Jędrzej Kitowicz, Opis obyczajów
Studenci idą do szkół albo z nich powracają...
Taka absolutność studentów przez wiele lat cierpianą była i już wszyscy wierzyli, że studenci są to osoby bardziej nad wszystkie urzędy najwyższe i godności uprzywilejowane, a studenci wierząc takowemu zdaniu i mając go w takiej pewności jak artykuł wiary, dziwnie zuchwałymi i za lada przyczyną do zniewag wyżej opisanych porywczymi byli.
Żydów zaś na ulicach szarpać i kijami obkładać, jako tych, którzy Pana Jezusa umęczyli, tak wnieśli w zwyczaj, że do tego żadnego innego pretekstu nie potrzebowali, ale bili, póki chcieli i póki Żydek, obskoczony, gdzie w jaki kąt nie uskrobał. Dlatego Żydzi mieli się na wielkiej ostrożności pod te godziny, w które studenci szli do szkół albo z nich do domów powracali. Jeżeli zaś Żydek jaki trafunkiem postrzeżony byt tam, gdzie studenci rekreacją odprawiali, miał się tak jak zając, kiedy wpadnie między charty i ogary; wszystkie zabawy swoje studenci porzucali, a Żyda obracać śpieszyli i tak się z nim czasem ucieszyli, że Żyd zbity i pokrwawiony ledwo nogi zawlókł do domu. Kto się zaś zmiłował nad Żydem i odważył go bronić, musiał nieraz dobrze obronną ręką wraz z Żydem uchodzić, aby go większa partia sukursująca mniejszą nie obskoczyła.
Wielka księga polskiej szlachty...
Na ostatek, żeby nic do wygody nie brakowało, stawiano dla każdego gościa przy łóżku urynały, długo przedtem nie znane. Też same prawie każdy porządny podróżny woził z sobą, a niektórzy nawet i stolce składane, tak iż po potrzebie złożony stolec i zamknięty na klauzury - wydawał się jak księga jaka wielka.
Nuncjusz pijarom kutasy poobcinał...
Ci tedy trzej Konarscy i czwarty Samuel byli pierwszymi filarami, na których podniosła się w górę z niskości swojej sława zakonu pijarskiego, której przydając okrasy powierszchownej, zazwyczaj bardziej pospólstwo niż sama rzecz wewnętrzna ujmującej, płaszczyki krótkie zarzucili, a posprawiali sobie płaszcze długie. Żeby zaś utopić w niepamięci takową stroju degeneracją, i swemu świętemu fundatorowi w obrazach płaszczyk krótki przemalowali na długi; czapki także grube, wykrawane poprzerabiali w piuski subtelne, a na te powsadzali kapelusze z jedwabnymi kutasami, złotem przerabianymi. Ten jednak wdzięk, nad skromność zakonną występujący, nie trwał długo; albowiem razu jednego nuncjusz ujrzawszy z okna dwóch pijarów, idących przez ulicę z takimi kutasami, zawołanym do siebie nożyczkami kutasy poobcinał, dawszy napomnienie: „Religiosi non debent sic incedere!”
Prekursorzy chytrej baby z Radomia...
Drobna szlachta nie mięszała się z panami, miała swoje osobne stoły po różnych gospodach, a w lecie po sadach i podwórzach pod szałasami, gdzie ich przez ciąg sejmiku karmiono i pojono; przy każdym takowym stole albo raczej garkuchni znajdował się jeden i drugi z ramienia pańskiego sługa albo przyjaciel, dowódzca do ochoty. Potrawy dla drobnej szlachty nie były wykwintne, pospolicie mięsiwa: wołowe, wieprzowe, baranie, cokolwiek kur, gęsi, indyków, pieczono i warzono pieprzno, słono i kwaśno, aby się lepiej do trunków zaostrzało pragnienie. Gdy weszły w modę do stołu łyżki, noże, widelce i serwety (jako się o tym napisało pod artykułem o stołach i bankietach), dawano dla szlachty drobnej łyżki drewniane i blaszane, noże i widelce jak najtańsze, serwety i obrusy jak najpodlejsze, ponieważ to wszystko nakrycie szlachta owa między siebie rozebrała, a czasem i obrus na kawałki porozrzynała i rozerwała tak, że kredencerz nie miał co ze stołu zbierać, chyba jeżeli zdążył jaki półmisek albo talerz cynowy uratować; reszta naczyń drewnianych, glinianych i blaszanych, tej uczcie służących, poszła na rabunek.
Gdy na kartuzów napadnie niewiasta...
Niewiasty w ich [kartuzów] kościołach nigdy nie bywają. Milczenie zachowują ustawiczne w klasztorze; nawet kiedy przechodzi jeden wedle drugiego, nie wolno mu przemówić innego słowa, tylko te dwa: „Memento mori”; konwersują jednak z sobą na migi i przez karteczki. Żeby zaś takowa samotność nie wprawiali ich w melancholią, dwa razy w tydzień wychodzą razem wszyscy na rekreacją, podczas której mają wszelką wolność mówienia i bawienia się jeden z drugim. Lecz na niewiasty poglądać nie wolno im nawet i z daleka; dlatego wychodzić mających na rekreacją poprzedza całogodzinne dzwonienie, aby niewiasty, jeżeli się znajdują w tamtej stronie, w którą idą kartuzi, na bok opodal ustępowały. Ze zaś klasztory mają w własnych dobrach, więc niewiasty, jako ich poddane, uwiadomione dniem wprzód. w którą stronę panowie ich wynindą na rekreacją, usłyszawszy dzwon, co prędzej z tamtego miejsca uciekają, nawet podczas żniwa, aby nie były karane, gdyby niespodzianym spotkaniem oczy, światu obumarłe, obraziły. Jeżeli zaś jaka obca niewiasta przejeżdżająca albo przechodząca napadnie na kartuzów, wtenczas nie ona przed nimi, ale oni przed nią uciekają; w podróżach znajdujący się kartuzi tego wstrętu do białej płci, ile niepodobnego do zachowania, nie obserwują.
