Andrzej Kijowski,

Dziennik 1978-1985,

wybór i opracowanie tekstu Kazimiera Kijowska i Jan Błoński,

Wydawnictwo Literackie, Kraków 1999

 

 

s. 7

30 I 1978

Zajmujemy się wciąż tym romantyzmem — paplamy o tym, a to przecież była epoka zepsutego smaku, zmętniałej myśli, obłąkanej ideologii społecznej; racjonalne rzeczy polityczne nie pochodziły od literatury, ale na odwrót, były jej źródłem.

Przyjrzyj się od tej strony romantyzmowi i wystąp przeciw mętniactwom Janionówny.

 

s. 8

5 II 1978

Wczoraj na kolacji Jerzy Andrzejewski z Agnieszką i Ar­turowie. Awantura ze Stryjkowskim już jest szeroko znana. On sam ją rozpowiada. Na kolację był halibut z ryżem, taki sobie, i doskonała galaretka. Rozmowa taka sobie, chwilami o niczym. Jerzy zżymał się na wiadomość o zgłoszeniu kar­dynała Wyszyńskiego do Pokojowej Nagrody Nobla, powiedział, że jego działalność nie ma charakteru międzynarodowego i że przynosi szkodę Kościołowi. Miał na myśli rozmowę z Gierkiem. Artur go oczywiście poparł. Wystąpiłem z ostrą obroną kar­dynała, mówiąc, że w sytuacji, w jakiej wszyscy jesteśmy, mając do czynienia z tym konfliktem rządzących osób, obciążanie jakimiś winami akurat kardynała jest po prostu śmieszne. Powiedziałem, że działał pod podwójną presją — partii, tzn. sytuacji wewnętrznej, i Watykanu. Artur, oczywiście, zgodził się ze mną.

 

s. 15

6   IV 1978

Złudzenia spekulatywnej teologii i „mistycznej" poezji: utwierdzają przekonanie o konieczności istnienia Boga, wynaj­dując znaczenia dla jego figur. Absurd wiary trwa nieporuszony. Od zrozumienia, co znaczy np. Duch Św., do uwierzenia, że on po prostu jest, jest równie daleko jak od wtajemniczenia w zasadę rozmnażania do uczucia i praktyki miłości.

Bóg, widząc te wysiłki, mruczy gniewnie: nic mi z tego —

i nadal woli swoje baby obcałowujące jego portrety.

 

s. 46

Przyszłość należy do małych narodowych, względnie re­gionalnych państw. Nie naród, ale terytorium i właściwa mu kultura rozstrzyga o samostanowieniu. Przyszłość politycz­na i gospodarcza należy do wielkich zespołów, unii, federacji etc., w ramach których określać się będą wyraziście regiony o spoistym charakterze bądź to geograficznym, bądź gospo­darczym.

Pytanie: czy Polska jest zwartym obszarem geograficz­nym! Nie!

Zrobiono ją na siłę — i nie było innego wyjścia.

Czy była narodem? Nie! „Naród polski" to była szlachta i jej pochodne. Zrobiono go montując wytrwałą agitacją plemiona Mazurów, Kaszubów, Ślązaków, Górali, Kurpiów, Podhalańców etc. Zasługa partii politycznych. Zasługa szkoły. Zasługa litera­tury. [...]

 

s. 126

27 VIII 1980

Rozmowy zostały przerwane. Jagielski został odwołany do Warszawy na jakieś posiedzenie — być może związane z nowy­mi strajkami. Wczoraj nieszczęsne kazanie Prymasa w telewi­zji . Staruszek przemówił tak, jak do strajkujących przed wojną mógłby przemówić kardynał Hlond: trzeba pracować, żeby móc żądać, i trzeba wykonać obowiązki, aby domagać się praw. Wspomniał również o zagrożeniu ze Wschodu, robiąc wyraźną aluzję do 1920 roku, podobnie jak Ryszard Wojna w TV, który przypomniał wprost rozbiory.

 

s. 198-199

17 VIII 1982

„W drodze" zamówiła(o) artykuł o O. Kolbe, który ma być teraz kanonizowany.

Dlaczego się zgodziłem? Z poczucia winy: bom im nie zrobił innych rzeczy, poza tym z ciekawości, co zrobię z tym niemoż­liwym tematem.

Temat jest niemożliwy z kilku powodów. O samym zdarze­niu, które stało się powodem wyniesienia O. Kolbe na ołtarze niewiele można powiedzieć, ponieważ brak wiarygodnych świad­ków. Ci, którzy świadczą, są nie bardzo wiarygodni, zwłaszcza świadek główny, jakim jest sam Gajowniczek.

