Lata uniwersyteckie Emila Zegadłowicza

Mirosław Wójcik
 
 
Emil Zegadłowicz rozpoczął edukację w murach Uniwersytetu Jagiellońskiego w roku 1906. Z istniejących wówczas czterech wydziałów Uniwersytetu wybrał filozoficzny. Złożył wymagane procedurą immatrykulacji świadectwo dojrzałości, własnoręcznie napisany "rodowód", opłacił taksę immatrykulacyjną [1.2.11.1] . Do indeksu opatrzonego numerem 6424, a wydanego 3 października 1906 r., świeżo upieczony student wkleił zdjęcie zrobione już po maturze - w cywilnym "anglezie". W dokumentach uniwersyteckich używa obu nazwisk: Kaiszar-Zegadłowicz i obu imion: Emil Erwin . 
 
 Półrocze zimowe rozpoczynało się 1 października, zaś letnie w "czwartek po świętach wielkanocnych" [1.2.11.1]. Studenci zobowiązani byli zapisywać się ponownie na każde półrocze - i opłacić czesne. W Krakowie Emil Zegadłowicz studiował przez 10 semestrów, od 1906 do 1911 roku - nie uzyskał jednak dyplomu ukończenia Uniwersytetu. 
 
 Emil Zegadłowicz studiował w Krakowie literaturę, sztukę i filozofię. Zachowany w archiwum pisarza indeks pozwala na szczegółowe odtworzenie jego edukacji uniwersyteckiej. Historię literatury wykładali wówczas prof. prof.: Marian Zdziechowski, Stanisław Tarnowski, Stanisław Windakiewicz, Józef Tretiak, Ignacy Chrzanowski i Greizenach. Marian Zdziechowski w czasie studiów Zegadłowicza przedmiotem swych wykładów uczynił pesymizm w literaturze XIX w., Tarnowski zajmował się przede wszystkim polską literaturą wieku XIX, twórczością trzech wieszczów, publicystyką polskich pisarzy politycznych oraz działalnością krytyczną Juliana Klaczki. Windakiewicz poświęcił swe wykłady poetom polskim XVII - XIX w., młodszym i późniejszym romantykom (szczególnie Słowackiemu) oraz pseudoklasykom. Jeden semestr poświęcił tematyce teatru staropolskiego. Greizenach, którego wykładów Zegadłowicz miał możliwość słuchać tylko w pierwszym semestrze, zajmował się historią literatury niemieckiej w XVII w. 
 
 Historię sztuki wykładali profesorowie: Marian Sokołowski, Jerzy Mycielski, Piotr Bieńkowski-Łada, Julian Pagaczewski i Feliks Kopera. Sokołowski tematem swoich wykładów uczynił malarstwo włoskie XV w., twórczość Leonarda da Vinci, Rafaela i Michał Anioła, historię sztuki XVI i XVIII w., ikonografię i sztukę średniowieczną w XIV i XV w. Mycielski zajmował się dziejami malarstwa XIX w., sztuką sycylijską wieków średnich, malarstwem polskim XVII i XVIII w., zagadnieniem krajobrazu w malarstwie polskim XIX w., rozwojem sztuki od szkoły z Murano do Tiepola, malarstwem weneckim w poł. XVI w. oraz dziejami malarstwa niemieckiego w XVI w. Kopera wykładał kulturę włoskiego odrodzenia, Bieńkowski - historię rzeźby greckiej i wreszcie Pagaczewski - rzeźbę włoską XIV i XV w. oraz genezę i charakterystykę baroku włoskiego. Filozofia była domeną profesorów: Maurycego Straszewskiego (który poświęcił swe wykłady filozofii Buddy na tle kultury indyjskiej), Jana Nepomucena Łosia (filozofia słowiańska), Tadeusza Grabowskiego (filozofia Nietzschego) oraz Stefana Pawlickiego (historia teorii etyczno-socjalnych w wieku XIX, logika i dialektyka, estetyka, historia filozofii starożytnej od Arystotelesa do Cycerona, filozofia grecko-rzymska). 
 
 Okres studiów uniwersyteckich nie znalazł tak pełnego odzwierciedlenia w twórczości Zegadłowicza, jak jego lata gimnazjalne. Niemniej jednak wszystko wskazuje na to, że Zegadłowicz zamierzał kontynuować cykl Żywot Mikołaja Srebrempisanego i przedstawić dzieje uniwersyteckie swego bohatera w powieści, dla której projektował tytuł "Alma Mater" lub "Siępa" . 
 
 Motory przynoszą jedynie zdawkowe informacje o czasach krakowskiej niedoli ("uniwerek; ale tak raczej z nazwy tylko; nieinteresujące; nie ma tu wiele do powiedzenia..." - M, 70 ), późniejszych studiach za granicą i romansach - również tym zakończonym małżeństwem w 1915 r. Bohater Motorów, Cyprian Fałn (w którego życie wpisał Zegadłowicz liczne elementy własnej biografii) trafił do szpitala z rozpoznaniem wrzodów na żołądku (autentyczne wydarzenie z życia Zegadłowicza). W szpitalu Fałn wspomina swoje lata uniwersyteckie - w fatalnym żywieniu się podczas studiów dostrzega powody swych późniejszych kłopotów gastrycznych ( M, 30). Inne jeszcze wspomnienie swoich lat uniwersyteckich zawarł Zegadłowicz w przedmowie, jaką opatrzył w latach 30. radiowe wystąpienie młodzieżowej organizacji "Promethidion", która postawiła sobie za cel sprowadzenie do Polski zwłok Fryderyka Chopina:
 
 (...) było to w latach - zamierzchłych - wszystko, co jest przedwojenne, jest zamierzchłe - więc w latach 1906tym do 1908go - kiedy to jako maturzysta ciepły jeszcze i prosto z pieca - uczęszczałem na wykłady uniwersyteckie w "Almie" krakowskiej - równocześnie zaś byłem gorliwym członkiem - czyż mogłoby być inaczej - ? - artystyczno-literackiego Koła młodzieży uniwersyteckiej grupującej się w stowarzyszeniu "Życie" - otóż - najbardziej emocjonującą i rozpalającą nasze umysły owocześnie była sprawa sprowadzenia zwłok Juliusza Słowackiego do kraju, do Polski, na Wawel. - Były to gorsze czasy! - ileż posiedzeń, ileż dyskusji, odczytów - pochodów nawet! - cała ta ognistość wzmagała się oczywiście walnie przez to, że sfery t.zw. miarodajne postawiły swoje kategoryczne weto przeciwko sprowadzeniu zwłok tego, który mówił o rewolucjonizmie ducha, który w ogóle - wtedy za panowania Stanisława Tarnowskiego na katedrze myśli polskiej krytycznej - był nieuznawany w pełni i, powiedzmy otwarcie, pobłażliwie ignorowany - a myśmy Słowackiego kochali ponad wszystko - oczywiście, ponad Mickiewicza - kochaliśmy go za jego młodość, za jego poezję, za poezji tej nieprawdopodobieństwo - no i za to, że go starsze pokolenie nie kochało - i oto, proszą Państwa, z pochodów naszych, odczytów i apelów nic nie było - lecz miłość, która była motorem tych poczynań, okazała się owocną - bo oto w jakieś dwadzieścia lat później - to właśnie nasze pokolenie owoczesne - sprowadziło zwłoki poety do grobów królewskich - nieśliśmy trumnę Jego - jak relikwię na ramionach przygniecionych nie tyle jej ciężarem, ile tym zaszczytem wielkim, że ją właśnie niesiemy - do Krypty nieśli ją generałowie wojska polskiego na rozkaz naczelnego armii polskiej wodza. To było wielkie i wzniosłe!! - [47.1.43].
 