Zakamuflowana opcja niemiecka...
Mówią pospolicie, że suknia nie ma nic do obyczajów. Oj ma, i bardzo wiele! Skoro duchowni zaczęli nosić niemiecką suknią, zaczęli powoli dyspensować się od pacierzy, od postów i od służby ołtarza; na końcu panowania Augusta III wielu już było biskupów, którzy rzadko, ledwo kilka razy w rok do służby ołtarza przystępowali; ordynacje, czyli święcenia księży, i sakrament bierzmowania na sufraganów, a rządy diecezalne na audytorów spuściwszy, sami się rozrywkami, publikami i chwytaniem dworskich faworów zatrudniali. Mięsne stoły otwarte w dnie postne (jakby im do tej ludzkości innych dni, nie postnych, brakowało albo na ryby nie stać było) dawali; i sami, choć czerstwi i zdrowi, pospołu z zaproszoną kompanią, z katolików i dysydentów złożoną, mięsem się nadziewali. Zwyczaj mięsnych stołów dawania w postne dni pierwszy wprowadził Kajetan Sołtyk, biskup krakowski, który dostawszy się do pierwszych faworów grafa Bruchla, ministra królewskiego, lutra, do Mniszcha, marszałka nadwornego koronnego, jego zięcia, i do innych partią dworską składających pryncypałów, gdy między sobą umówili, aby każdy co tydzień raz dawał obiad publiczny, Sołtyk obrał sobie dzień piątkowy. Przed Sołtykiem, choć który z górnych duchownych jadł w post mięso, to przynajmniej stołów publicznych mięsnych w dni postne nie otwierał.
Palestra modna...
Sądy te otwierały się mową którego z palestry witającą trybunał, na którą przygotowany prezydent albo marszałek krótko odpowiedział komplementem dziękującym. Potem z regestru woźny przywołał którą sprawę, w której po zapisaniu komparycji marszałek kazał sądy odwołać na po obiedzie albo nazajutrz, bo nagle zaprzęgać się w pracą nie było w modzie, ile że oprócz prezydenta i marszałka niektórzy z deputatów możniejszych albo z pacjentów panów znacznych mieli sobie za honor popisować się z obiadami i kolacjami na przepych jedni nad drugich, już to dla trybunału, już dla prześwietnej palestry dawanymi; dlatego w pierwszym tygodniu mało co albo wcale nic nie było postępku w administracji sprawiedliwości; drugi tydzień ocucał cokolwiek więcej znużonych biesiadami i do pracy zaprzęgał, acz ta często rozmaitymi festynami, to imieninami, to aniwersarzami dworskimi, to nareszcie i bez żadnych okoliczności świetnych powtarzanymi od panów traktamentami przerywana była.
Nomen omen...
Za Kobielskiego biskupa w łuckim konsystorzu nie był, tylko jeden patron, który stawał od obydwóch stron. Co przywodził na poparcie jednej strony, to znowu zbijał stawając od drugiej. Śmieszna rzecz była, kiedy on w sprawie rozwodniej z racyi impotencji, broniąc męża o taki defekt przez żonę oskarżonego, dowodził, że ma, i znowu mówiąc od żony, próbował, że nie ma. Żeby zaś Czytelnik mój nie rozumiał, że piszę bajki dla zwiedzenia potomności, muszę go wytchnąć po imieniu. Był to Jajkowski, patron oraz grodzki i konsystorski.
Pani nabożna po komunii wraca...
Z tych, co się zbytecznie włożyli w kawę, ledwo który otworzył oczy, zaraz mu do łóżka niesiono kawę; bo było uprzedzenie od doktorów zatwierdzone, że wstawać z łóżka na czczo, a jeszcze bardziej wychodzić tak na wiatr, jest niezdrowo. Dlatego panie nabożne, kiedy miały przyjmować komunią, spieszyły się do niej jak najraniej, a po przyjętej jeszcze spieszniej powracały do domu, gotowe wyprać po pysku sługę, policzki jej wyszczypać z wielkiej gorliwości, jeżeliby za wstąpieniem w próg kawy gotowej nie zastały.
Poseł ciemny jak noc a diabeł niemy...
Do zerwania sejmu nie zażywano osób rozumem i miłością dobra publicznego obdarzonych, bo też tego i nie potrzeba było. Lada poseł ciemny jak noc, utrzymany tym końcem na sejmiku posłem przez partią Czartoryskich, nie szukając pozornych przyczyn, odezwał się w poselskiej izbie: „Nie ma zgody na sejm!” - i to było dosyć do odebrania wszystkim mocy sejmowania. A gdy go marszałek spytał: „Co za racja?” - odpowiedział krótko: - „Jestem poseł, nie pozwalam” - i to powiedziawszy usiadł jak niemy diabeł, na wszystkie prośby i nalegania innych posłów o danie przyczyny zatamowanego sejmu nic więcej nie odpowiadając, tylko to jedno: „Jestem poseł.”