s. 7-8
Próbowałeś grać na fortepianie?    

Oczywiście. Zapędzili mnie do grania, ale niestety, bardzo skutecznie zacząłem chodzić w szkole muzycznej na wagary. Rodzice po roku czy dwóch uznali, że nie ma sensu tego kontynuować. Dopiero potem, gdy moje dzieci uczyły się muzyki i gdy siadałem z nimi do fortepianu, pilnując, żeby ćwiczyły, bardzo żałowałem, że nie potrafię grać.
W ogóle fortepian był zakorzeniony w życiu rodzinnym. Ojciec pochodził z grającego domu, cała siódemka rodzeństwa - pięciu synów i dwie córki - grała i choć w domu mego dziadka były dwa fortepiany, trzeba się było zapisywać do kolejki. Ojciec był bardzo dobrym pianistą. Gdy kończył konserwatorium w Krakowie, wyznaczono go na finał popisowego koncertu absolwentów. Niestety, zjadła go trema i nie stawił się na występ, a mimo to następnego dnia w którejś z krakowskich gazet ukazała się recenzja pełna komplementów dla występu ostatniego pianisty Zygmunta Grossa. Okazało się, że wychwalający go recenzent także nie przyszedł na popisowy koncert i wszystko wymyślił.

s. 13
Wacław Szumański był znanym w warszawskiej palestrze adwokatem.

To prawda. Bronił między innymi Józefa Putka z Polskiego Stronnictwa Ludowego „Wyzwolenie" w procesie brzeskim. To był chyba najsłynniejszy proces polityczny w Polsce międzywojennej, kiedy rząd sanacyjny w 1930 roku wsadził do więzienia całą paletę parlamentarzystów centrolewicy.

 

s. 26
Czy wasze życie domowe miało swoje rytuały?

[...]
Pamiętam jedną śniadaniową historyjkę, która wspaniale oddaje błyskawiczny refleks i poczucie humoru mojej matki. To znaczy, mam takie uczucie, jakbym to pamiętał, na pewno coś - a może i całą historię - mi z tego dopowiedziała później matka, ale mam jakby wspomnienie oburzenia mojego ojca i to, że ten jedyny raz byłem świadkiem, jak się naprawdę na nią zirytował. Kontekst tego jest taki, że matka była z Warszawy, czyli z Kongresówki, a ojciec z Krakowa, czyli z Galicji, i od czasu do czasu przekomarzali się, przywołując stereotypy na temat różnych zaborów.
No więc była kiedyś u nas z wizytą znajoma rodziców z Krakowa, Bożenka Zagórska. W pewnej chwili podszedłem do niej z zapytaniem, czy mogłaby mi poczytać książeczkę. „Niestety, nie mogę, kochanie - odpowiedziała spokojnie - bo nie umiem czytać". Jako rozumne dziecko zostawiłem ją w spokoju, ale coś mi najwyraźniej nie pasowało, bo parę dni później, podczas śniadania, zapytałem rodziców, jak to jest możliwe, że pani Bożenka skończyła uniwersytet, a nie umie czytać. A moja mama na to z marszu, jeśli tak można powiedzieć, wypaliła: „Bo ona, kochanie, kończyła Uniwersytet Jagielloński, a tam są niższe wymagania".

s. 38
Byłeś zafascynowany Michnikiem?

A kto z nas nie był? Ta niesamowita odwaga cywilna! Znasz na pewno tę historię, jak się wdrapał za pierwszej Solidarności na dach komisariatu dworcowego w Otwocku otoczonego rozzłoszczonym tłumem mającym zamiar zlinczować milicjanta, który tam wcześniej okropnie pobił jakiegoś aresztowanego. I ten jąkała najpierw się uwiarygodnił (bo przecież nikt tam za bardzo nie wiedział, kim jest) mówiąc -„Jestem element antysocjalistyczny". Takim terminem ówczesna propaganda partyjna określała ludzi jemu podobnych (miałem nawet T-shirt z tym hasłem i zawsze mi się ta scena z Adamem przypominała, gdy go wkładałem. Przypomina mi się zresztą do dziś, gdy wkładam mój drugi ulubiony T-shirt z napisem „element animalny", którym to epitetem prezes Kaczyński, ze swoim bezbłędnie post-pezetpeerowskim słuchem, określił KOD-owców). 