 Emil Zegadłowicz, który dopiero po śmierci wuja Adolfa Kaiszara stanie się spadkobiercą ojcowskiego majątku, panem Kamiennego Domu w Gorzeniu Górnym z należącym doń obszarem dworskim, w początkowych latach studiów uniwersyteckich najwidoczniej nie był na tyle zamożny, by pozwolić sobie na dostatnie życie. W pierwszym półroczu studiów został "uwolniony w połowie" [1.2.1.1] z opłaty czesnego, które wynosiło 30 koron 45 halerzy . Obiad za 20 halerzy istotnie musiał być marny, skoro była to niemal cena wklejanego do indeksu znaczka opłaty skarbowej, jaką ubogi student musiał ponosić przy końcu każdego semestru. 
 
 Istotne informacje biograficzne dotyczące lat uniwersyteckich Emila Zegadłowicza czerpać możemy z obfitej korespondencji pisarza z serdecznymi przyjaciółmi, m.in. Ludwikiem Miskym, Wacławem Orłowskim i Władysławem Toporem. 
 
 Rodzina Misky'ch herbu Delney została przez Zegadłowicza sportretowana w Zmorach . Powieściowy radca Delney mieszkał bowiem w odnajętych pokojach gorzeńskiego dworu przez ponad rok - do 1901. Wdowiec, wychowywał czterech synów: Edwarda, Mariana (absolwent gimnazjum wadowickiego z roku 1900), Ludwika i Witolda - wszyscy w powieści otrzymali autentyczne imiona. Szczególnie dwaj ostatni przypadli do serca młodemu Zegadłowiczowi: najmłodszy Witek i starszy od Emila o cztery lata Ludwik. 
 
 Ludwik Misky urodził się w roku 1884 w Nowym Sączu. W latach 1891-1894 był uczniem tamtejszej szkoły powszechnej (Szkoły Męskiej), następnie gimnazjum. W 1896 r. przybył wraz z rodziną do Wadowic. Uczniem był istotnie "celującym" (Z, 137) - w gimnazjum otrzymywał świadectwa I stopnia z wyróżnieniem. Po ukończeniu edukacji gimnazjalnej zamierzał robić karierę nauczycielską - pracę pedagoga rozpoczął w wadowickim gimnazjum. Jeszcze jako zastępca nauczyciela został przeniesiony do c.k. szkoły realnej I w Krakowie. Jaśniejszą stroną zawodu nauczycielskiego była - po rozpoczęciu pracy w liceum żeńskim w Krakowie - możliwość obcowania z co piękniejszymi przedstawicielkami płci pięknej: "Ja u Kaplińskiej bardzo czuję się szczęśliwym z godzin - wściekle miłe zajęcie - na 30 uczennic zawsze kilka bardzo pięknych się znajdzie. To rzecz ogromnie miła" - wyznał przyjacielowi w liście pisanym 19 września 1911 r. [72.1.6.8]. Szybko jednak niedogodności rutynowej pracy dały znać o sobie: w liście z 17 czerwca 1913 donosił: "zawód belfra rysunkowego wstrętny, a emerytura i malarstwo i swoboda nęci" [72.1.8.4]. 
 
 Korespondencję od Ludwika Misky'ego Zegadłowicz przechowywał nader skrzętnie: segregował listy, składał je w osobnych tekach i jeszcze po latach opatrywał uwagami identyfikującymi opisywane w nich miejsca, osoby i tematy. W archiwum gorzeńskim zachowało się około 400 listów od Ludwika Misky'ego z lat 1906-1934. Staranne, czytelne mimo mikroskopijnych rozmiarów liter (by jak najwięcej zmieściło się na tańszej niż list "korespondentce"), pismo Ludwika Misky'ego nie nastręcza żadnych trudności w lekturze. Misky pisze barwnie, z humorem, bez pruderii zwierza się swemu najlepszemu przyjacielowi - jak często nazywa Zegadłowicza - z najróżniejszych problemów: finansowych, artystycznych, lokalowych, towarzyskich i erotycznych. Dzięki temu listy Misky'ego są prawdziwą kopalnią wiedzy o warunkach i atmosferze życia artystycznego w Krakowie z początku ubiegłego wieku; obrazem niezafałszowanym, bo zapisanym bez pretensji dokumentacyjnych. Przy nazwisku odbiorcy swej korespondencji Ludwik Misky dodaje coraz to inne tytuły: "Jaśnie Wielmożny Pan Zegadłowicz Emil, właściciel dóbr i marzyciel" [72.1.7.5], "poeta i obywatel ziemski" [72.1.8.5], "obywatel ziemski profesor gimnazjum" [72.1.8.9], "obywatel ziemski, ogrodnik i poeta" [72.2.3.8], "profesor Kollegium OO. Pallotynów , obywatel ziemski " [72.2.2.16], "obywatel hreczkosiej i marzyciel" [72.5.]... 
 
 Inaczej z listami Zegadłowicza. Kłopoty z kaligrafią, jakie zatruwały życie uczniowi wadowickiego gimnazjum, miały okazać się trwałe w ciągu całego życia pisarza. Charakter pisma Emila Zegadłowicza - zwłaszcza wówczas, gdy pisarz sporządzał notatki dla samego siebie - jest nieomal nieczytelny. Choć brzmi to jak żart, faktem jest, iż niekiedy Zegadłowicz nie był w stanie przeczytać swoich własnych słów i wówczas zwracał się o pomoc do... żony! Nie lepiej bywało w listach: "Na miły Bóg, pisz wyraźniej" - zaklina przyjaciela Ludwik Misky [72.1.7.3.]. "Może byś wziął jakiego belfra, by Cię kaligrafii poduczył? Tak niewyraźnie piszesz!!" [72.2.2.15] - wtóruje Misky'emu ksiądz Józef Niemczyński , gimnazjalny kolega Zegadłowicza. 
 
