprowadzić do funkcji użytkowej tej korespondencji, aczkolwiek taka była owych dokumentów geneza. Jak każdy wielki artysta, Wysocka nadawała swemu życiu wymiar dzieła sztuki. Codzienne doznania włączała w strukturę najważniejszego spektaklu reżyserowanego przez całe życie – dramatu własnej egzystencji. Artystyczną konsekwencją tej sytuacji jest immanentnie obecna w tekście korespondencji poetyka listu literackiego, w jego klasycznej odmianie konfesyjnej, zaś na romantyczną proweniencję właściwego retoryce Wysockiej listów-wyznań wskazuje – obok wyznaczników formalnych tekstu i uwag o charakterze autotematycznym – artystyczny światopogląd aktorki oraz inklinacje estetyczne jej osobowości scenicznej i prywatnej.

  Oczywiście, wszystko to, co wiąże się z przeżywaniem miłości, obszerne relacje stanu ducha aktorki, rysowane śmiało perspektywy przyszłego szczęścia obojga kochanków, zapewnienia o oddaniu i gotowości do bezgranicznego poświęcenia, marzenia o spełnieniu tęsknoty za nieobecnym – słowem: dzieje uczucia, stanowią w korespondencji Wysockiej wątek najważniejszy. Jako dokument psychologiczny i socjologiczny korespondencja Wysockiej jest w tym kontekście nadzwyczaj bogatym materiałem badań dla zwolenników tropienia zagadek fenomenu osobowości kobiety na szlaku metodologii spod znaku écriture feminine.

  Zachowane listy Wysockiej obejmują okres od 12 marca 1924 do 11 października 1935 roku. Częstotliwość wymiany listów uzależniona była przede wszystkim od stanu uczuć piszącej: najwięcej listów powstało w latach 1924–1927. W archiwum prywatnym Emila Zegadłowicza zachowały się niemal wszystkie ( jak z dużym prawdopodobieństwem można przypuszczać ) listy Wysockiej, natomiast los listów Zegadłowicza jest nieznany – prawdopodobnie nie ocalały one z wojennej pożogi i ich treść można jedynie fragmentarycznie rekonstruować na podstawie komentarzy, uwag i aluzji pomieszczonych w listach Wysockiej. Korespondencja Wysockiej wywiera na współczesnym czytelniku wielkie wrażenie nie tylko objętością ( ponad dwieście pięćdziesiąt, niemal bez wyjątku wielostronicowych listów ), ale i rzadko dziś spotykaną kulturą literacką nadawcy. Zewnętrznym jej przejawem są już choćby zapisywane odręcznym, mikroskopijnym, ale wielce starannym pismem, karty dobrego gatunkowo papieru ( często o ozdobnej fakturze, żeberkowego, ze znakami wodnymi Star Mill, Commercial Fine, Royal Writing Paper ) – obowiązkowo piórem, nigdy pismem maszynowym. Zachowane koperty, stanowiące z arkuszem listowym papeteryjną całość, adresowane są niekiedy zmienionym charakterem pisma ( konieczność zachowania wymiany listów w tajemnicy przed rodziną pisarza ). Brak skreśleń, płynność pisma i jego układ graficzny sugerować może zarówno wielką dyscyplinę piszącej, jak i zwyczaj sporządzania przez nią na podstawie wcześniejszych redakcji czystopisu wysłanego listu ( część korespondencji, co przyznawała sama nadawczyni, powstawała jako zapis brulionowy zawierający projekty listownych rozmów). W charakterystyce języka tej korespondencji warto jeszcze zwrócić uwagę na oryginalną interpunkcję listów Stanisławy Wysockiej, jako że konsekwentnie stosowane zasady pisowni (na przestrzeni jedenastu lat) zaświadczają trwały charakter językowych nawyków osoby piszącej. Najbardziej charakterystyczną cechą tej interpunkcji jest wręcz manieryczne stosowanie myślnika w funkcji kropki i przecinka oraz indywidualne zasady stosowania wielkich i małych liter.