Jacyż tu mogą być świadkowie? Najwiarygodniejszy byłby sam Fritzsch — czy jak on tam się nazywał — ale nie wiem, co się z nim stało. Inni słyszeli piąte przez dziesiąte. W to, żeby cały obóz — jak pisze Jan Józef Szczepański1 — wiedział o czynie O. Kolbe, żeby cały obóz uczestniczył w śmierci, w konaniu O. Kol­be i towarzyszy, też nie wierzę. Jedno jest pewne: Gajowniczek, który został wybrany na śmierć, żyje, a O. Kolbe, który wybrany nie został, nie żyje. I pewne jest, że skonał w mękach głodu i prag­nienia, bo taka była śmierć więźnia. Reszta jest tajemnicą O. Kolbe. Tę tajemnicę czcimy, nie fakty, które zawsze są zawodne.

Ten temat jest niemożliwy także ze względu na postać O. Kolbe, który, zanim stał się męczennikiem, był chyba najbar­dziej antypatycznym typem duchownego katolickiego, jakiego sobie można wyobrazić w latach międzywojennych.

Inaczej mówiąc, jest to osoba, z którą ze wszystkich powo­dów najtrudniej się utożsamić. Jest obcy i z powodu swojej umysłowości, i z powodu swego nadludzkiego męstwa.

 

s. 213

17 Xl 1982

Jak to jest naprawdę z polską religijnością i z polskim Kościołem. Jak to jest z polską jednomyślnością i solidarnością dzisiejszą?

Dobrze byłoby posłużyć się analogią — a tej poszukałbym właśnie w czasach saskich, kiedy to katolicyzm tryumfujący zgarnął w jeden gruby kożuch całe polskie życie umysłowe i kulturalne. Co wtedy znaczyło „polskie życie"? Co znaczy „polskie życie" dzisiaj?

Dzisiaj oczywiście Kościół nie jest wszystkim, ale moralnie nad wszystkim. To Kościół, nie „Solidarność", stał się paralel - nym państwem, a ponieważ z PRL nie zamierza zrywać — stał się jej układem wspomagającym. To wszystko zmierza do dwu­władzy, czyli do spełnienia wizji Piaseckiego.

 

s. 214-215

30  XI 1982

Wczoraj konferencja z Prymasem w sprawie osiedla — wo­tum za [ocalenie] Papieża; Prymas wydał mi się rozumny, prosty, rzeczowy, bezpośredni. 

Wieczorem koncert poezji w kościele NM Panny na No­wym Mieście. Prymas wygłosił homilię, a na końcu „słowo pasterskie". Homilia była prymitywna i nieskładna, a to źle, bo mówił do inteligencji. Słowo pasterskie najpierw bez sensu, a potem — niestety — do sensu: wezwał aktorów, aby powró­cili do telewizji. Spotkamy się przy telewizorach. Zrobił to grubiańsko, nie oddając ani słowem czci ich poświęceniu, determinacji, odwadze. Stanął po stronie władzy. Zrobił to niemal nazajutrz po kampanii oszczerstw przeciw aktorom w telewizji, zrobił to w dniu, w którym Hanuszkiewicza usu­nięto z dyrekcji Teatru Narodowego i oznajmiono o likwidacji Teatru Dramatycznego (to ostatnie nie jest pewne). O tych decyzjach nie został zawiadomiony, choć Łapicki, który wie­dział o apelu, jaki Prymas miał wygłosić, poszedł specjalnie na Miodową, aby tę wiadomość przekazać. Tak przynajmniej twierdzi.

Bojkot oczywiście trzeba zakończyć i jedynym człowiekiem, który mógł to zrobić, był Prymas, a koncert dobrą do tego okazją. Niedługo zakończy się stan wojenny, wyjdą internowani (wczoraj zwolniono znów około 300 osób), będzie jakaś amnes­tia, znikną więc bezpośrednie przyczyny bojkotu. Lepiej, żeby jego zakończenie zostało poprzedzone apelem Prymasa, niżby miał się on po prostu rozpłynąć. Było to więc dość dobrze wymyślone. Pozostaje sprawa argumentacji i stylu. Trudno było zrobić to gorzej. Czy to od Prymasa powinno było paść zdanie: „nie będziemy robić teatrów z kościołów", a z teatrów kościoły? I to w toku rozumowania, w którym ubolewał nad zeświec­czeniem kultuiy i nad opłakanymi skutkami rozdzielenia kul­tury od religii? Jego myśl biegnie utartymi szlakami, które nie schodzą się razem: utartymi szlakami staroświeckiego kleryka­lizmu i utartymi szlakami państwowego prymatyzmu. Sprzecz­ności nie dostrzega i wikła się w nie, podobnie jak wikła się w zawiłości polskiej gramatyki i szarpie beztrosko wszystkie ogniwa logiki, uczuć i języka.