 W roku 1906, kiedy Zegadłowicz rozpoczął studia, Ludwik Misky mieszkał już w Krakowie. W tym czasie był jednym z najbliższych przyjaciół pisarza. Korzystał często z zaproszeń Zegadłowicza - zwłaszcza w okresie świątecznym - i odwiedzał znany sobie przecież tak dobrze Kamienny Dom w Gorzeniu Górnym. W latach studiów uniwersyteckich Zegadłowicz był zmuszony wielokrotnie zmieniać mieszkanie. W styczniu 1908 r. mieszkał w "kamienicy egipskiej", "Pod Sfinksami". W 1909 przez jakiś czas mieszkał na ul. Kremerowskiej 3 (parter, oficyna). Niekiedy korzystał z noclegu w mieszkaniach Ludwika Misky'ego, który także długo nie mógł znaleźć dla siebie stałego kąta, ale który zawsze służył gościną przyjacielowi: "Gdybyś kiedykolwiek miał przyjechać do Krakowa - pisał w październiku 1910 r. - to proszę Cię, wprost zajedź do mnie na Czystą 1, parter, gdzie mogę Cię już z całą swobodą przyjąć i gdzie niczem krępować się nie będziesz potrzebował" [72.1.5.4]. Przeprowadzka Ludwika Misky'ego na Czystą 1 była efektem sprzeczki z ojcem, który - jak i radca Delney - jego literackie wcielenie w Zmorach - był człowiekiem wymagającym i synów potrafił trzymać krótko. Opis domowych burz przytoczony w korespondencji Ludwika jako żywo przypomina scenę rozprawy krewkiego radcy Delneya z niewłaściwie uświadomionym synem Witkiem (Z, 168-170): "U nas straszne zmiany: ojciec od dawna już był rozdrażniony, zwłaszcza na mnie i na Witka, że się nie uczy i przez próżnowanie może jeszcze jeden rok stracić. Jego ciągłe balansowanie poza domem na te głupie matche footbalowe doprowadziły wreszcie do katastrofy w dniu Twojego odjazdu (w niedzielę wieczór) - pisał do Emila na kartce pocztowej (mniejsza opłata pocztowa - jedynie 5 halerzy!) Ludwik Misky 6 października 1910 r. - kiedy Witek późno wrócił do domu, ojciec wsiadł na niego i na mnie z tak ostrymi wyrzutami, że go nie nakłaniam do nauki, tylko zabawiam popierając jego próżniactwo, że wreszcie uniosłem się i nagadałem tyle i tak otwarcie ojcu wszystko, co miałem na wątrobie. Ostre to starcie spowodowało, że zaraz nazajutrz ojciec zerwał umowę i najem mieszkania na Grabowskiego 5, a wynajął sobie dwa pokoje osobno, ja zaś musiałem sobie też wynająć pokoik kawalerski wściekle drogi (za 22 zł) na Czystej 1, parter" [72.1.5.3]. 
 
 Czysta 1 nie była jednak stałym portem Ludwika: w jednym tylko 1910 roku przyjaciel Zegadłowicza mieszkał na Czystej 1, na Czystej 8, II p., następnie na Dunajewskiego 7, II p., by jeszcze w tym samym roku wrócić na ul. Sięmiradzkiego 13 ("Mieszkam u ojca - pisał do Zegadłowicza w 1910 r. - wyrobiwszy sobie strajkiem pewne swobody" [72.1.5.3]). Antoni Waśkowski , znajomy Zegadłowicza z czasów krakowskich, pamięta inny jeszcze jego adres z roku 1910: "Zegadłowicz odnajmował wtedy pokoik od niejakich państwa Nowotnych przy ul. Wolskiej". (W pisanym w marcu 1910 roku liście do ciotki, Wandy Kaiszar, Zegadłowicz podaje adres: Wolska 40, parter [34.3.14]). 
 
 Rok 1907 zmienił wiele w życiu Emila Zegadłowicza. Śmierć kolejnego opiekuna - wuja Adolfa - z pewnością pogłębiła uczucie sieroctwa. Emil był teraz jedynym mężczyzną w Kamiennym Dworze w Gorzeniu Górnym. Być może to nowe obowiązki gospodarskie spowodowały, iż ten wrażliwy na cierpienie innych, zdeklarowany pacyfista, z odrazą myślący o przemocy młodzieniec, zmuszony był pomyśleć o broni. 12 lipca 1907 r. Zegadłowicz otrzymał stosowny dokument wydany przez wadowickie Starostwo, "w imieniu Jego c.k. apostolskiej Mości", zezwalający gospodarzowi Gorzenia na posiadanie przez trzy lata dwóch dubeltówek i jednego rewolweru. Skład domowego arsenału nie był chyba do końca ustalony zbyt precyzyjnie, bo jeszcze na oryginale "karty na broń" skreślono wpisaną "jedną" dubeltówkę i poprawiono na "dwie" i wykreślono "jeden flower". Sądząc z bardzo niepewnego charakteru pisma Emil Zegadłowicz drżącą chyba ręką podpisał wymagany w dokumencie "Rysopis uprawnionego". Fragmenty owego "Rysopisu" warto przytoczyć, jako że dokument ten jest swoistą charakterystyką wyglądu przyszłego pisarza. A zatem Zegadłowicz był człowiekiem wzrostu średniego, o twarzy owalnej, włosach ciemnych, oczach piwnych (urzędnik skreślił wpisany wcześniej kolor "niebieski"), ustach proporcjonalnych, bez "osobnych znamion" [1.2.2.19]. Ciekawostką natury językowej jest natomiast urzędowy styl regulaminu "Karty na broń", tj. "Najwyższego Patentu", którego jeden z punktów stanowi kategorycznie: "Właściciel karty na broń powinien ją zawsze mieć na dorędziu, ile razy ma broń przy sobie, bo inaczej przydybany, byłaby mu broń zaraz odebrana, a do bezsprzecznego tejże oddania jest on obowiązany" [1.2.2.19]. Fakt, iż w latach późniejszych Emil Zegadłowicz przedłużał pozwolenie na broń, zdaje się dowodzić, że w powyższych okolicznościach nigdy przydybany nie został... 
 