  Najwcześniejsze listy z 1924 roku Wysocka, od niespełna trzech lat owdowiała powtórnie, podpisywała nazwiskami obu byłych mężów; wkrótce jednak jej korespondencję będą kończyły podpisy: „Stacha” lub – najczęściej – „St.” i nieodłączne „Om”. Listy zachowały się w stanie dość dobrym, jedynie kilkanaście z nich zniszczonych jest w stopniu znacznym. Niektóre dokumenty uległy uszkodzeniu już w latach powojennych (wraz ze znaczkami wycięte zostały fragmenty kart pocztowych i kopert). Uporządkowanie chronologiczne korespondencji utrudniały swoiste zwyczaje nadawczyni: fakt opatrywania listów cząstkowymi określeniami daty (najczęściej jest to tylko dzień tygodnia ) i pisanie wielu listów w ciągu tego samego dnia, a następnie ekspediowanie wszystkich arkuszy w zbiorowej przesyłce. Staranności zewnętrznej listów Wysockiej dorównuje niemal wzorowa kompozycja ich treści, precyzja przekazywanych informacji i dystyngowana powściągliwość wypowiedzi – nawet wówczas, kiedy jest to miłosne wyznanie. Bogactwo tematyczne listów czyni z tej korespondencji swoistą kronikę wydarzeń dwudziestolecia międzywojennego postrzeganych przez pryzmat artystycznej wrażliwości aktorki i dobrze zorientowanej w zawiłościach politycznych obywatelki II Rzeczypospolitej. W listach Wysockiej nietrudno odczytać strategię mimowolnego kronikarza kreślącego systematycznie kolejne epizody, dokładającego kolejne kamyki mozaiki, które składają się na wymowny obraz epoki syntezujący doświadczenia życiowe aktorki. Takie ujęcie przywodzi na myśl dzieło życia Samuela Pepysa, który utrwalił w zapiskach swojego Dziennika wydarzenia dziewięciu lat XVII-wiecznej Anglii, łącząc w pojemnej formule wymogi kroniki życia publicznego z regułami wypowiedzi konfesyjnej. Niczym angielski kronikarz trapiący się na równi tym, że psuje się zegarek żony i psują się sprawy Królestwa, Wysocka często w jednym liście łączy sprawy de privatis i de publicis: „Jest tak bardzo źle – pisze 29 kwietnia 1931 roku – stan naszego państwa jest okropny. Oszczędność przeszło 500 milionów, aby dociągnąć za wszelką cenę do deficytu 60 milionów tylko – odbiła się fatalnie. Żadnych pieniędzy [...]. W domu wszystko w porządku – tylko tęskno strasznie – żyjemy teraz dobrze – bo kucharka dobra”. Dzięki tej właśnie strategii listy Wysockiej stają się zarówno niezmiernie interesującym przyczynkiem do poznania polskiej kultury i obyczajowości tego okresu, jak i wyjątkowym dokumentem stanu świadomości artysty owej epoki.

  Kręgi tematyczne korespondencji są pochodną zainteresowań i ról, jakie pełniła nadawczyni w ówczesnym świecie, stąd nie dziwi obecne w jej listach emocjonalne zaangażowanie i obfitość uwag na temat sztuki, zwłaszcza współczesnego polskiego teatru i literatury. Życiowy wigor, predyspozycje intelektualne i społeczna aktywność Wysockiej sprawiły ponadto, iż z podobną pasją komentowane są w jej listach wydarzenia polityczne i historyczne rozgrywające się w II Rzeczypospolitej.