 

s. 238-239

Zielone Święta, 23 V 1983

Po pogrzebie Grzegorza Przemyka (na który nie poszedłem zresztą, bojąc się tłumu, upału, zamieszania).

Mimo wszystko wątpię, aby zabójstwo chłopca było umyśl­ne. Uprowadziliby go wtedy i porzucili zwłoki gdzieś daleko.

A czy wzięli go umyślnie z planem pobicia, „dania nauczki" jemu, matce i całemu środowisku, czy też wpadł im w ręce, podchmielony i być może agresywny, i rozjuszył ich tam jakimś odgrażaniem się... Trudno powiedzieć. W każdym razie Prymas dostał dwa razy w twarz i nie zareagował: napad na Komitet i —jakby przedłużenie — śmiertelne pobicie Grzegorza. Prymas powinien był wziąć tych ludzi w obronę. Dlaczego tego nie zrobił, a zamiast tego wspomniał tylko o „naruszaniu świętych miejsc"? Zabrzmiało to okropnie, bo co jest większą zniewagą dla Boga: naruszenie poświęconych miejsc czy znieważenie, pobicie i zabicie człowieka! Ale dlaczego Prymas jest taki ostrożny w swoich reakcjach?

Przypuszczam, że jest ustawicznie szantażowany faktami współpracy duchownych i świeckich działaczy z podziemiem, podobnie jak Prymas Wyszyński był kiedyś szantażowany współpracą z PSL-owskim i faszystowskim podziemiem. Po raz drugi Prymas Polski jest postawiony w niewygodnej roli gwaran­ta lojalności kościelnej. Musi składać różne przyrzeczenia i zo­bowiązania w zamian za administracyjne ulgi dla działalności Kościoła. Potęga, którą pyszni się niższy kler i jego podopieczni, jest opłacana upokorzeniami Prymasa i Jego niepopularnością. I nie tylko Jego — odium spada na wszystkich biskupów, którzy muszą paktować z mniejszymi diabłami.

 

s. 295

1 VI 1984

Kardynał Wyszyński i Millenium.

1.   Formy pobożności propagowane przez Kardynała po zwolnieniu go z internowania: Śluby Jasnogórskie, Wielka Nowenna, ,,peregrynacja" obrazu.

Jest to tradycyjna, wiejska pobożność odpustowa w skali krajowej, przy zastosowaniu nowoczesnych środków propagan­dy, z których wiele jest kalką sposobów komunistycznych.

2.  Bo jest to też odpowiedź na masową indoktrynację i na intensywny proces „modelowania" mas przez reżim. Przypo­mnijmy te formy: ołtarze Stalina, nie kończące się pochody z chorągwiami, portretami i najróżnorodniejszymi feretronami. Nietrudno było spostrzec w tych formach zapożyczenia kościel­ne. Kardynał, podstawiając treści religijne pod formy komunis­tyczne, rewindykował to, co z kościelnych tradycji zostało wzięte. Zastosował technikę znaną od początków istnienia Kościoła, który z kolei swoją liturgię rozwijał w oparciu o formy pogańskie.

3.   Doszło więc w Polsce do prawdziwej bitwy na znaki, a przedmiotem jej była interpretacja Millenium. Czyli inter­pretacja historii, a zarazem interpretacja dalszego rozwoju. Materialistycznej interpretacji dziejów państwa Kardynał prze­ciwstawiał w swych kazaniach interpretację duchową, nawiązu­jąc do baroku i romantyzmu.

4.   O Polsce i Polakach można powiedzieć, że są najmniej stabilnym narodem w Europie, ponieważ w ciągu niespełna 200 lat nieustannie zmieniają się ich granice, status, ustrój, skład ludności, a nawet miejsce osiedlenia. Dodajmy do tego olbrzymie przekształcenia wewnętrzne — migracja ze wsi do miast. Przechodząc do miast, przewozili do nich część swego obyczaju. Kardynał Wyszyński sprawił to, że przenieśli też swoją religijność, która z kolei miała ulec przekształceniom w warunkach miasta i pracy przemysłowej. Ale nikt nie przypu­szczał, że zdominuje ona miasto i stanie się łożyskiem życia kulturalnego inteligencji i zawodowego robotników. Że na pielg­rzymki ruszą rzesze młodzieży.