 Adolf Kaiszar, wuj Emila Zegadłowicza, którego osobę utrwali kiedyś autor Zmór w postaci wuja Wacława, zmarł 6 stycznia 1907 roku w Rudkach. Śmierć wuja oznaczała dla Emila przejęcie spadku po Tytusie: dworu w Gorzeniu Górnym i należących do obszaru dworskiego gruntów - dziedzictwa niezbyt wartościowego, skoro gorzeńskie nieruchomości wyceniono w jednym z licznych dokumentów sporządzanych w sprawach spadkowych na zaledwie 1900 koron. Niemniej jednak w ten właśnie sposób majątek Tytusa Zegadłowicza trafił po latach w ręce jego syna. Adolf Kaiszar, który otrzymał majętność gorzeńską w spadku po siostrze Elżbiecie - dziedziczącej z kolei po Tytusie, ojcu Emila - uznał w obliczu zbliżającej się śmierci, że czas na zwrócenie dóbr potomkowi pierwotnego właściciela Kamiennego Domu. W sporządzonej w dniu 9 marca 1906 r. ostatniej woli Adolf Kaiszar zapisał cały spadek Emilowi Zegadłowiczowi. Nie zapomniał też o swej żonie: w testamencie zagwarantował jej prawo "dożywotniego użytkowania całego spadku" z tym jednakowoż zastrzeżeniem, że prawo to miało wygasnąć w wypadku powtórnego ożenku Wandy Kaiszar [1.2.4.6]. 
 
 Trudno powiedzieć w sposób jednoznaczny, na ile dokumenty spadkowe oddają obraz rzeczywisty, na ile życzeniowy. Zgodnie z dokumentem "Wezwania płatniczego" sporządzonego przez Okręg Skarbowy w Wadowicach w dniu 27 kwietnia 1908 r. wartość majątku, na który składała się "majętność tabularna Gorzeń Górny" i "posiadłości niestykalne" w gminie Jaroszowice, wynosiła 9632 korony i 11 halerzy. Taką sumę - jak należy przypuszczać - podała rodzina Zegadłowicza, zainteresowana najniższym wymiarem podatku. Okręg Skarbowy nie zgodził się na taki szacunek i - w drodze ugody zawartej w dniu 27 marca 1908 r. - podwyższył wartość majątku na 20 000 koron, a do tej sumy dodał jeszcze "pretensyje" w kwocie 479 koron i 5 halerzy. Od kwoty 20 479 k. 05 h. odjęto następnie "wykazane długi i koszty pogrzebu" spadkodawcy, które wyniosły... 20 995 koron i 60 halerzy! Siostrzeniec spadkodawcy został zatem hojnie obdarzony przez wuja niedoborem w kwocie 516 koron i 55 halerzy. Mało tego, Emil Zegadłowicz musiał jeszcze zapłacić podatek od "wartości nieruchomego majątku" - 301 koron [1.2.4.4]... 
 
 1907 to wreszcie rok debiutu książkowego Emila Zegadłowicza. Można się domyślać, że Zegadłowicz-dziedzic nędznych pozostałości ojcowskiej fortuny, dopomógł narodzinom Zegadłowicza-poety: wydanie książki zostało bowiem sfinansowane przez jej autorów... Autorów, bo obok Emila Zegadłowicza na okładce Tententów wymieniono jeszcze nazwiska Wacława Orłowskiego i Władysława Topora (Zabiełło) . Należność za wydrukowanie książki wyniosła 422 koron. Część tej sumy - 340 koron - autorzy Tententów wpłacili do Drukarni Związkowej w formie zaliczki w trzech ratach: 21 listopada 1907 r. - 80 koron [16.3.3], 29 listopada - kolejne 120 [16.3.6] i 14 grudnia - 140 koron [16.3.5].
 
  Książkę wydrukowano w Drukarni Związkowej w Krakowie w drugiej połowie grudnia 1907 r. (nie, jak podają wszystkie źródła bibliograficzne, 1908). Egzemplarz autorski, opatrzony autografem autora, przetrwał szczęśliwie do dzisiejszych czasów w Muzeum pisarza w Gorzeniu Górnym. Szczegółowych informacji o książce dostarcza nam ponadto opis bibliograficzny Tententów.... sporządzony po latach przez samego Zegadłowicza. Czytamy tu:
 
 "TENTENTY...." Emil Zegadłowicz, Wacław Orłowski, Władysław Topór; Kraków 1908; Skład główny: Kraków - D.E. Friedlein, Warszawa - E. Wende. - 6 str. nlb. - Od 7-101 liczbowane - 3 nlb. - Od str. 7-mej do 41-szej cztery poematy Emila Zegadłowicza: "Drogą życia", "Gra", "Błędny ognik", "Chwila". - Na karcie okładkowej rysunek Ludwika Misky'ego, również tego autora w tekście listwy winietowe oraz przerywniki na str. 7-mej, 16-tej, 17-tej, 47-mej, 71-szej, 81-szej, 97-mej; reszta winiet rysunku J. Noworyty. Druk wykonała Drukarnia związkowa w Krakowie, ul. Mikołajska L. 13. Pod zarządem A. Szyjewskiego; książka ukazała się w grudniu 1907-mego roku (jest więc antydatowana). Nakład autorów. Egzemplarzy odbito 500 [47.2.77].
 