  W latach, których dotyczy korespondencja, Wysocka związana była z teatrem jako aktorka, reżyser i dyrektor. Jej listy przynoszą zatem informacje dotyczące szeroko rozumianego życia teatralnego ( oficjalnego i pozakulisowego ) środowisk kilku scen: Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, Teatrów Nowego i Polskiego w Poznaniu, teatru wędrownego Rybałt ( tu dodatkowo szczegółowe relacje marszruty zespołu artystów ), Teatrów Miejskich w Lublinie, następnie w Wilnie i Łodzi oraz Teatru Wołyńskiego z Łucka. Dla tego kręgu tematycznego najbardziej charakterystyczne są wypowiedzi aktorki odnoszące się do kwestii artystycznych twórczości dramaturgicznej Zegadłowicza, recepcji i okoliczności realizacji scenicznych jego sztuk, nieoficjalnych głosów ludzi teatru, komentujących artystyczne dokonania autora Lampki oliwnej, a także relacje Wysockiej dotyczące jej pracy teatralnej ( kreowanie kolejnych ról, reżyserowanie, dydaktyka teatralna, kierowanie własną sceną i historia innych przedsięwzięć teatralnych, teoria dramatu ). Obraz ten dopełniają szkicowane dość często zdecydowaną kreską ironii, a nawet nieukrywanej niechęci, wizerunki ludzi sztuki ( teatru i literatury ), z którymi przyszło współpracować Wysockiej ( Jerzy Hulewicz, Edward Kozikowski ) oraz epizodyczne wzmianki o jej przyjaźniach artystycznych i mniej lub bardziej akceptowanych kontaktach towarzyskich ( Konstantin Stanisławski, Nikołaj Jewreinow, Teofil Trzciński, Stanisław Miłaszewski, Antoni Piekarski, Tadeusz Świątek, Karol Hubert Rostworowski, Izabela Kunicka, Irena Solska ). Wygłaszane przez Wysocką sądy o literaturze współczesnej i szeroko rozumianym życiu literackim II Rzeczypospolitej są natomiast swoistą kroniką negatywnej recepcji twórczości Zegadłowicza. Pretekstem do tego typu uwag są z reguły publikacje prasowe przeciwników ( lub choćby niezbyt wyraźnie zdeklarowanych entuzjastów ) jego twórczości i najrozmaitsze przejawy życia artystycznego dowodzące, zdaniem wielkiej tragiczki, krzywdy, jaką świat sztuki wyrządza Zegadłowiczowi. Najczęściej też to właśnie animozje oddzielające poetę od środowiska Skamandra tłumaczą pojawiającą się w listach Wysockiej ostrą krytykę całej grupy ( „towarzystwo wzajemnej adoracji” ) i poszczególnych jej członków: między innymi Jana Lechonia ( „cóż za chamstwo w tym biednym wariacie” ) i Kazimiery Iłłakowiczówny ( „wara jej równać się z Tobą!” ). Podobnymi komentarzami opatrzone zostają publikacje osób skłóconych z Zegadłowiczem życiowo ( „oburzyłam się na [Jana Nepomucena] Millera – ale przeszło zaraz – gdym sobie wyobraziła pieska – kąsającego w łydkę” ) lub artystycznie ( o Władysławie Broniewskim: „czyż warto nawet zatrzymywać się na tym – co jakiś niedorosły głuptas nabajdurzył” ). Wzburzyły Wysocką nawet słowa Jana Sztaudyngera, humorystycznie opisującego Zegadłowicza w Rzezi na Parnasie ( „zirytowałam się ujęciem Ciebie. Smarkacz!” ). Z życzliwością aktorka pisze z kolei o tych, którzy publikują przychylne sądy o twórczości adresata jej listów – między innymi o Jerzym Bandrowskim i Zenonie Kosidowskim. Sporadycznie jedynie pojawiają się w listach oceny twórczości literatów spoza kręgu Zegadłowicza. Rzadziej negatywne ( „Nałkowskiej nie powinno się grać. [...] Co za ponura podłość musi być w tej kobiecie” ), częściej aprobatywne ( o poezji Kazimiery Zawistowskiej, Bezrobotnym Lucyferze Aleksandra Wata ). Aczkolwiek koncentrujące się z reguły wokół twórczości Zegadłowicza, sądy Wysockiej dowodzą jej znakomitej orientacji zarówno w zakresie współczesnej literatury polskiej, jak i światowej. Cytaty, komentarze i wzmianki poświadczające lekturę dzieł ( August Strindberg, Giovanni Papini, Szymon Anski, Ilja Erenburg, J.W. Goethe, Oscar Wilde, Waldemar Bonsels, Jan Anker-Larsen, Aleksander Puszkin, John Galsworthy, Rainer Maria Rilke i wiele innych nazwisk ) dowodzą bezsprzecznie nieprzeciętnej kultury literackiej piszącej.

  Jest w tej korespondencji także miejsce na relacjonowanie aktualnych wydarzeń artystycznych ( sprowadzenie prochów Juliusza Słowackiego do Polski w 1927 roku, odczyty Rabindranatha Tagore w Warszawie ), polemik literackich ( wokół Zegadłowiczowskiego przekładu Fausta ), głośnych publikacji „Wiadomości Literackich” i „Zwrotnicy” ). Są także barwne epizody obyczajowe epoki: wyzwanie w 1924 roku na pojedynek wiceprezydenta Warszawy Konrada Ilskiego przez znieważonego przezeń dyrektora Opery Warszawskiej, Emila Młynarskiego, intymne problemy rodzinne Jerzego i Wandy Hulewiczów, wspomnienia znajomości Wysockiej ze Stanisławem Wyspiańskim, historia jej nauki języka hebrajskiego u Szaloma Asza, spotkania z Bolesławem Leśmianem, Witoldem Hulewiczem, szczegóły współpracy aktorki z amerykańską wytwórnią filmową Paramount.