s. 121
Zrozumiałem dzięki archiwom Hoovera, jak wielkie znaczenie w studiach na temat wojny - i rewolucji, bo zależało mi na zrozumieniu przy tej okazji, na czym polega proces transformacji ustrojowej prowadzący do ustanowienia zsowietyzowanego społeczeństwa - mają świadectwa osobiste.
Idzie mi o czysto metodologiczne spostrzeżenie, a mianowicie - że okresy gwałtownych i szybkich zmian, jakimi w życiu społecznym są wojny i rewolucje, nie są nigdy dobrze uchwycone w dokumentacji urzędowej. Po prostu nurt zdarzeń wylewa się wówczas poza ramy instytucjonalne, nie da się zaplanować ani ująć w biurokratyczne rubryki i żeby zrozumieć, a często choćby tylko dowiedzieć się, co się stało, trzeba sięgać po osobiste relacje świadków wydarzeń.

s. 165
Trafiliście na pierwsze wybory prezydenckie.

To było bardzo intensywne. Mazowieckiemu domalowują na plakatach gwiazdę Dawida. I ten absurdalny Tymiński, kompletny szarlatan, który wykolegował w pierwszej turze Mazowieckiego. (Kiedy wybraliśmy Trumpa w Ameryce, to sobie o nim przypomniałem). Moim dzieciom, które chodzą wtedy w Polsce do szkoły, dodają religię - z której zresztą mogły bez trudu wychodzić, bo wstawiono ją na ostatniej lekcji. Madzia była w drugiej klasie i jej koleżanki szły do komunii, więc powiedziała jednej z nich, że nie idzie do komunii, bo jest Żydówką. A tamta zszokowana zapewniła ją, że nikomu o tym nie powie, że to będzie ich wielka tajemnica...

s. 170-171
Zadawałeś sobie pytanie: jak to możliwe?

No właśnie - jak to możliwe, że po wojnie ludzie drżeli ze strachu przed współrodakami z tej przyczyny, że w czasie okupacji ratowali innym współrodakom życie. Jak to możliwe, że coś, co powinno być powodem do dumy, wywołuje w nich strach i przerażenie?

To pytanie tak naprawdę jest we mnie od pierwszego tekstu, Ten jest z ojczyzny mojej..., ale dopiero z upływem czasu zaczynam rozumieć, co tak naprawdę wydarzyło się w czasie okupacji. Odpowiedź jest przerażająca: strach przed ujawnieniem, że się pomagało Żydom podczas wojny, stąd się bierze, że odepchnięcie Żydów przez chrześcijańskie otoczenie, antysemityzm, a dla wielu ludzi nawet współudział w prześladowaniu żydowskich sąsiadów były wówczas normą w polskim społeczeństwie. Powojenny antysemityzm jest tej postawy bezpośrednią konsekwencją. Zgodnie ze starożytną formułą Tacyta, że nienawidzimy tych, których skrzywdziliśmy

s. 172
Stawiasz tezę, że było ta możliwe dzięki rozpowszechnieniu stereotypu Żyda ubeka i wampira porywającego polskie dzieci, aby z ich krwi wypiekać macę.

Żyd ofiara przypomina popełnione wobec niego grzechy. Trzeba go więc przerobić na Żyda prześladowcę, ubeka i mordercę polskich dzieci, wtedy agresja wobec niego staje się usprawiedliwiona. Zyskuje społeczne przyzwolenie i pozwala na wyeliminowanie Żyda, któremu wyrządziliśmy krzywdę i wobec którego mamy poczucie winy.

s. 173
Jak mawiał do mnie Wiktor Ehrlich - uroczy człowiek i wielki uczony: „Panie Janku, panie Janku, najlepsza metoda w humanistyce to jest być bardzo inteligentnym...".

s. 179

Skoro antysemityzm i antychrześcijańska postawa były normą, skąd powojenny strach?

Strach, że wrócą i odbiorą, ale także - strach, że przyjdą i opowiedzą, co się zdarzyło. W ostatecznym rozrachunku nie jest to więc tylko strach o dobra materialne, które zostały Żydom zabrane, ale strach przed prawdą o nas samych. Obecność Żyda przypomina, do czego jesteśmy zdolni. I dopóki tego grzechu nie nazwiemy po imieniu, nie podejmiemy trudu ekspiacji za krzywdy wyrządzone Żydom, będziemy się bać o samych siebie. No bo przecież nawet antysemici wiedzą, że Żyd to człowiek, i jeśli w jakichś okolicznościach społeczeństwo dało przyzwolenie na wymordowanie Żydów, to żaden człowiek w takim społeczeństwie nie jest już bezpieczny.

s. 193
Mówisz o powrocie z debaty zorganizowanej w Warszawie przez „Krytykę Polityczną"?