 Wacław Orłowski zamieścił w Tententach.... dwa wiersze ("Przyjdź jeden raz!...", "Niech mi się śni...") i trzy fragmenty poetyckiej prozy ("Z jesiennej przędzy", "Żywioły", "Groby kopią...", s. 44-71). Władysław Topór - dziesięć wierszy ("Raz jedyny", "Rapsod", "Zatracenie", "Sonety", "Preludium", "Zagrali mi piosnkę... ", "Z cyklu: Dola", "Z cyklu Chwile", "Mój okręt", "Zew", s. 75-101). Pomieszczone w zbiorowej publikacji utwory prezentują dość wyrównany - niestety, dość niski - poziom artystyczny. Wiersze - sądząc z informacji umieszczonych pod niektórymi z nich - powstały w latach 1906-1907 - niedługo przed wydaniem książki. Pewną dojrzałością w zakresie ukształtowania metrycznego i rygoru metaforycznego wyróżniają się dodatnio jedynie wiersze Topora. A jednak to "poematy" Zegadłowicza - chyba najsłabsze w zbiorze - otwierają Tententy.... Powodów takiego stanu rzeczy należałoby chyba szukać wśród uwarunkowań pozaliterackich: fakt, iż utworom Zegadłowicza przyznano w publikacji zbiorowej miejsce szczególne, że to właśnie z nim wydawca uzgadniał pisemnie szczegóły finansowe wydania książki, i to wreszcie, że książka nosi tytuł zaczerpnięty z wiersza Zegadłowicza, może dowodzić, iż młody dziedzic z Gorzenia poniósł w dziele edycyjnym Tententów największe koszta... Niezbyt entuzjastycznie - ale i nie negatywnie - oceniał po latach poziom artystyczny swego debiutu książkowego sam Zegadłowicz, który w autobiograficznych Motorach każe bohaterowi powieści mówić: "A ten pierwszy tomik - lat temu dwadzieścia i osiem - to nawet jak na pierwsze - wcale - nie ma co - dziecko - kugluje na grzbiecie i bawi się gwiazdkami - podrzuca - łapie - no i - - - " (M, 61). Akcja powieści Motory dzieje się w roku 1936, zatem wspomniany tom poezji wyszedł drukiem w 1908 roku i może to być aluzja zarówno do Tententów jak i do wydanych osobno wierszy Zegadłowicza z tego tomu, które poeta opublikował w grudniu 1907 roku pod tytułem Drogą życia . Wacław Orłowski, współautor Tententów, był spokrewniony z Emilem Zegadłowiczem przez osobę Wandy Kaiszar, żony wuja Adolfa. Matka Wacława Orłowskiego była siostrą Wandy. Ojciec, również Wacław, był malarzem, uczniem Matejki. Wacław Orłowski junior, wówczas uczeń krakowskiej politechniki, przeżywał nadzwyczaj burzliwą i odwzajemnioną miłość do Maryli Dudkiewiczówny. Zarówno jednak rodzice jego wybranki, jak i Wacława byli przeciwni związkowi ich dzieci. Nie wiedzieć dlaczego, to właśnie Zegadłowicz przechował korespondencję, jaką wymieniały zwaśnione strony. Wacław Orłowski poznał Marylę w Krakowie, gdzie panna pobierała naukę. Maryla pozostawała wówczas na utrzymaniu rodziców, którzy z dalekiego Jefremowa (gubernia tulska) posyłali jej każdego miesiąca 50 zł. Rodzice Maryli, właściciele składu aptecznego, nie byli zbyt zamożni, ale stać ich było na zapewnienie bytu jedynaczce. Na finansową pomoc rodziców Maryla liczyła i po ślubie - tym to bowiem argumentem przekonywała w liście niechętnego jej szczęściu przyszłego teścia: "nie wzięłabym od Pana ani grosza, ubliżałoby mi to" [74.19.8] - pisała dumnie do ojca swego narzeczonego - "Jestem pewna, że mu dam szczęście i że nasze rozłączenie się obecnie złamałoby mu życie". "Kochamy się i obecnie nasze rozstanie stało się rzeczą niemożebną" - wyznawała szczerze na kilka miesięcy przed ślubem [74.19.7]. Na niekorzyść młodych przemawiał - według rodziny Wacława - fakt niepełnoletności narzeczonego (Wacławowi Orłowskiemu do tego wieku brakowało jeszcze kilka miesięcy, a Maryla nie miała jeszcze 18 lat) i brak zabezpieczenia finansowego, ze strony natomiast rodziny Maryli - zachowanie przyszłego męża: "Postępku p. Wacława - pisze do jego ojca Waleria Dudkiewiczowa, matka Maryli - nie umiem inaczej nazwać, jak tylko wysoce nieuczciwym. Skorzystał z nieświadomości dziecka zupełnie nieznającego życia i uwiódł ją" [74.19.9]. Mimo to państwo Dudkiewiczowie deklarowali pomoc finansową dla młodych przez 5 lat, do czasu ukończenia przez Wacława politechniki. Warunkiem było jednak rozstanie się młodych na dłuższy czas. Wacław dał słowo państwu Dudkiewiczom, iż na letni semestr roku 1908 wyjedzie do Lwowa, Maryla miała pozostać w Krakowie. Jednak wbrew tym uzgodnieniom Wacława Orłowski poślubił Marylę Dudkiewiczównę już 5 września 1908 r. Ślub odbył się w rodzinnej miejscowości panny młodej, w Jefremowie [74.19.2]. Niedługo potem na świat przyszła córka Wacława i Maryli. 
 
 W istocie uroda Maryli Orłowskiej musiała być niezwykła, skoro - skądinąd nadzwyczaj wybredny w tym względzie Ludwik Misky - nie potrafił oprzeć się takiej oto refleksji w liście do Zegadłowicza z 19 kwietnia 1916 roku: "Cioci Twej Wandy list i pończochy zaniosłem i wręczyłem pani Zawieruszyńskiej; przy sposobności skonstatowałem raz jeszcze, że ta pani Orłowska jest prześliczna - całe szczęście, że jest mężatką i już niemłodą (...)" [72.2.3.6]. Smutny finał owej miłości streścił Emil Zegadłowicz w dopisku do cytowanej powyżej narzeczeńskiej korespondencji: "W roku 1920-tym podczas wojny t.zw. bolszewickiej - zaszedłem do małego sklepu przy ul. Bagatela w Warszawie (zdaje się pod Nr 1) - właścicielką sklepu była... Maryla z D.[udkiewiczów] Orłowska. Wacław rozwiódł się z nią - żył z nią źle - nie dbał o nią" [74.19.1].
 
  Niewiele możemy powiedzieć o trzecim współautorze Tententów, Władysławie Toporze, który był uniwersyteckim kolegą Zegadłowicza (najprawdopodobniej rówieśnikiem), i wraz z nim członkiem studenckiej organizacji "Życie". Wiadomo, że bywał gościem Emila w Gorzeniu (pod opublikowanym w Tententach wierszem Topora "Zew" widnieje zapis: Gorzeń Górny, 20 VI 1907 r.). Przez pewien czas Zegadłowicz i Topór dzielili tę samą stancję na ulicy Wolskiej, jako że i przyjaciel Emila nie był krakowianinem - przybył na studia ze wsi położonej gdzieś we wschodniej Galicji. O sile przyjaźni może świadczyć i taki fakt, iż Emil Zegadłowicz, z pewnością sam nie najlepiej sytuowany finansowo, wspierał biedującego przyjaciela pożyczanymi pieniędzmi, ryzykując ich utratę. Honor bowiem w owych czasach, nie zawsze obejmował pokrywanie długów: "Tu w Krakowie ludzie zmądrzeli już zupełnie - pisał Topór do Zegadłowicza w maju 1908 roku - nie chcą pożyczać, a jeśli się im coś podobnego przytrafi w przystępie serdeczności i wylania, to upominają się z góry przed terminem, żeby dłużnik nie oprzytomniawszy ani na chwilę, po otrzymaniu pieniędzy pod wpływem ich tyrad, flotę zaraz zwracał. W zasadzie to mają racyę, bo nic nie jest bardziej rozpowszechnionem w Krakowie, jak próżniactwo i zatrzymywanie wierzytelności. Wprost zaraza morowa" [117.77.1]. 
 