  Wysocka jawi się w swej korespondencji również jako surowy sędzia polityki prowadzonej przez kolejne rządy II Rzeczypospolitej. W tym względzie jej sympatie są wyraźne i konsekwentne: jest zdeklarowaną zwolenniczką politycznego geniuszu Józefa Piłsudskiego i wrogiem wszelkich ideologii totalitarnych ( „polski faszysta i polski komunista to dziś jedna partia” – pisała 18 maja 1926 roku ). W jej myśleniu o sprawach politycznych państwa łatwo wskazać przyjęte reguły ocen: probierzem wartości działań polityków jest ich stosunek do duchowego dziedzictwa narodu i jego kultury, natomiast wartość samego polityka mierzona jest wielkością charakteru człowieka. Stąd też ostre słowa potępienia kierowane przed majem 1926 roku pod adresem ówczesnego rządu dyktuje Wysockiej głównie obawa o przyszłość polskiej kultury i oświaty ( „Przecież to zupełny upadek kultury – chyba będą zamykać szkoły – jak już zamykają pewne działy na Uniwersytecie. Ślicznie gospodarzymy!” ). Tenże wzgląd tłumaczy pojawiające się w listach Wysockiej pogardliwe określenia ówczesnego prezydenta Rzeczpospolitej, Stanisława Wojciechowskiego ( „główka Narodu” ). Przewrót majowy, którego tragiczka była świadkiem i którego obszerne relacje pomieściła w kilku listach pisanych na gorąco pod wrażeniem rozgrywających się walk bratobójczych, spotęgował jej nienawiść do obozu endecji i utwierdził ją w przekonaniu o nieuniknionym i zbawczym charakterze dziejowej misji Marszałka, który „musiał [...] jak Chrystus powrozem wygonić handlarzy ze świątyni”. Politykom gabinetów Władysława Grabskiego, Aleksandra Skrzyńskiego i Wincentego Witosa wyrzuca Wysocka, uznająca egoizm za najgorszą skazę charakteru człowieka, przede wszystkim niedostatek kompetencji moralnych, następnie intelektualnych i w efekcie brak zachowań prospołecznych ( między innymi gani powszechne rozkradanie majątku narodowego ). W jej przekonaniu, życie polskich elit władzy sprzed przewrotu majowego najlepiej charakteryzuje „ślepota – głuchota – swary osobiste i partyjne”. „Zgubią Ojczyznę – pisze na trzy tygodnie przed wybuchem walk – bo nie dorośli, aby ją posiadać”. Niestety, już wkrótce Wysocka musiała podobne opinie wygłaszać pod adresem obozu sanacyjnego. W 1931 roku napisała: „ostygłam bardzo wewnętrznie i dawne bożyszcza chcą mi się potłuc – przestaję się zachwycać pomajowymi eksperymentami – niedługo już tylko same świnie pozostaną u żłobu – wszelkie szlachetniejsze zwierzęta wycofują się w ostatnich czasach gremialnie. A świnie nawet wielkość potrafią z błotem zmieszać”.

  Niestety, przyszłość miała potwierdzić wiele ponurych proroctw Wysockiej. Na dwa lata przed śmiercią aktorki świat przemienił się w swoiste pandemonium nienawiści, pogrążając się w otchłani bezprecedensowego ludobójstwa na masową skalę. Wysocka zmarła 17 stycznia 1941 roku w Warszawie.

  „Muszę wejść czysta w zaświaty – pisała w czasach, kiedy najintensywniej przeżywała swoją miłość – pokutę swoją odbywam jeszcze z buntem – a wiem, że dojdę do zupełnej pokory – bo rachunek sumienia zrobiłam dokładny. Tak więc wyzbyta już jestem wszelkiego posiadania – to wielka ulga – muszę być wolna – wolna od wszystkiego, co wiąże z tą ziemią – zaczęłam istotne przygotowanie do przekroczenia progu tajemnicy – wszystko co jest walką, wydaje mi się takie małe – jakże więc mogę czuć się bliską ludzi? Już nie doczekam tej chwili, gdy i Ty odejdziesz od wszystkiego – te etapy obecne to wszystko nieważne – ale wiem, że gdy nadejdzie ten czas – będziesz pamiętał o mnie – bo wówczas ( jest ) będzie dobrze mieć bliskiego ducha”.


  W chwili śmierci Stanisławy Wysockiej Emil Zegadłowicz, który walczył wówczas ze śmiertelną chorobą nowotworową, miał przed sobą jeszcze niespełna miesiąc życia. Przy jego łożu śmierci czuwała inna już Muza...

 

Mirosław Wójcik

"Bo Ty jesteś moje Fatum..."

Listy Stanisławy Wysockiej do Emila Zegadłowicza 1924-1935

 

wstęp, opracowanie tekstu i przypisy Mirosław Wójcik 

Kielce 2008