Maria Dąbrowska, Dzienniki 1914-1945. 

Wybór i przypisy Tadeusz Drewnowski,

"Czytelnik", Warszawa 2000, t. 3, 1936-1945

12 III 1937. Piątek
Czytam listy Orzeszkowej. Nieskończony smutek wielkiego osamotnienia wieje z tych listów. W Polsce było zawsze tak, jak jest dzisiaj. Pomyje i plwociny dla wielkich i szlachetnych, uznanie i entuzjazm dla bałwanów lub zgoła nędzników. Straszno jest żyć i pracować w tym kraju tak niewdzięcznym i w którym kochać można tylko: kilkoro ludzi, ziemię i swoją złotą o Polsce chimerę. I tych wszystkich nieznanych tak samo ciężkim zadem motłochu duchowego przyciśnionych. Ale to przecież bardzo dużo! To wszystko! Któż jest uprawniony żądać więcej?
 
s. 115
 
 
24 XI 1938. Czwartek
Masoneria polska rozwiązała się sama z czystego patriotyzmu, aby nie utrudniać pozycji rządu i aby nie dostać się pod mordę polskiego chuligaństwa. Biblioteka i archiwa przekazane zostały Bibliotece Narodowej, a majątek - Robotniczemu Towarzystwu Przyjaciół Dzieci (RTPD). Przedstawiciele masonerii poszli zawiadomić o tym oficjalnie do Składkowskiego. Mimo to Prezydent ogłosił dekret dzisiaj o rozwiązaniu stowarzyszeń wolnomularskich, co oczywiście daje takie wrażenie, jakby masoneria rozwiązała się na rozkaz z góry; a to jest nieprawda, gdyż już od kilku miesięcy jest rozwiązana. Stwarzanie pseudofaktów historycznych.
Każdy z ludzi, wymienianych w nagonkach i denuncjacjach (fałszywych w dodatku) w prasie gadzinowej jako mason, jest wobec swoich prześladowców jak święty wobec świń. Można zrobić tylko to zastrzeżenie, że co do doboru ludzi masoneria polska stała o wiele wyżej od wszystkich innych. Piękno tego „świeckiego zakonu” cnoty obywatelskiej i prawości ludzkiej nie dawało spokoju brudasom politycznym, gotowym brać forsę skądkolwiek bądź i bardzo możliwe, że biorącym ją od wrogów Polski. „Falanga”, ONR i „Merkuriusz” na pewno nie mają czystych rąk, a w każdym razie wyglądają bardzo mocno na agentury niemieckie, a kto wie, czy i nie bolszewickie. Gdyż tylko Niemcom i bolszewikom może zależeć na niszczeniu w Polsce i szkalowaniu wszystkich uczciwych ludzi, na niszczeniu takich ośrodków siły i niepodległości Polski jak ruch młodzieży chłopskiej albo spółdzielczość. Tylko obcym agenturom może zależeć na pogrążaniu Polski w ciemnocie i fanatyzmie, w morzu nienawiści, donosów i prześladowań społecznych, politycznych i duchowych.
Pogoda trwa przecudna, ciepło, słonecznie. Polska jest piękna i mogłaby być szczęśliwa, gdyby nie hulał po niej tabun głupich i dzikich bestii o brudnych sercach i ciemnych, a trocinami wypełnionych głowach.
Osobiście nie miałam nigdy nic wspólnego z masonerią, i jeszcze za życia Mariana zawsze uważałam, że nie jest ona konieczna. Była też, jak na mój gust, nadto zasklepiona w środowisku mieszczańsko-intelektualnym. Ten jej charakter uderzył mnie jeszcze w młodości, gdy w Brukseli zaproszono nas na uroczyste posiedzenie tamtejszej masonerii, którym Marian, będący pod urokiem „Popiołów” Żeromskiego, cieszył się jak dziecko. Ale dawała ona szczęście ludziom, znajdującym w jej postawie moralnej ostoję i ucieczkę przed nieprzystojnością czasów. Wiem też i o tym, że każdy, na kogo szczują jako na masona, to z reguły człowiek prawdziwie na obraz i podobieństwo Boże. Zawsze to są i byli ludzie z typu, który Polskę w dziejach dźwigał do góry; natomiast ci, co walczyli z masonerią, to byli zawsze ludzie z typu, który Polskę gubił i grzebał. Dziś ci gubiciele i grabarze ojczyzny przeżywają swój triumf i renesans - dlatego drżę o los Polski. [...]
W dekrecie o masonerii są dwie rzeczy szczególnie gorszące. Jedna to, że pod dekret podciągnięte są stowarzyszenia „zależne od masonerii”. Jakież to pole do samowoli władz, które każde nie podobające się im zrzeszenie mogą pod tę kategorię podciągnąć. Jest to furtka otwarta dla zniszczenia wszelkiego życia zrzeszeniowego w społeczeństwie; pozostaną na placu zrzeszenia i organizacje albo rządowe, albo chuligańskie. Druga rzecz to oddanie wykonania tego dekretu w ręce (obok ministra spraw wewnętrznych) - Grabowskiemu, deprawatorowi polskiego sądownictwa, prześladowcy więźniów, jednemu z tych ludzi, jakich zwykle krwawe rewolucje wieszają na latarniach. I pomyśleć, że szubienicznik ten jest ministrem w odrodzonej Rzeczypospolitej. Noc zapada nad naszą ojczyzną, może zresztą nad światem, który przechodzi stopniowo we władzę ludzi złych. Kara Boża na ludzkość się zbliża.
 
 s. 234-236.