 W Muzeum Emila Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym zachowały się trzy listy od Topora z roku 1908, jego wiersz dla Zegadłowicza spisany na odwrocie karty opatrzonej tytułem O tobie sen oraz wykonane w warszawskim zakładzie fotograficznym E. Modzelewskiego (Marszałkowska 81) dwie fotografie Topora z odręcznymi dedykacjami. W roku 1908 Emil Zegadłowicz znalazł nowy sposób na zaradzenie kłopotom finansowym, a mianowicie odstąpił odpłatnie prawa do eksploatacji kamieniołomu znajdującego się na należącej do niego parceli w Gorzeniu Górnym. 2 maja 1908 r. Emil Zegadłowicz (a właściwie Michał Malina reprezentujący prawa niepełnoleniego jeszcze spadkobiercy ojcowskiego majątku) zawarł w tej sprawie odpowiednią umowę z Teofilem Solskim. Sporządzony na tę okoliczność dokument sądowy obligował jednocześnie Wandę Kaiszarową, dożywotnią posiadaczkę dóbr Gorzeń Górny, do przekazywania Emilowi kwoty 150 koron miesięcznie na utrzymanie, zaś po uzyskaniu przez jej siostrzeńca pełnoletniości - nadwyżki dochodów wynikających z eksploatacji kamieniołomów, przekraczających sumę 2400 koron rocznie. Konieczność wspierania Emila Michał Malina, opiekun Emila, uzasadnił następująco:
 
 Małoletni uczęszcza obecnie na uniwersytet we Wiedniu (wydział filozoficzny) i wkrótce zamierza się poświęcić zawodowi nauczyciela gimnazjalnego; koszta zaś na jego utrzymanie we Wiedniu są bardzo znaczne i wynoszą miesięcznie około 150 K. Z braku innych źródeł dochodu na powyższe utrzymanie zniewoloną jest opieka zezwolić na eksploatacyą kamieniołomu na parceli lk 524/2 położonego, którego we własnym zakresie prowadzić nie jest w stanie dla braku fachowych wiadomości, potrzebnych do wykonywania tego rodzaju przedsiębiorstwa - tak po stronie dożywotniczki, jak i głównego właściciela. Gdy zresztą wykluczona jest okoliczność, jakoby pupil po uzyskaniu fizycznej pełnoletności mógł ewentualnie wykonywać rzeczone przedsiębiorstwo samodzielnie, a to ze względu na rodzaj swego zawodu przyszłego, zaś umowa z Teofilem Solskim zawrzeć się mająca pod wzdlędem warunków i wynagrodzenia za prawo eksploatacyi kamieniołomu przedstawia się w tym stanie rzeczy dla pupila bardzo korzystną i widocznie wskazaną transakcyą, należało udzielić opiece małol. Emila Erwina Zegadłowicza żądanego upoważnienia do zdziałania powyższego kontraktu [1.2.4.7].
 
 Uwaga odnosząca się do wiedeńskich studiów Zegadłowicza w 1908 roku nie powinna sugerować, iż poeta studia te w istocie podjął. Plany zagranicznej edukacji nie przekroczyły fazy wstępnej choćby realizacji. Zegadłowicz nie był nawet pewien, gdzie przyjdzie mu podjąć studia: w listach do Władysława Topora pisał o spędzeniu roku akademickiego nie w Wiedniu, ale w Monachium... Z całą pewnością w roku 1908 Zegadłowicz był w Wiedniu co najmniej dwukrotnie: w maju (lub kwietniu, z Władysławem Toporem) i w sierpniu, ale za każdym razem jego pobyty w tym mieście nie trwały dłużej niż kilka tygodni - wakacje roku 1908 Zegadłowicz spędził z całą pewnością w Gorzeniu Górnym i Zakopanem, zaś rok akademicki 1908/1909 - w Krakowie (dowodzą tego choćby odpowiednie wpisy w indeksie i korespondencja z Władysławem Toporem Zabiełło). 
 
 W czasie studiów uniwersyteckich Zegadłowicz był aktywnym członkiem Akademickiego Artystyczno-Literackiego Koła "Życie" im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. Zachowana legitymacja Zegadłowicza (wystawiona 17 październia 1908 roku) nosi numer 2, co może sugerować, iż jej posiadcz był jednym z inicjatorów tej organizacji - być może prezesem. Wiceprezesem był Z. Michałowicz, a jako skarbnik na legitymacji podpis złożył wspomniany powyżej przyjaciel po piórze Zegadłowicza - Władysław Topór Zabiełło [1.3.14]. Niewiele wiadomo o charakterze działalności poety w "Życiu". Kierowana do niego imiennie służbowa korespondencja "Życia" z lat 1908-1909 dotyczy jednej tylko sprawy: odmowy przysyłania krakowskiej organizacji studenckiej gratisowych egzemplarzy pism, o co w imieniu "Życia" zwracał się Zegadłowicz do warszawskich redakcji "Nowej Gazety", "Wolnego Słowa" i "Dnia". O zaginionym dziele Emila Zegadłowicza, jakie powstało w tym czasie, pisał po latach w "Tygodniku Wileńskim" Stefan Papée : "Lat temu z górą szesnaście student Uniwersytetu Jagiellońskiego, młodzieniec dwudziestoletni, napisał dramat, pierwszy swój "wielki" dramat pt. List. Maeterlinck był wówczas w modzie. Treścią młodzieńczego utworu stał się więc maeterlinckowski nastrój, tęskne oczekiwanie nieznanego, bohaterem zrobiono "nagą duszę". Rękopis zaginął. Sam twórca nie żałuje tej straty. Autor, powiedzmy dokładniej: Emil Zegadłowicz, wybrał się już wówczas w daleką podróż w poszukiwaniu Słońca. Czyż jakąkolwiek wartość dla niego mógł mieć jeden, smutny, zagubiony List?". Wiele jednak zdaje się wskazywać na to, że wspomniany tu "dramat" jednak się zachował. Wśród wczesnych rękopisów Zegadłowicza znajduje się utwór w formie listu datowany: "sobota druga lub trzecia czerwcowa 1907", zwracający uwagę nadzwyczaj czytelnym (jak na Zegadłowicza!) charakterem pisma - a więc przepisane "na czysto", ukończone dzieło. Jeśli to ów "dramat" miał na myśli Zegadłowicz, kiedy informował Stefana Papée o zaginięciu dzieła, to mógł to zrobić w przypływie samokrytycyzmu: nieznośny manieryzm, młodopolszczyzna w najgorszym wydaniu stylistycznym i nieprzekonywujący patos utworu, wszystko to każe przyznać rację opinii samego Zegadłowicza: nie było czego żałować...
 