Sławek Sierakowski okazał się jedyną osobą, która zachowała się inaczej. Bardzo go lubię i szanuję, ale to nie jest jeden z moich przyjaciół od pół wieku. A tymczasem to właśnie on powiedział: „Słuchaj, leją ci tu gówno na głowę ze wszystkich stron. Otwieram dla ciebie łamy »Krytyki«. Chcesz napisać, napisz. Chcesz się wypowiedzieć, wypowiedz". I zorganizował debatę, a przede wszystkim opublikował tekst. Dzięki niemu Eastern Europe's Crisis of Shame ukazał się po polsku jako Wschodnioeuropejski kryzys wstydu.

s. 209
Kaczyński jest - twoim zdaniem - antysemitą?

Jeżeli nie jest - to znaczy, że instrumentalnie używa antysemityzmu do konsolidacji swojej władzy, i właściwie nie wiadomo, co jest gorsze.

Wystarczy pomyśleć, do czego się odwołuje i w czym jest osadzona ksenofobia, którą Kaczyński wydobywa z Polaków. A Tadeusz Rydzyk - ideowe zaplecze PiS-u i człowiek instytucja, do którego pielgrzymuje PiS-owska wierchuszka - jest antysemitą czy nie? Śledziłem dość uważnie teksty i wypowiedzi w „Naszym Dzienniku" i w Radiu Maryja po ukazaniu się Sąsiadów i znam odpowiedź na to pytanie. W 2008 roku amerykański Departament Stanu opublikował Global Anti-Semitism Report, w którym Radio Maryja określone jest jako „jedno z najbardziej radykalnie antysemickich źródeł medialnych w Europie". Echo tego demoralizującego resentymentu, jakim jest antysemityzm, stanowi emocjonalne zaplecze PiS-u.

Endecja, której PiS jest współczesną emanacją, od początku swego istnienia była formacją nie tylko antysemicką, ale też antypaństwową, anarchizującą państwo. Od zamordowania Narutowicza. Pomyśl, państwa polskiego nie było na mapie przez 123 lata i nagle odzyskujemy niepodległość, wybieramy prezydenta i pierwsza rzecz, która się wydarza przy gorącym aplauzie endeckiej publiczności, to zamordowanie wybrańca. Przecież to jest totalne szaleństwo. I w tym sensie - poprzez rujnowanie legitymacji instytucji państwowych, porządku konstytucyjnego, parlamentu, poszanowania prawa - mamy w PiS-owskim wydaniu powtórkę z historii. Oni też psują państwo, i to skuteczniej niż endecy, bo dorwali się do władzy.

s. 253
Aleksander Smolar: "Początkowo „Aneks" był pismem przedruków, ale ponieważ ukazywał się jeszcze przed 1976, przed KOR-em i rozwojem wydawnictw niezależnych, szybko zdobyliśmy publiczność. Kilka numerów zrobiliśmy wspólnie z przyjaciółmi w kraju. Na przykład ten poświęcony Orwellowi, przygotowany wraz z Marcinem Królem i Wojtkiem Karpińskim. Inny powstał z ludźmi z kręgu „Zapisu", we współpracy z Wiktorem Woroszylskim i Andrzejem Drawiczem. Opatrzony tytułem Archipelag wolnej myśli zawierał teksty Aleksandra Sołżenicyna, Andrieja Sacharowa i czołówki rosyjskich dysydentów. Kolejny ważny numer poświęcony był stosunkom Kościoła i laickiej inteligencji i tu wiodącą rolę odegrał Adam. Byłem zresztą przekonany, że to on, pod pseudonimem, napisał jeden z ważniejszych artykułów politycznych, ale, jak się okazało, jego autorem był Antoni Macierewicz nawołujący opozycję do wyjścia spod parasola Kościoła i krytykujący ją za nadmierne zbliżenie z kościelną hierarchią".

Jan Tomasz Gross, w rozmowie z Aleksandrą Pawlicką,

...bardzo dawno temu, mniej więcej w zeszły piątek...,

WAB, Warszawa 2018