 W okresie od 24 marca do września 1909 r. - zgodnie z odręczną notatką autora - Zegadłowicz pisze wiersze, które złożyły się na tom zatytułowany Nad rzeką. Książka - podobnie jak wydane dwa lata temu Tententy - wydrukowana została w Drukarni Związkowej, głównym jej składem w Krakowie była księgarnia D. E. Friedleina, a w Warszawie - E. Wende i Spółka. I podobnie jak w przypadku Tententów czy Drogą życia nowy książka Emila Zegadłowicza ukazała się dzięki środkom finansowym samego poety. W roku 1909 Emil Zegadłowicz uzyskał pełnoletniość. Od tej pory, a ściśle rzecz biorąc od wydania w dniu 21 sierpnia 1909 r. "dekretu pełnoletniości", stał się pełnoprawnym właścicielem majątku w Gorzeniu Górnym [1.2.4.3]. W literacko przetransponowanych wspomnieniach z lat uniwersyteckich, jakie pomieścił w Motorach Emil Zegadłowicz największą atencją autora cieszą się wspomnienia miłosne, czy wręcz erotyczne. To ostatnie uściślenie jest konieczne, bowiem w świetle zachowanej korespondencji młodego Zegadłowicza możemy przyjąć, iż zasadą - konsekwentnie przestrzeganą w powieści - jest wprowadzanie na karty Motorów tych jedynie kobiet, z którymi łączył autora związek nie tyle miłosny, co erotyczny. W postaciach Marysi Jamrozianki i Wisi rozpoznajemy bez trudu ich pierwowzory: niejaką Zosię, pokojówkę państwa Nowotnych (u których wynajmował mieszkanie Zegadłowicz w roku 1909) i Marię Zegadłowiczową - żonę poety. Nie znajdziemy natomiast w powieści słowa o wielkiej - jak sądzić można z korespondencji - ale niespełnionej miłości Emila Zegadłowicza do panny Rojkówny. W archiwum pisarza zachowało się osiem listów do nigdy nie wymienionej z imienia i nazwiska panny. Identyfikacja tej osoby była możliwa jedynie w konfrontacji z treścią listów Ludwika Misky'ego. Fakt, iż listy te wróciły do Gorzenia, tłumaczyć chyba należy gwałtownym zerwaniem znajomości i w konsekwencji oddaniem sobie listów przez zwaśnione strony. Panna Rojkówna była przedmiotem czułych westchnień młodego poety na dwa lata przed poznaniem Marii z Kurowskich - późniejszej małżonki autora Motorów. Wiadomo jedynie, że Rojkówna mieszkała w Krakowie, a znajomość z poetą trwała co najmniej rok - od połowy 1910. Sądząc z listów Zegadłowicza była osobą wykształconą, subtelną i inteligentną - przynajmniej taką chciał ją widzieć zakochany Zegadłowicz. Prócz listów wysyłał jej książki (również swoje), dzielił się z nią własnymi przemyśleniami na temat sztuki i powinności artysty, w przypływach szczerości niekiedy sięgał granic żenującego patosu. Widział w niej słuchacza zdolnego rozumieć poetyckie mocowanie się z oporną materią świata. W listach przytaczał słowa Wyspiańskiego (kontekst tych cytatów dowodzi, że młody Zegadłowicz w ostatnich latach życia Wyspiańskiego korespondował z tym "jednym z najbystrzejszych duchów Młodej Polski" - jak sam określał autora Wesela w swoim liście [25.1.3] ) i wiersze Micińskiego. W obrazowaniu stanów swej duszy często uciekał się do motywów antycznych i biblijnych, przytaczał w oryginale łacińskie sentencje, charakteryzował egzotyczne kultury - wcale wymagająca intelektualnie lektura... 
 
 Niestety, ów dialog subtelnych dusz zakłócił przyziemny świat. W przekonaniu panny Rojkówny zawiniła ciotka Emila, Wanda Kaiszar; w przekonaniu Emila - nie tylko ona, ale i "pewne kwestye" [25.1.4], pod którym to enigmatycznym określeniem podejrzewać możemy niechęć rodziców panny Rojkówny do wydania córki nie tyle za poetę, co za ubogiego poetę... Do konfrontacji poglądów na życie poety i jego niedoszłych teściów doszło 30 października 1910 roku w domu panny, przy obiedzie. "Uwagi Rodziców nawet na umysł więcej prymitywny dodatniego wrażenia zrobić nie mogły (...) - żalił się w liście pisanym do Rojkówny 3 listopada 1910 roku upokorzony poeta - Ja się na pieniądzach ani znam, ani mnie ich wartość faktyczna (społeczna) obchodzi. Lecz i tutaj ze stanowiska sprawiedliwości nadmienić muszę, że przy mnie były poruszone przez Ojca Pani (...). Siedziałem cicho dopóki mówiono o mnie - chociaż brutalnie obrażano moje świętości - lecz wobec przypuszczalnych planów, jakie snuto na temat przyszłości Pani - nie mogłem powstrzymać gorzkich słów" [25.1.4]. Z koszmarnie nieczytelnych (ale z pewnością pisanych w tym czasie) szkiców Zegadłowiczowskich listów miłosnych możemy odcyfrować kilka zdań - najprawdopodobniej związanych z tym właśnie wydarzeniem: "Wyrządziła mi Pani wielką krzywdę. Otworzyłem przed Panią mą duszę i pokazałem jak skarbce, powiedziałem "czerp z nich, ile chcesz". Na to odpowiedź zimna, obojętna, nawet szydercza: "co Pan właściwie chce?" Co ja chcę? Czy ja mogę coś chcieć, czego nie ma i nie było? Pragnę, nie - pragnąłem uczucie zobaczyć w sercu Pani, odeń pulsujące ciepło odczuć. Nic więcej! Nic więcej. Reszta to kwestya uporządkowania bytu! Uczucie to podstawa. Dlaczego mi odmowa (...) sprawiła cierpienie niewymowne? Czyż nie należało mi sobie dawno powiedzieć: skończone. Nie bez "ale" przez dwa tygodnie czekałem odpowiedzi!" [40.5.5]. Nie darzący szczególnym uznaniem byłej wybranki swego przyjaciela Ludwik Misky w liście z 30 grudnia 1911 roku cieszył się z takiego posunięcia Zegadłowicza: "(...) Tobie życzę wszystkiego najlepszego i gratuluję, żeś się z wiadomą panną nie ożenił; widuję ją teraz często - zbrzydła baba (p. Rojk[ówna]) okropnie, za darmo bym nie zgrzeszył" [72.1.6.18]. Miejsce panny Rojkówny w sercu Emila Zegadłowicza rychło zajmuje kolejna miłość - tym razem Wanda. Łudząco podobne w stylu i treści listy pełne westchnień, uniesień, zachwytów i nieodłącznego patosu poeta śle teraz do nowej adresatki. Niestety, poza imieniem i wywnioskowaną z listów informacją, iż panna mieszkała w Krakowie, niewiele więcej wiadomo nam o tej osobie. Zachowane w archiwum poety listy do panny Wandy przytaczamy w Aneksie do niniejszego rozdziału. Inne szczegóły romansów młodego Zegadłowicza odnaleźć możemy we wspomnieniowej książce Antoniego Waśkowskiego , przyjaciela poety z czasów uniwersyteckich. Waśkowski wspomina "szczerą i młodzieńczą miłość" Zegadłowicza do niejakiej Zosi, pokojówki państwa Nowotnych, u których Zegadłowicz przez jakiś czas wynajmował mieszkanie. Wspólnie z zakochanym Emilem i Zosią Waśkowski bywał w karczmie "Czarny kot", tu spędzali razem między innymi Zielone Święta 1910 roku. Pamięta, jak Zegadłowicz opuszczał niepostrzeżenie towarzystwo w Jamie Michalikowej (a spotykał się tu między innymi z Franciszkiem Mirandolą, Albinem Józefem Herbaczewskim, Bogusławem Adamowiczem i Stanisławem Miłaszewskim), czy w teatrze i "biegł szybko do domu, do Zosi" . Co ciekawe, autor Znajomych z tamtych czasów przytacza również list Zegadłowicza, w którym ten informuje go o rozstaniu z Zosią. Na tym zakończyła się miłość Emila i Zosi. Spotkany po jakimś czasie Zegadłowicz wydał się Waśkowskiemu zamyślony i milczący - nie wspominał już o Zosi. Jednak podczas rozmów w "Czarnym Kocie" nawracał do dni swej miłości. Najprawdopodobniej jednak Antoni Waśkowski myli we swoich wspomnieniach (a już z całą pewnością w komentarzu do cytowanego w książce listu Zegadłowicza) postać Zosi - pierwowzoru Marysi Jamrozianki z Motorów - i osobę panny Rojkówny. Rzeczony "rozwód" dotyczy wspomnianego już przez nas nieporozumienia pomiędzy poetą a panną Rojkówną. Trudno przypuszczać, by adresatką wspomnianej tu korespondencji była prosta dziewczyna z podkrakowskiej wsi - z "Dąbrówki, tej za Klonówką" (M, 81). Ponadto Waśkowski utrzymuje, iż pracodawcy Zosi, państwo Nowotni, u których w tym czasie wynajmował stancję Zegadłowicz, mieszkali przy ulicy Wolskiej. Ściśle autobiograficzne wspomnienie owego locum w Motorach sugeruje jednak, że miłość Emila i Zosi w rzeczywistości znalazła swe schronienie pod dachem kamienicy "pod Pająkiem" - niezwykle oryginalnego domu na rogu Karmelickiej i Batorego, "projektowanego w stylu romantyczno-romańsko-gotycko-pajęczo-kapryśno-wenecko-krakowskim" (M, 81) przez sławnego architekta krakowskiego Teodora Talowskiego. Natomiast Wolska 40 (dziś róg ul. Marszałka Józefa Piłsudskiego i Alei Zygmunta Krasińskiego) to - jak już powiedzieliśmy - adres Zegadłowicza z początku roku 1910. Odnotujmy przy okazji, iż w tym samym czasie, gdy młody Zegadłowicz wzdychał do Zosi, vis-a-vis kamienicy "pod Pająkiem", przy Karmelickiej 42, na parterze mieszkała niejaka Maria Kurowska. Ale to już następna historia... W końcu 1910 r. - po kilku niedotrzymanych przez Drukarnię Związkową w Krakowie terminach - ukazała się kolejna książka Emil Zegadłowicza. 18 października pisał do panny Rojkówny: "(...) z początkiem przyszłego tygodnia będę w Krakowie, aby rozesłać Powrót w świat. Ciekaw jestem, jak Pani będzie się podobało moje najmłodsze dziecię." [25.1.2]. W końcu października książka jest jednak jeszcze niegotowa: "Termin mojego wyjazdu niezdecydowany, drukarz mi jakoś marudzi" - donosi poeta tej samej adresatce [25.1.3]. Z całą pewnością książka jest już w księgarniach na początku grudnia, jak wnioskujemy z napisanego 10 grudnia listu Ludwika Misky'ego, który zachwyca się poezjami przyjaciela: "Czytam Twój Powrót, w który się zaopatrzyłem niedawno, czytam Twe pieśni niestrojne w pawie szaty i podobają mi się istotnie w bardzo a bardzo wielu miejscach [72.1.5.5]. Aluzja Misky'ego odnosi się do pierwszej strofy tytułowego poematu:
 
 Nie stroję pieśni mych w barwiste szaty pawie, / królowa moich snów w rycerskich zamkach mieszka, / mych lic potokiem łez - paciorków z szkła nie łzawię, / a pośród dzikich róż prowadzi moja ścieżka.
 
 Na okładce wycenionej na 2 korony 40 halerzy książce Misky mógł przeczytać: "Emil Zegadłowicz, Powrót. Rycerz krzyżowy - Miasto. Poezye i poematy. Kraków. Skład w księgarni D.E. Friedleina. Warszawa E. Wende i Spółka 1911". Liryki Zegadłowicza poprzedzały dwie ilustracje: "Siew Jazona" i "Powrót", których autorem był gimnazjalny kolega autora wierszy Jan Pukło. Tradycyjnie, ukazanie się książki sfinansował sam Zegadłowicz. Książka ukazała się w szczególnym dla poety okresie. Jak wspominaliśmy, ostatnie miesiące 1910 roku obfitowały w dramatyczne napięcia i nieporozumienia spowodowane przez rodziców panny Rojkówny i Wandę Kaiszar. I być może to urażona duma kazała poecie umieścić przed właściwym tekstem poematu Powrót motto, w którym cytował... samego siebie:
 
 Z dróg mych rachunku nie zdaję nikomu i nikt mię nie ma prawa pytać o nie i klątwy moje zczezną [!] w moim domu... "(NAD RZEKĄ)".
 
 Emil Zegadłowicz zakończył edukację w murach Uniwersytetu Jagiellońskiego w roku 1911 - bez uzyskania dyplomu ukończenia studiów. Trudno powiedzieć, co przeszkodziło poecie w formalnym sfinalizowaniu uniwersyteckiej nauki. Być może w grę wchodziły kłopoty zdrowotne - przez ponad rok od końca 1910 począwszy Emil Zegadłowicz był stałym pacjentem krakowskich doktorów: Reissa , Latkowskiego i Nowotnego , leczących choroby wewnętrzne i skórne. Być może Zegadłowicz nie przywiązywał wielkiej wagi do tytułów naukowych, aczkolwiek w latach późniejszych niejednokrotnie przedstawiał się jako historyk sztuki.
 
 
 
 
Artykuł opublikowany w Studiach Filologicznych Akademii Świętokrzyskiej, tom 15. Pod redakcją Jana Pacławskiego. Wydawnictwo AŚ, Kielce 2002, s. 37-55